W sobotni, listopadowy poranek w Bielsku-Białej zebrała się grupa uczestników wycieczki w góry Słowacji. Pełni entuzjazmu i dobrego humoru, wsiedliśmy do autokaru z zamiarem zdobycia szczytu Mincola (1157 m n.p.m.) w Górach Czerchowskich na Słowcji.
Jazda autokarem przebiegła szybko i bezpiecznie. Jedni spali, drudzy rozmawiali, a jeszcze inni zajmowali się swoimi sprawami. Dojeżdżając do miejscowości Livovska Huta zachwyciła i zaskoczyła nas lekka zima, gdyż po drodze nic nie zapowiadało zimy.
Po krótkim przygotowaniu się wyruszyliśmy na szczyt. Po drodze witały nas szczekające psy i jedna koza. Zaczęliśmy podziwiać ładnie ośnieżone drzewa, a u jednego z gospodarzy można było zobaczyć obmarznięte jabłka. Wyglądały tak, jakby specjalnie czekały na nas.
Pierwsze metry trasy nie zapowiadały aż tak stromego i błotnistego podejścia, więc każdy uczestnik wycieczki stawiał ostrożnie kroki, bo o poślizgnięcie się nie było trudno. Im wyżej, tym bardziej Pani Zima zasłaniała widoki mgłą, choć oglądając ośnieżone drzewa, każdy marzył, żeby choć na chwilę się wypogodziło. Szlakowa sceneria była piękna, a każda gałązka i każde źdźbło trawy były udekorowane zimową szatą.
Dochodząc do szczytu Mincola, odsłoniły się widoki, tak skrycie ukrywane dotąd za mgłą. Każdy z uczestników wycieczki był nimi zachwycony. Jak daleko sięgał wzrok, wszystkie szczyty wokół były ośnieżone.
Gdy wszyscy już się posilili i wypili gorącą herbatę, przyszła pora na zbiorowe zdjęcie przy obelisku, po czym trzeba było udać się w stronę autokaru. Droga powrotna ze szczytu przebiegła szybko i sprawnie bez żadnych niemiłych przygód, lecz trzeba było bardziej uważać przy schodzeniu.
Na nocleg dojechaliśmy, jak było ciemno, ale też szybko i sprawnie. Nasz nocleg znajdował się w Polsce, w miejscowości Wysowa Zdrój, a baza noclegowała nazywała się Zacisze. Miejsce miłe i ciche, a gospodarz bardzo pomocny i miły. Obiadokolacja zaskoczyła wszystkich swoim smakiem i różnorodnością dań.
Tak zakończył się pierwszy dzień wycieczki w góry Słowacji.
Przemek K.