„Tak to jeszcze nie było…”. To słowa, które podsumowują nasz sobotni wypad na jeden z piękniejszych szlaków na Żywiecczyźnie.
Nieważne czy przemierza się daną trasę po raz pierwszy czy już kolejny raz, to i tak dla nas, ludzi gór, każdy wypad jest inny i zarazem nieszablonowy. Tak wiele czynników ma na to wpływ i tylko od nas samych zależy jak miło spędzimy ten czas i ile pozytywnej energii pochłoniemy pokonując kolejne metry n.p.m.
W Złatnej Hucie weszliśmy na trasę w odsłonie pełnej zimy, z uciechą zostawiając Bielsko, a następnie Rajczę zanurzoną w deszczowych chmurach. Na szlaku delikatna zadymka ograniczała znacząco widoczność. Tym razem nie dane nam było zobaczyć odległych Tatr ze szczytu Rysianki czy też widoku na Fatrę z pięknych hal Bacmańskiej, Bieguńskiej czy Redykalnej idąc przez Lipowską na Halę Boraczą. Natomiast dzięki temu nasza koncentracja i zachwyt skupiały się na ośnieżonych i zarazem zdeformowanych kształtach choinek. Patrząc w głąb białego, świerkowego lasu wyobraźnia podpowiadała obrazy, których w innych warunkach dopatrzeć się nie da, było wręcz bajkowo. Atmosferę zimową podkręcały też dzieci i dorośli, którzy zjeżdżali na sankach z radością i czujnością sterując swoimi „rumakami”.
W trakcie wypadu był też oczywiście czas na odpoczynek i degustowanie potraw kuchni schroniskowych. W każdym z trzech górskich schronów dominowała wilgoć, zaparowane szyby, zapach pomarańczy, goździków i cynamonu unoszący się znad grzańców. A to w połączeniu z gwarem, opowieściami snutymi przez piechurów, narciarzy a nawet rowerzystów tworzyło tą niepowtarzalną zimową, górską i oczywiście bardzo wesołą atmosferę.
Na Rysiance czekała nas miła niespodzianka. Spotkaliśmy patrolującego na goprowskim dyżurze teren zamglonej Rysianki i Lipowskiej naszego dobrego znajomego Władka, który przy tej okazji nie omieszkał bezpiecznie odstawić nas do schroniska na Hali Lipowskiej. Przez ten krótki czas mieliśmy następnego mężczyznę w naszej zdominowanej przez kobiety grupie.
Na Lipowskiej nasza grupa zapoczątkowała zbiórkę na WOŚP. Grażynka prezentowała własnoręcznie przygotowane piękne widokówki z górskimi ujęciami, zachęcając tym samym pozostałych biesiadników do przyłączenia się do akcji.
Zejście z Hali Boraczej do Milówki odbyło się już po zmroku. Z zapalonymi czołówkami, które rozświetlały charakterystycznie chrupoczącą, zmrożoną ścieżkę wijącą się wzdłuż szumiącego żwawo strumyka, dotarliśmy na stację PKP. A stamtąd już prosto w kierunku naszego „nie zimowego” Bielska.
A dlaczego „Tak to jeszcze nie było”?
Hmmm… Panowie, którzy deklarowali udział, może pogoda Was odstraszyła albo inne czynniki, ale na zbiórce porannej w hali dworca PKP zgłosili się: nasz inicjator wypadu, Tadek, któremu bardzo dziękujemy, m.in. za znajomość połączeń lokalnego transportu oraz osiem kobiet; skład unikatowy, nieprawdaż?
Do zobaczenia na kolejnej, lecz jedynej w swoim rodzaju górskiej rajzie.
Wiola D.
.