Z jednej ze ścian spoglądał czarny orzeł cesarski, z drugiej połowa naszego białego na niebieskiej tarczy, gdy drużyna zapalonych wędrowców pod dowództwem Tadeusza zbierała się w hali dworca PKP Bielsko-Biała.
Korzystając ze wspaniałości Kolei Śląskich o 7:23 odjechaliśmy do Żywca składem relacji Katowice-Zakopane. Szkoda, że pociąg od 1 marca wypada z rozkładu i jedzie 3,5 godziny do Zakopanego, bo przy cenie 19 zł byłby to godne uwagi połączenie z Bielska-Białej do stolicy Tatr…
Grupa członków i nie-członków PTT sprawnie przesiada się do komunikacji PKS i przez powoli zmieniający się krajobraz z wiosennego na zimowy docieramy do przystanku „Glinka Szkoła”. Jest to miejsce, gdzie zaczyna się od południowego zachodu szlak żółty do bacówki na Krawcowym Wierchu. Na początku meandruje pomiędzy zasypanymi obficie śniegiem, niezwykle malowniczo położonymi, starymi domami. Droga jest wygodna, ale prowadzi stromo w górę. Od pierwszych kroków można nieźle się zasapać, ale dzięki temu zdobywamy wysokość. Po 30 minutach w lewo odłącza się droga do prywatnego schroniska Kubiesówka, my dalej kierujemy się na północny-wschód. Dobrze znakowana ścieżka wchodzi do lasu. Warunki iście zimowe – słońce mimo paru chmur nie daje za wygraną i co chwila oświetla bajkowy krajobraz. Jest cudnie! W paru otwartych miejscach można podziwiać nawet Małą Fatrę.
Po godzinie i 45 minutach dochodzimy do okazałej hali Krawculi i sympatycznego schroniska prowadzonego obecnie przez Dawida, a do niedawna przez znajomego Tadzia – Szymona. Piękne „okoliczności przyrody” zachęciły liczne grono braci turystycznej i dopiero po dłuższej chwili możemy wszyscy razem zasiąść w jadalni bacówki. Czas na regenerację, konsumpcję i żarty…
Po odpoczynku, spory zapas czasu pozwala (mimo trudnych warunków i wiatru na hali) na zdobycie szczytu Krawców Wierch (1084 m n.p.m.). Wracamy po śladach do rozstaju szlaków i kierujemy się niebieskimi znakami w kierunku Złatnej. W lesie stromo, potem łagodnie wzdłuż potoku o wdzięcznej nazwie Straceniec i po około 2 godzinach lądujemy naładowani endorfinami na końcu szlaku przy kaplicy. Jest mnóstwo czasu do autobusu, więc można jeszcze skorzystać z obfitego zaopatrzenia wiejskiego sklepu.
Kierujemy się drogą asfaltową w dół, następnie „zgarnieni” przez busa za promocyjną cenę biletu grupowego dojeżdżamy do Rajczy. Jest jeszcze kilka wolnych kwadransów na pizzę i napoje – pociąg do Bielska dopiero o 16:47. Planowo wsiadamy do pojazdu i odjeżdżamy.
Tadzik zachęca do obejrzenia filmiku z podkładem muzycznym na temat słynnej Chatki na Klimczoku – podróż mija sprawnie i szybko w ogólnej wesołości…
„Arrivederci a tutti!” jak mówią nad Tybrem i po 18 wszyscy z 14 uczestników po 14 km na szlaku rozchodzą się w rewelacyjnym humorze do domu…
Marcin Sz.
.