Žibrid (Góry Strażowskie, Słowacja) – wycieczka górska – 28 kwietnia 2018 r.

W ostatnią sobotę kwietnia zebraliśmy się grupą 40-osobowa na dolnej płycie dworca autobusowego i o godz. 6:00 ruszyliśmy na kolejna wycieczkę na Słowację. Tradycyjnie pod przewodnictwem pana Jana Nogasia.
Celem były Góry Strażowskie, których część stanowią Sulovskie Skały, przez słowackich geografów wyróżniane jako osobna grupa górska z jednym z najwyższych szczytów Żibrid (867 m n.p.m.).
W górach tych występuje wiele wód leczniczych, które przyczyniły się do powstania znanych uzdrowisk, takich jak Trenczyńskie Cieplice, Rajeckie Cieplice.
Tym razem była to wycieczka integracyjna, współorganizowana przez zaprzyjaźniony słowacki klub górski KST Lietavska Lućka.
Wspólne spotkanie rozpoczęliśmy udziałem w otwarciu Memoriału Stefana Jureckiego. Uroczystość uświetniło wystąpienie „burmistrza” oraz weterana wojennego, o czym świadczyła długa, siwa broda i liczne medale, a także naszego pana Jana. Złożone zostały wieńce pod pomnikiem ku czci powstania w Letavskiej Luczce.
Uroczystość uświetnił zespół tamtejszych mieszkanek bogatym repertuarem piosenek „lat ubiegłych” również i nam melodyjnie znanych, w takt których przyjemnie było się pokołysać.
Następnie podjechaliśmy dwoma autokarami, już pod przewodnictwem sympatycznego słowackiego przewodnika o imieniu Jano do miejscowości Klace-Jasenowe, skąd ruszyliśmy na szlak w kierunku najwyższego szczytu w obrębie Sulovskich Skał: Żibrid, który osiągnęliśmy po ok. 1,5 godzinie podchodzenia stromym, leśnym szlakiem. Wejście na sam szczyt ułatwiły nam łańcuchy, skąd rozpościerały się piękne widoki na okoliczne góry i zielone pola. Towarzyszył nam zapach leśnej wiosny.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej, już w dół, mijając skały i odbijając od szlaku wskazaną przez Słowaków ścieżką, znaleźliśmy się pod skałą Budzogan. Skała ta osiąga wysokość blisko 14 m, ma bardzo wąską podstawę i szeroką górną część. I tutaj był nasz dłuższy odpoczynek. Zaczęły się sesje zdjęciowe oraz wspólne rozmowy. Czasem nie rozumieliśmy Słowaków, ale wzajemnie potakiwaliśmy głowami „ze zrozumieniem” i było bardzo sympatycznie.
Dalej zeszliśmy na dużą polanę, gdzie czekał na nas Nasz Jan i smaczny gulasz. Kto chciał to i piwo i inne „napoje” – taki wspólny piknik. Słońce przygrzewało, było bardzo wesoło, integracyjnie…
Później podjechaliśmy do Lietavskiej Swinnej, skąd ruszyliśmy pieszo na ruiny Lietavskiego Zamku. Przewodnik mówił, że podejście zajmie nam blisko godzinę, nam udało się dojść na wzgórze w pół. Zamek ten to jedna z największych ruin na Słowacji. Historia gotycko-renesansowego zamku rozpoczęła się już pod koniec XIII wieku. Zamek pełnił funkcje mieszkalne, administracyjne i wojskowe. Dzięki doskonałemu strategicznemu położeniu nigdy nie został zdobyty. Około 1760 roku zamek został opuszczony, co rozpoczęło proces niszczenia. W 1999 roku w celu ratowania Lietavskiego Zamku zostało założone Towarzystwo Ochrony Zamku Lietavskiego, które stopniowo realizuje kolejne prace zabezpieczające i rekonstrukcyjne. Wstęp jest bezpłatny, na miejscu można zjeść gorący posiłek, napić się czegoś zimnego w barze.
Było co oglądać, a zwłaszcza widoki wokół, w tym na Małą Fatrę z Rozsutcem i Krywaniem.
Odpoczywając w cieniu murów, snuliśmy opowieści o tamtych czasach, o więzionej księżniczce w baszcie, o rycerzach starających się o nią, itp…
Niestety trzeba było wracać i po zejściu ze wzgórza i pożegnaniu zaprzyjaźnionych Słowaków w świetnych humorach ruszyliśmy w drogę powrotną. W Bielsku byliśmy ok. 18:30.
Ja zapamiętam tą wycieczkę jako trochę inną niż zwykle, luzacką, bardzo wesołą i „taką wspólną”.

A.
.

Kolejny weekendowy dzień spędzony w górach. Tym razem nasz bielski Oddział PTT oraz bielskie KTW zostali zaproszeni przez zaprzyjaźnione KST ze Słowacji na Memoriał im. Stefana Jureckiego w Letavskej Luczce, czyli górską imprezę zorganizowaną na rocznicę wyzwolenia tej miejscowości spod okupacji niemieckiej. Krótka uroczystość odbyła się przy pomniku upamiętniającym rocznicowe wydarzenia oraz przy obelisku z nazwiskami miejscowych słowackich powstańców z 1944 r. Uroczystość, choć skromna (nasza spora grupa około 40 osób stanowiła około połowę obecnych na skwerze osób) i tak zrobiła na nas spore wrażenie. Lokalny chór z jednoosobową sekcją rytmiczną (pan grał na niezwykle ciekawym instrumencie) zapewniał oprawę muzyczną, która spotkała się z uznaniem wszystkich gości. Na uroczystości nie zabrakło również lokalnego patrioty, weterana, który w swej uprzejmości chętnie pozował do zdjęć ze wszystkimi, którzy zapragnęli mieć taką pamiątkę. Organizatorzy przewidzieli dla uczestników również poczęstunek, drobną pamiątkę oraz opiekę przewodnika na szlaku oraz podczas zwiedzania ruin Letavskyego zamku.
Górska część wycieczki zakładała przejście na Żibrid (867 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Sulowskich Skał, należących do Gór Strażowskich (które z kolei zalicza się do pasma Małej Fatry). Trasa nie była długa i przyjemnie szło się szeleszczącą od liści wąską ścieżką pośród buczyny, zieleniącej się od młodych pąków. Niemniej jednak Żibrid to góra o stromych zboczach i ostrych, skalistych (wapiennych) wierzchołkach, w swym charakterze przypominająca trochę nasze Pieniny. Ostatnie pięć metrów na szczyt zabezpieczone było łańcuchami, które wyznaczały dwie ścieżki (niekoniecznie najbardziej dogodne…). Skalisty wierzchołek wystający ponad korony drzew odsłaniał przed zdobywcami przepiękną panoramę.
Nieco poniżej szczytu już w drodze powrotnej czekała nas kolejna ciekawostka geologiczna, ostaniec wapienny o kształcie buzdygana lub jak ktoś woli maczugi, przy którym chyba każdy z uczestników zapragnął zrobić pamiątkową focię. Na szczęście wokół było sporo miejsca i w słoneczku, i w cieniu, na ławeczkach lub kamieniach, więc zamiast męczącego oczekiwania w kolejce do zdjęcia z wapiennym buzdyganem, zrobiła się z tego całkiem przyjemna przerwa z maszkietem i chłodnym napojem.
Dalej szlak prowadził już w las, który całkowicie zasłonił panoramę okolicznych gór. Na niewielkiej polanie nasi Gospodarze przywitali nas tradycyjnie po słowiańsku i zaprosili na przepyszny gulasz. Dla tych, co mieli ochotę i możliwość serwowano również tradycyjny słowacki pitny chleb od dzikiego ptactwa swoją nazwę biorący ;).
Po sytym posiłku podjechaliśmy autokarem pod ruiny zamku Lietava. Podjechaliśmy… to może za dużo powiedziane… XIII-wieczny zamek wznosi się nad doliną, na wzgórzu o wysokości 635 m n.p.m. Na pokonanie trasy i zwiedzenie zamku mieliśmy dwie godziny czasu. Ruinami zamku zajmuje się lokalna organizacja, która prowadzi tam prace konserwatorskie oraz udostępnia teren zwiedzającym. Wejście na teren zamku nie jest płatne, ale też zwiedzania (jak na razie) nie ma dużo. Można obejść pierwszy pierścień murów, wejść na dziedziniec, podejść ścieżką do wieży i schodami na wyższą kondygnację, skąd rozpościera się przepiękny widok na ruiny, głęboką dolinę i góry. W dawnych pomieszczeniach zamkowych znajduje się też niewielki bufet.
Pożegnawszy się z nowymi znajomymi z KST z Letavskej Luczki, bardzo zadowoleni ruszyliśmy w trasę powrotną. Po drodze udało nam się wygospodarować parę minut na zakupy. Z siatami pamiątek różnego rodzaju i ze śpiewem na (niektórych) ustach wróciliśmy do Bielska.
Dziękuję wszystkim za wspaniały wyjazd!
Było kilka nowych twarzy na tej wycieczce. Mam nadzieję, że klimat wyjazdów Wam się spodobał i pozostaniecie z nami na dłużej. (P.S. Zyskujemy jeszcze bardziej przy bliższym poznaniu).

Martyna Ptaszek
.

pamiątkowe zdjęcie naszej grupy ze słowackimi turystami z KST Lietavská Lúčka

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2018. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.