W minioną niedzielę udało nam się zrealizować wyjazd w Tatry Zachodnie. Czekaliśmy na dobre prognozy i na niedzielę, 16 lutego zapowiadano ładną pogodę. Zdecydowaliśmy, że jedziemy w Tatry Zachodnie. Naszym celem minimum był Grześ (Lućna, 1653 m n.p.m.), a jak się uda to Wołowiec (2064 m n.p.m.).
Wyjechaliśmy w nocy ze Skoczowa i kierując się na Korbielów wjechaliśmy na Słowację. Niebo było gwiaździste, temperatura plusowa, ale dość mocno wiało. Tradycyjnie zrobiliśmy postój na stacji w Jabłonce. Wypiliśmy po kawie i ruszyliśmy w stronę Chochołowa.
Kiedy dojechaliśmy do Siwej Polany było jeszcze ciemno. Wiatr całkowicie ucichł, a temperatura spadła do ośmiu kresek poniżej zera. Zapowiadało się dobrze…
Ruszyliśmy Doliną Chochołowską. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod naszymi butami. Po chwili marszu zrobiło nam się przyjemnie i cieplej. Dochodziliśmy do schroniska i właśnie wstawał dzień. To był piękny wschód słońca…
W schronisku panowała cisza, tylko trzy osoby wstały przygotowując się do wyjścia na szlak. Zjedliśmy śniadanie. Andrzej sprawdził jeszcze prognozę. Wiesiek chwilę się przespał, a ja zrobiłem kilka zdjęć wokół schroniska.
Wyruszyliśmy żółtym szlakiem w stronę Grzesia i Rakonia (1879 m n.p.m.). Warunki do wędrówki były dobre. Szlak był mocno przetarty, ale im wyżej, tym było bardziej ślisko. Słońce świeciło coraz mocniej. Do Grzesia spotkaliśmy tylko jednego turystę. Na szczycie wiało dość mocno.
Założyliśmy raki i ruszyliśmy na Rakoń. Było słonecznie i coraz bardziej wiało. Dosyć sprawnie dotarliśmy na Rakoń. Krótka przerwa, kilka zdjęć z Wołowcem i Rohaczami tle i ruszamy zdobyć zimowy Wołowiec.
Ostatnio byliśmy tu na jesień z PTT Bielsko-Biała, ale pogoda w momencie podejścia na szczyt była kiepska. Tym razem jest szansa na piękne widoki.
Wiało bardzo mocno, ale krok po kroku wdrapaliśmy się na szczyt. Zimowy Wołowiec zdobyty!
Było super! Widoki piękne. Podziwialiśmy i robiliśmy zdjęcia. Z jednej strony prezentowały się: Raczkowa Czuba, Jarząbczy Wierch, Kończysty Wierch i Starorobociański Wierch, zaś za nimi w oddali Bystra – najwyższy szczyt Tatr Zachodnich. Było także widać Kominiarski Wierch i Śpiącego Rycerza. Mój wzrok przykuwały Rohacze: Płaczliwy i Ostry. Przepięknie się prezentują i to o każdej porze roku. Za Rohaczami wyłaniało się pasmo Barańców, które odwiedziliśmy jesienią. Po drugiej stronie prezentowały się w bieli: Brestowa, Salatyny i Banówka, a patrząc do tyłu, tzn. w stronę Rakonia pięknie było widać Babią Górę. Nacieszyliśmy oczy i udaliśmy się w powrotną drogę.
Nie schodziliśmy zielonym szlakiem przez Wyżnią Dolinę Chochołowską, gdyż był on całkowicie zasypany. Wróciliśmy do schroniska przez Rakoń i Grześ.
W schronisku istne tłumy i tłok. Udało nam się jednak wypić kawę i zjeść szarlotkę. Nieco zmęczeni, ale bardzo zadowoleni udaliśmy się w stronę Siwej Polany.
Szczęśliwie dojechaliśmy wieczorem do Skoczowa.
Łukasz Lasicz
.