Kolejny odcinek naszego ulubionego tasiemca („Niech nam żyje 100, o pardon – 1000 lat!” ;-)) pod tytułem „Polskie Towarzystwo Tatrzańskie Oddział Bielsko-Biała zaprasza na wycieczkę…” już za nami.
Było – cóż tu wiele mówić – bardzo smakowicie, co potwierdzić gotowe nie tylko ciało lecz i duch. Niczym w samym środku Soplicowskiego dworku albo przynajmniej na rozległej Lubelszczyźnie, której cytrynowe gaje są tak zniewalające – tak właśnie było. Rzecz miała miejsce w Zawoi. Stamtąd, a ściślej – z przełęczy Krowiarki wyruszyliśmy na podbój Babiej Góry. Niestety nie wszyscy dojechali, z powodów bardziej lub mniej przyjemnych. Babka – dostojna królowa Beskidów łaskawie przywdziała na tę okoliczność świąteczny strój. Zaskakująco, na przekór zwątpieniu czy cokolwiek uda się nam we mgle i szarości zobaczyć – tonęła w bieli i błękicie, w dopracowanej scenografii o fantazyjnie urozmaiconej fakturze.
Mieliśmy dobry czas i tempo, pod przewodnictwem Tomka i Agnieszki w godzinach południowych dotarliśmy na szczyt. Trudno się było nasycić pięknem widoków, morza chmur i dość wyraźnej korony Tatr. Nawet wiatr na z reguły wietrznym Diablaku był nader spokojny. Uwieczniliśmy chwilę zdjęciem z bannerami nowopowstałego Koła PTT w Kozach, Oddziału PTT w Bielsku-Białej i bannerem akcji „Razem dla Platana” wspieranej przez Koło w Kozach. Łyk herbaty, trochę słodyczy i już, już maszerowaliśmy głodni kolejnych wrażeń w mięciutkim śniegu z powrotem do samochodów.
Ciąg dalszy dnia zapowiadał się obiecująco. Tymczasem, za plecami, niemal w chwilę po tym jak zeszliśmy niżej, Babia Góra na powrót otuliła się ciasno mgłą. Część ekipy udała się do domów, natomiast reszta pojechała do Chaty pod Kwiatkiem w Zawoi, gdzie już czekała pozostała część drużyny. Warto pamiętać ten adres. Tam, wiedząc już, jako że raz na jakiś czas koniecznie trzeba się porządnie zmęczyć, jęliśmy regenerować nadwątlone mozołem wędrówki siły czym kto tylko mógł. Ważne było uzupełnienie poziomu płynów. W gwarze rozmów, śmiechu i ogólnej biesiady w godzinach wieczornych odbyliśmy śnieżny rejs po Zawoi saniami zaprzężonymi w konie. Upiekliśmy kiełbaski w ognisku, niektórzy mieli możliwość zaznania przyjemności staropolskiej kąpieli w śniegu. Było bardzo, bardzo sympatycznie.
A potem – jak podają legendy – miał być dalszy ciąg biesiady, a może i tańce, i pizza, i zabawa do białego rana. Jednak legendy legendami a życie życiem ;-)…
Aneta W.
.