„To było niesamowite przeżycie, trochę nie wierzyłam, że mi się udało…” – takie wrażenia odniosła Martyna Ptaszek tam, na szczycie góry Grossglockner, gdy stała obok cesarskiego krzyża na wysokości 3798 m n.p.m. Wyżej było już tylko niebo, austriackie niebo…
Wierzchołek główny tej góry pierwszy raz zdobyty został 28 lipca 1800 r. Dokładnie 218 lat później, też 28 lipca Martyna weszła na swój pierwszy w życiu trzytysięcznik, na najwyższy szczyt Wysokich Taurów i Austrii. Ale były też i inne myśli, które w drodze na szczyt mimo wszystko jej towarzyszyły: „Boże, jak ja zejdę…?” „Dziołcha! tak jak żeś wylazła” – usłyszała w odpowiedzi.
Tymi wysokogórskimi przeżyciami podzieliła się dzisiaj z nami nasza oddziałowa koleżanka, pod której opieką jako przewodniczki nieraz mieliśmy okazję wędrować różnymi szlakami. Dzisiaj pełniła rolę prelegentki. Dzięki temu w ten grudniowy, tradycyjnie wtorkowy wieczór mogliśmy przeżyć razem z nią wejście na szczyt, który zaliczany jest do Korony Europy. Mogliśmy dowiedzieć się więcej o tym, jak wyglądało wejście drogą klasyczną zaczynające się w miejscowości Kals am Grossglockner, jak wyglądały poszczególne etapy tej drogi łącznie z noclegiem w schronisku Stüdlhütte (2802 m n.p.m.).
W pełnym zabezpieczeniu (raki, uprząż, czekan, lina), związane ze sobą liną asekuracyjną dwie trójki odważnych wspinaczy pokonywały lodowiec idąc, aż do Schroniska Erzherzog Johann Hütte (3454 m n.p.m). Na lodowcu napotkali tylko trzy szczeliny, które na szczęście tym razem były wąskie. Po dojściu do tego najwyżej położonego austriackiego schroniska, połowa uczestników tej grupy z różnych względów wycofała się z dalszej drogi na szczyt. Pozostała trójka, w tym Martyna, pokonywała różne trudności idąc przez lodowiec do skałek na grań i dalej na Kleinglockner (Mały Dzwon), następnie pokonując trudną przełęcz weszli na szczyt Grossglockner (Wielki Dzwon).
Szli po skałach, granią i żlebem, po śniegu i lodowcu. Czasem zdejmowali raki, bo przeszkadzały na skałach. Lodowiec i śnieg też były różne, rano zmrożone, a później miękkie i śliskie. Szli uważnie. Wykorzystywali też wbite słupki i pręty do zahaczenia liny, zwiększając tym samym stopień asekuracji. „Nie było łatwo” – powiedziała.
Towarzyszyła im różna pogoda, jak to bywa w lecie na tej wysokości: gorsza i lepsza, z mgłą i słońcem. Dodatkowym utrudnieniem i zagrożeniem było też wtedy, gdy na szlaku zrobiło się tłoczno i trzeba było czekać. Wśród wspinających się było dużo Polaków. Zbyt wielu chciało przecież wejść na ten niełatwy szczyt naj…
Szczególnie mocno utkwił w jej pamięci jeden z odcinków, który był mocno stresujący i najbardziej niebezpieczny, zresztą nie tylko dla Martyny. Zawsze budził on grozę wśród wielu wchodzących na ten najwyższy szczyt Austrii, a znajduje się pomiędzy Małym i Wielkim Dzwonem. Dlaczego? Bo trzeba było przejść trzy kroki po ośnieżonej grani, której szerokość wynosiła około 40 cm mając po obu stronach kilkaset metrów spadku. Żadnych barierek czy choćby poręczówek w tym miejscu nie było. „Strach było iść” – powiedziała Martyna. Nam, słuchaczom też udzielił się ten jej strach, bo wyobrażaliśmy sobie to trudne miejsce. Schodzili tak, jak wychodzili, tą samą drogą.
Dzięki tej prelekcji zobaczyliśmy, jak to jest w tych Wysokich Taurach w Austrii, gdzie jeszcze nie stopniały lodowce, gdzie często o wejściu na szczyt decyduje pogoda, kondycja i szczęście. Martyna i jeszcze dwie osoby z jej grupy ze Śląska weszli na Grossglockner za pierwszym razem, bo mieli właśnie to szczęście!
Przypomnę, że była to już druga prelekcja w naszym oddziale PTT dotycząca jej tegorocznego wyjazdu w kraje alpejskie. Najpierw o Alpach Julijskich opowiedziała nam na prelekcji w dniu 16 października br. Dzisiaj była kontynuacja tematu, ale już o innych górach, o Wysokich Taurach.
To ten Wielki Dzwon – Grossglockner wraz z Martyną w roli prelegentki przyciągnął nas, członków i sympatyków PTT O/Bielsko-Biała do salki przy ulicy 3 Maja. Warto było dzisiaj przyjść, zobaczyć i posłuchać!
Dziękując za dzisiejszą prelekcję życzymy Martynie wielu górskich sukcesów w zdobywaniu też tak samo wysokich i ambitnych nowych szczytów.
CS
.