Kolejna wycieczka z Tadkiem po czeskiej stronie granicy. Kolejne przygody i odkrywanie nowych miejsc, w trochę jednak pomijanym, Beskidzie Śląsko – Morawskim.
W ostatnią sobotę listopada, na wyprawę andrzejkową, wybraliśmy się pod Slavic. Spontaniczna wycieczka, na zasadzie samoorganizacji cieszyła się dużym zainteresowaniem, ale niektórym plany chyba zepsuła kapryśna pogoda. Choć zapowiedziane były opady deszczu, a w górach śniegu, nasza sześcioosobowa grupa miała szczęście. We wczesnozimowej aurze, przy lekko przyprószonych szczytach gór i z niezłą widocznością wędrowaliśmy w pięknych okolicach, a pogoda była dla nas łaskawa. Chmury ciemne i groźne przemykały po niebieskim niebie wysoko, a słońce często oświetlało góry ciepłymi promieniami.
Podróżowaliśmy aż trzema środkami komunikacji publicznej, ale wszystko idealnie się zgrało. Najpierw autobusem do Cieszyna, potem pociągiem z Czeskiego Cieszyna do Bocanovic, a stamtąd lokalnym autobusem w górę Doliny rzeki Lomná. Planowaliśmy przejście szlakiem żółtym do rozstaju dróg Lačnov (825 m n.p.m. ). Po drodze spotkaliśmy miejscowych, którzy polecili nam inną drogę, ponieważ szlak był zniszczony przez sprzęt zwożący drzewo. Ruszyliśmy więc piękną, utwardzoną, leśną drogą. Odchodziliśmy jednak za bardzo w lewo od kierunku naszej wędrówki. Zdecydowaliśmy się na drobną korektę trasy i po krótkim podejściu znaleźliśmy się na grani, gdzie szedł szlak czerwony. Tą ścieżką doszliśmy pod Slavíč do uroczego miejsca, które nazywa się Kolářová Chata. Zatrzymaliśmy się tam na krótki odpoczynek przy żeliwnym i przede wszystkim nagrzanym piecu! Mróz chycił błoto wszechobecne na szerokich, leśnych drogach, którymi przyszło nam wędrować dalej. Dzięki temu nasze buty i spodnie nie ucierpiały jak poprzednio.
Naszym kolejnym celem, tym razem konsumpcyjnym, była chata Kamenity. Warto było wydać ostatnie korony na tradycyjną zupę czosnkową z grzankami i serem albo jelenia w śmietanie podanego z knedlikami. Po tak sytym obiedzie ruszyliśmy niechętnie w drogę powrotną w dół na autobus do Bocanovic. Już zmierzchało, żeby nie marznąć na dworcu w oczekiwaniu na pociąg, przysiedliśmy jeszcze na kilkanaście minut w pobliskiej karczmie. Podróż powrotna minęła nam szybko w miłej atmosferze. W Cieszynie zdążyliśmy jeszcze zrobić małe zakupy, zaopatrując się w czeskie specjały.
Choć prognozy odstraszały, cieszę się ogromnie, że nie zrezygnowałam z udziału w tej koleżeńskiej wycieczce. Dziękuję wszystkim za wspólną wędrówkę i świetną atmosferę, Tadkowi zaś szczególnie za pomysł i opracowanie fajnej trasy! Pozdrawiam wszystkich uczestników sobotniego wyjazdu i tych, którym nie udało się być na tej wycieczce. Do zobaczenia ponownie. W górach. Na szlaku!
Martyna Ptaszek
.