Prolog
W niedzielny poranek hardtrekkingowa ekipa Łukaszy Dwóch spotkała się na dworcu PKS w Bielsku-Białej, skąd dzięki bardzo płynnemu połączeniu poprzez Wisłę Uzdrowisko już po 1,5 godz. znalazła się w punkcie wyjścia w Beskidy czyli na Kubalonce.
Etap 1: Kubalonka – Stecówka
Na Kubalonce pożegnaliśmy naszego druha Tadka, który swój udział w wycieczce zaznaczył tylko wspólnym przejazdem i udał się w nieznanym, beskidzkim kierunku. Fama głosiła, że na ukochany Klimczok, ale czy to możliwe? Po godzinie wędrówki dotarliśmy na Stecówkę. Dzięki chwilowo dobrej widoczności mogliśmy stwierdzić jak piękne widokowo jest to miejsce. Szeroka polana, a w dole góralskie domostwa Istebnej Zaolzie, dalej Koniaków i Ochodzita. Żal tylko, że figurujące w przewodnikach schronisko jest już od 6 lat niedostępne. Niby remont, ale coś za długi.
Etap 2: Stecówka – Przysłop
Niezłe tempo i rozgrzewające napoje stanowiące zbędny balast skutkowały tym, że już w samo południe z uśmiechem na twarzy wkroczyliśmy do schroniska na Przysłopie.
Tu nie omieszkam przekazać trochę własnych prehistorycznych spostrzeżeń.
Kiedy byłem tu pierwszy raz jako kolonista we wczesnych latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku zakochałem się w tym ówczesnym drewnianym myśliwskim domku Fryderyka Habsburga. W latach naszego ,,socjalistycznego sukcesu gospodarczego” stwierdzono, że jest on za mały na potrzeby ludu pracującego miast i wsi, więc go rozebrano, by po wielu latach odtworzyć na nowym miejscu. Dzisiaj jest siedzibą oddziału PTTK w Wiśle przy ul. Lipowej. To było niby konieczne. OK, ale w zamian przeniesiono na Przysłop betonowe klocki z rozebranego domu wczasowego jednej z dogorywających katowickich kopalń. Od 2004 roku nowi właściciele starają się przywrócić beskidzki charakter schroniska, niestety betonu już nikt nie wymieni, a ja w wyniku wspomnień czuję się tam jak w domu sanatoryjnym w Goczałkowicach czy innym Ciechocinku.
Etap 3: Przysłop – Barania Góra
Pokrzepieni i w miarę wypoczęci ruszyliśmy dalej na najtrudniejszy tego dnia odcinek. Może niezbyt długi, lecz przewyższenie 264 m i wyjątkowo upierdliwy lód na szlaku dały nam solidnie w kość. W pewnym momencie nie obeszło się bez tradycyjnego pytania osoby wchodzącej do osoby schodzącej. Daleko jeszcze? I tu szok. Schodzącą osobą był sam Prezes Szymon. No cóż, zdania na temat tego sensacyjnego spotkania były podzielone. Jedni twierdzili, że to jego zwykły kondycyjny niedzielny spacer. Inni, że to niezapowiedziana kontrola swojego stadka. Dla większości jednak było, że to był przejaw troski Prezesa.
Warunki na trasie trudne. Łukasz nie jest jeszcze przewodnikiem. Wszystko się mogło zdarzyć.
Na Baraniej wesoło, gwarno, dużo luzu, zdjęcia w grupie, grupkach i solowe. Taka sielanka.
Etap 4: Barania Góra – Węgierska Górka
Najpierw z górki, potem bolesne podejście na Magurkę Wiślańską. Tu Prezes stwierdził, że ekipa jest pod dobrą opieką Łukasza, innego pasterza nam nie trzeba i skierował się w stronę Ostrego. A my niczym torpeda śmigaliśmy w dół i choć kierunkowskazy dowcipnie wskazywały nam, że dystansu nam nie ubywa to jednak na 17:41 wszystkim udało się dotrzeć na peron w Węgierskiej Górce.
Epilog
Spokojny przejazd pociągiem do wybranych miejsc i czasem wolnym na refleksje.
Niedawno koleżanka Jola-biolożka przekazała nam, że nikt praw natury nie zmieni. W trudnych warunkach przeżywają tylko najsilniejsze osobniki danego gatunku. Wyruszyliśmy na trasę pełni obaw w jakiej kategorii się znajdziemy. I co? Cała nasza trzynastka z dumą może powiedzieć „VENI, VIDI, VICI” (Przybyłem, Zobaczyłem, Zwyciężyłem).
Henryk S.
Post scriptum (uzupełnienie etapu 4)
Schodząc szybkim tempem z Baraniej Góry na początku naszej grupy, zwróciliśmy uwagę na pięknie położoną Halę Baranię – już w zasadzie bez śniegu, z wyraźnie widoczną bacówką. Nikt z nas tam jeszcze nie był, więc w czwórkę zboczyliśmy ze szlaku, by odwiedzić halę i szybko dogonić resztę ekipy pod Magurką Wiślańską.
Gdy dotarliśmy na halę, oprócz grupki turystów, grzejącej się przy ognisku, przywitał nas gospodarz – głuszec. Pięknie przystrojony, przygotowujący się do toków, dumnie prezentował potężny ogon i unosząc łepek w górę – tokował. Cóż za miłe to było spotkanie.
Zrobiliśmy kilka zdjęć i niedługo później, opuściwszy Halę Baranią dogoniliśmy naszą wycieczkę w okolicy Magurki Wiślańskiej.
SB