Wielka Rycerzowa (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska – 9 grudnia 2012 r.

9 grudnia 2012 r., jak na niedzielę przystało, stał się kolejnym w roku dniem górskich wędrówek członków i przyjaciół bielskiego Oddziału PTT oraz nieformalnego koła czechowickiego. Mimo niezbyt optymistycznych prognoz – mróz, wiatr i zachmurzenie – do udziału w wyprawie, której celem była Wielka Rycerzowa, zgłosiło się ponad 20 osób. Dzięki zdolnościom organizacyjnym i logistycznym naszego Prezesa udało się na ten dzień zorganizować wystarczającą (lecz nie przesadną – ekologia! tudzież ekonomia! 😉 ) liczbę samochodów, aby każdy z uczestników mógł sprawnie dotrzeć na miejsce startu. Tak więc zbierając się w wyznaczonych „punktach zbornych” – niektórzy już około 6:00 – zabieraliśmy kolejnych uczestników. Na przykościelnym parkingu w Ujsołach Soblówce w komplecie zjawiliśmy się wszyscy już w kilka minut po 8:00.
Warto zaznaczyć, że droga do punktu startu pełna była emocji związanych z panującymi na zewnątrz temperaturami. W Bielsku-Białej termometry wskazywały -15, a im bliżej punktu startu, tym zimniej było na zewnątrz. Ku ogromnej radości części z uczestników wycieczki, temperatura w Soblówce osiągnęła -20 stopni, co powitano radosnym okrzykiem.
Szczelnie opakowani przed mrozem i oporządzeni w stosowny na tę porę roku sprzęt – stuptuty oraz (nieobowiązkowo, ale zgodnie z wcześniejszą umową) popularne „jabłuszka”, a potocznie (rebus: pierwsze „p” zamień na „d”) pupo-ślizgi, około 8:20 wyruszyliśmy na szlak. Planowo nasza droga miała prowadzić pod górę szlakiem czarnym, odchodzącym tuż przy parkingu. Wiadomo jednak, że plany planami, a życie życiem… Już na starcie, za ogólną zgodą uczestników, zapadła decyzja by zaufać „pewnej blondynce” i udać się drogą nieco „na skróty”, czyli górą przez Soblówkę. Droga owa miała nas doprowadzić do czarnego szlaku, pozwalając ominąć fragment szlaku wytyczonego nieco na około. Jak to jednak ze skrótami bywa… W ośnieżonym krajobrazie, stąpając uważnie, spoglądając pod nogi miast na drogę nieco zboczyliśmy z obranego „szlaku”. Psychologia tłumu okazała się tu silniejsza od niepokoju pojawiającego się w sercu naszej przewodniczki, w efekcie czego wraz z przodującymi przed nią śmiałkami i całą resztą za plecami dotarła na bliżej nieokreśloną leśną polanę, będącą również składem drzewa. „Nieustraszona” przewodniczka, choć nieco zagubiona, przy wsparciu logistycznym jednej z uczestniczek wyprawy (dziękuję!), która to wskazała jej zabudowania majaczące pomiędzy drzewami nieco na lewo, a które zostały rozpoznane, jako część przysiółka znajdującego się przy żółtym szlaku, również wiodącym na Rycerzową, poprowadziła grupę dalej, wyprowadzając szczęśliwie na wspomniany szlak. W ten sposób, dobrze oznaczoną drogą, pilnując oznakowań udaliśmy się na szczyt. Nieco przed nim, zeszliśmy na szlak zielony, by ze zboczy Małej Rycerzowej podziwiać panoramę Tatr i inne widoki. W tym miejscu należy wspomnieć, że prognozy się nie sprawdziły i cała wycieczka odbywała się w promieniach słońca, cudownie rozświetlającego ośnieżone drzewa i polany, a mróz wraz z upływem czasu i wzrostem wysokości zmniejszał się. W okolicy szczytu było około -10.
Już na tym etapie naszej wędrówki część uczestników nie mogła sobie odmówić przyjemności i przy pomocy stosownego sprzętu do Bacówki na Rycerzowej dotarła ślizgiem.
Po ogrzaniu i zaspokojeniu pierwszego pragnienia większość z uczestników udała się na szczyt Wielkiej Rycerzowej, skąd po obowiązkowym foto na szczycie (z czechowickim banerem), swym zwyczajem, „ślizgiem”, udała się z powrotem do Bacówki. Ponieważ „ślizg” sprawiał wszystkim sporo przyjemności powrót ów trwał dłużej, niż wynikałoby to z map. Powrotom na szczyty Małej i Wielkiej Rycerzowej oraz kolejnym zjazdom nie było końca. Techniki zjazdu były przeróżne… indywidualne, w tandemach, bobslejowe (grupowe) oraz jak komu wyszło… na plecach, na brzuchu… Wszytko odbywało się w radosnej atmosferze śmiechu, okrzyków oraz narzekań na obolałe kości ogonowe – co nie powstrzymywało uczestników od kolejnych ślizgów. Zjazdom uważnie przyglądali się „fotoreporterzy”, starający się uwiecznić kolejnych śmiałków i co ciekawsze „figury” zjazdowe, ale również wykazujący się refleksem i w porę umykający przed rozpędzonymi, pozbawionymi „kontroli trakcji” osobami.
Po wyczerpujących ślizgach i krótkim „popasie” w schronisku, około 14:30 cała grupa udała się w drogę powrotną na parking. Tym razem również niektórzy z uczestników nie mogli się powstrzymać od ślizgu szlakiem, co zakończyło się z powodu małej ilości śniegu i wystających spod niego korzeni i kamieni uszkodzeniami i utratą sprzętu zjazdowego. Na szczęście obyło się bez kontuzji i wszyscy około 15:20 zameldowali się przy samochodach skąd rozjechaliśmy się do domów.

Blondynka (w ramach rehabilitacji za wyprowadzenie w pole)
.

ekipa przed schroniskiem

Ponad dwadzieścia osób w ponad dwudziestostopniowym mrozie, wyruszyło dziś z miejscowości Soblówka w kierunku bacówki na Rycerzowej. Niezrażeni siarczystym mrozem, a wyposażeni w – nazwijmy to umownie – uniwersalne ślizgacze śniegowe, rozpoczęliśmy marsz żółtym szlakiem. Po niespełna dwóch godzinach, uraczeni piękną pogodą, dotarliśmy do schroniska. Po krótkim posiłku przyszła kolej na główną atrakcję dnia: zjazdy na ślizgaczach.
Ruszyli ponownie ku górze, w kierunku głównego celu wyprawy. Po kwadransie, zebrani razem, zrobiliśmy zwyczajowe zdjęcie z banerem i zaczęliśmy wracać. Do bacówki zjechaliśmy szybko, przy akompaniamencie salw śmiechu wywołanych szaleństwem zjeżdżania na ślizgaczach.
Czas mijał nieubłaganie, niczym chudy sknera wydzierając nam kolejne minuty dobrej zabawy. Trzeba było wracać. Ruszyliśmy zatem w drogę powrotną, czarnym szlakiem, aby około piętnastej dotrzeć do naszych samochodów. Inauguracja prawdziwie zimowych wycieczek z pewnością należy do udanych. Gdyby spróbować podsumować ją w kilku słowach, z czystym sumieniem można by rzec: fantastyczny klimat, fantastyczni ludzie, fantastyczna odskocznia od codzienności.

Robal

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2012. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.