Nasze życie wyznaczają wschody i zachody słońca. Każdy z nas widział je wielokrotnie. Niektórzy jednak pragną czasem przeżyć taki wschód w sposób szczególny, gdzieś wysoko w górach. Tak też było i dzisiaj. Wybraliśmy się na nocną wyprawę na Babią Górę, aby na jej wietrznym szczycie podziwiać malowniczą scenerię brzasku.
Zebraliśmy się w dość licznym gronie ponad dwudziestu osób i wyjechaliśmy z Bielska około godziny dziewiątej wieczorem. Przed północą zaparkowaliśmy samochody poniżej Polany Krowiarki i ruszyliśmy czerwonym szlakiem. Po niecałej godzinie marszu dotarliśmy do widokowego szczytu na Sokolicy. Po kolejnych trzech kwadransach kosodrzewina stawała się coraz rzadsza, aż w końcu otoczyły nas skaliste krajobrazy. Minęliśmy Gówniak i od szczytu Babiej Góry dzieliły na minuty.
Na miejscu schowaliśmy się wszyscy po zawietrznej stronie muru. Wiał silny, zimny wiatr. Rozgrzewaliśmy się otulając w śpiwory i pijąc różne napoje. Im bliżej było wschodu słońca, tym więcej było turystów, którzy przybywali ze wszystkich stron. Ostatecznie na szczycie zgromadził się tłum ponad stu dwudziestu osób. Oczekiwanie wypełniały rozmowy i nocne fotografowanie. Niektórzy spali.
Pogoda nie była zbyt przychylna, nadciągały deszczowe chmury. Wschód słońca, które niemrawo przebijało się przez chmury, nie był może tak imponujący, jak na Wielkiej Raczy, lecz niebo mieniło się wieloma odcieniami czerwieni.
Około godziny piątej rozpoczęliśmy schodzenia w dół, w kierunku Markowych Szczawin przez Przełęcz Brona, na której uroczyście wręczono Natalii legitymację członka PTT. Do Krowiarek, gdzie czekały nasze samochody, dotarliśmy około ósmej i stamtąd wróciliśmy do domów.
Myślę, że wschody i zachody słońca w tak niezwykłej scenerii warte są tego, aby urozmaicały naszą codzienność. Pokazują jak zwykłe z pozoru zdarzenie może nabrać innego znaczenia. Te same chwile można przeżywać na różne sposoby, wciąż poznając je na nowo, odkrywając to, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy. O pięknie owego wschodu stanowią też ludzie, z którymi go oglądamy… ich też możemy wciąż odkrywać na nowo 🙂
Grzegorz G.
.