„Dookoła Beskidu Śląskiego” (Polska, Czechy) – wycieczka krajoznawcza – 9 listopada 2013 r.

Dzisiejszą, listopadową wycieczkę można by podzielić na dwie części: muzealną oraz część pod tytułem „po obu stronach granicy”. Pierwsza część, do południa, obejmowała zwiedzanie Muzeum Ustrońskiego im. Jana Jarockiego w Ustroniu oraz Muzeum Beskidzkiego im. Andrzeja Podżorskiego w Wiśle. Natomiast druga część wycieczki krajoznawczej, popołudniowa, i do tego w pełni deszczowa to była kontynuacja przejazdu dookoła Stożka i Czantorii oraz krótki pobyt po drodze w wielu miejscach. Wymienię te miejsca po kolei: Kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego na Kubalonce, Chata Kawuloka w Istebnej, Jaworzynka – Trzycatek czyli trójstyk granic, Jabłonków (Czechy) i wieczorny spacer po Cieszynie.
Między pierwszą i drugą częścią wycieczki, mieliśmy przerwę gastronomiczną w cukierni w centrum Wisły, gdzie przy dobrej kawie, tortach, ciastkach, ciepłych i zimnych lodach przyjemnie, i niestety krótko spędziliśmy wolny czas. Oj, nagrzeszyliśmy tutaj mocno, chyba nikt kalorii nie liczył!
Bardzo intensywnie „pracowały” dzisiaj nasze umysły chłonąc wszystko to, o czym opowiadali nasi dzisiejsi przewodnicy w obu muzeach i nasz niestrudzony przewodnik Jan Weigel.
Gdyby szczegółowo opisać w tej relacji to wszystko, co dzisiaj zobaczyliśmy, to do przeczytania byłoby co najmniej kilkanaście stron tekstu. Kto może, niech więc przeczyta w Internecie różne wiadomości o obu muzeach, o zwiedzanych obiektach i miejscach, bo naprawdę warto powrócić do nich choćby jeszcze nie raz, nawet wirtualnie. Dlatego napiszę w tej relacji krótko tylko o tym, co było dla nas wyjątkowe, i co z pewnością zapamiętamy na długo.
Warto było posłuchać Pani Przewodniczki w Muzeum Ustrońskim.To miejsce należy do takich, z których trudno, niełatwo i nie szybko chce się wychodzić. Trzeba by było poświęcić temu Muzeum więcej czasu, bo bogactwo zbiorów i jego piękna historia na to zasługują. Co możemy w nim zobaczyć? Przede wszystkim hutnictwo i kuźnictwo, a także dziedzictwo kulturowe związane z historią Ustronia i jego mieszkańców.
Właśnie w tym Muzeum, już pod koniec zwiedzania jeden z uczestników wycieczki, Andrzej, podarował (czytaj: uzupełnił zbiory muzealne) stary, drewniany, oryginalny kształtem przedmiot kuchenny tj. tłuczek do mięsa. Być obecnym w takim na pozór drobnym wydarzeniu, dla nas wszystkich, było niezwykłe, a co dopiero dla samego ofiarodawcy! Jakże bliska jego sercu musiała być chwila pozostawienia cząstki rodzinnych „skarbów” w miejscu, gdzie znów ta cząstka staje się użyteczna dla innych, czyli kolejnych osób zwiedzających to Muzeum.
Zatrzymajmy się jeszcze w tym Muzeum razem z Panią Przewodniczką na chwilę, poświęconą pamięci 36 mieszkańców Ustronia, którzy w strasznym, czarnym dniu w historii Ustronia, zginęli zamordowani masowo przez hitlerowców. Było to 9 listopada 1944 roku. Ślad po nich zaginął, nie wiadomo, gdzie zostali wywiezieni i jakie były ich dalsze losy. Spójrzmy teraz do kalendarza, akurat dzisiaj mamy 9 listopada… 2013 roku. Cześć ich pamięci!
Wracamy do muzeum, kolejnego na trasie wycieczki, teraz już w następnej miejscowości czyli w Wiśle. Muzeum Beskidzkie im. Andrzeja Podżorskiego zachwyciło nas eksponatami związanymi z dawnym, codziennym życiem górali Beskidu Śląskiego, a także żywym obrazem pracy prawdziwego kowala w prawdziwej kuźni. Ogień, młot, wykuwanie podkuwek, opowiadanie kowalskiego fachowca o swojej pracy zrobiły wrażenie na nas wszystkich i to od najmłodszych, czyli dzieci: Zosi (4 lata), Anielki (6 lat) i Mileny (11 lat) po najstarszych uczestników wycieczki. Wśród tych drugich był Andrzej, którego dziadek też był kowalem, a wiele jego wspomnień z dzieciństwa powróciło teraz, właśnie w tym miejscu podczas tego spotkania z kowalem.
Przenieśmy się teraz do Istebnej, do Chaty Jana Kawuloka. W tej to wiekowej, bo mającej 150 lat kurnej chacie, sam mistrz Janusz Macoszek, czyli Ślązak roku 2010 , laureat XX konkursu Radia Katowice: „Po naszymu, czyli po śląsku”, szczerze rozbawił swoją „godką” każdego z nas. Ten młody góral z Istebnej, potrafi opowiadać i opowiadać, czyli godać o tym, co mu w duszy gro, potrafi żartować i śmiać się szanując i posługując się gwarą ojców i dziadków. My zaś, dzięki niemu mogliśmy słuchać i słuchać, i dodatkowo zachwycać się pięknym brzmieniem przeróżnych, dawnych instrumentów muzycznych od okarynki po róg pasterski i trombitę. Dzisiaj kolejny już raz trudno było nam opuścić zwiedzane miejsce. Warto być tu wielokrotnie, gdy tylko nadarzy się okazja, nawet wtedy, gdy będzie to już dziesiąty raz!
Wielką atrakcją dzisiejszego dnia było miejsce trzech granic czyli trójstyk: Polska – Słowacja – Czechy pomiędzy miejscowościami Jaworzynka (Trzycatek) – Czerne na Słowacji i Herczawa w Czechach. Takich trójstyków granic mamy w Polsce sześć. To miejsce, tu na Trzycatku, będące najbliższe nam, mieszkańcom Bielska-Białej, Buczkowic i Pisarzowic, niektórzy z nas odwiedzili po raz pierwszy w życiu. Znowu trzeba powtórzyć słowa, że to magiczne miejsce też niezbyt szybko niektórzy z nas chcieli opuścić, choć pogoda wyraźnie dawała nam do zrozumienia, że…
Dalszy ciąg wycieczki to spacer w deszczowym Jabłonkowie, pełnym polskości i ciekawych budowli. No i wreszcie wycieczka dobiegła końca w Cieszynie, już w ciemnościach i w dalszym ciągu w listopadowym deszczu! Spacer po opustoszałym Wzgórzu Zamkowym, po Starówce, po Cieszyńskiej Wenecji, po starych uliczkach jakże pięknych za dnia i w pełnym słońcu, uczynił z nas wszystkich – myślę – niezwykle dzielnych turystów.
No bo komu by się chciało w takich warunkach i o takiej, wieczornej porze zwiedzać miasto nad Olzą? Chyba tylko tym przyjezdnym turystom z drugiego końca Polski, no i jak widać, nam, członkom i sympatykom Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego Oddział w Bielsku-Białej. Poniesione rozmaite trudy wycieczkowe nie były dzisiaj straszne ani dzieciom, ani starszym, ani najstarszym uczestnikom dzisiejszego wyjazdu.
Na tej wycieczce każdy mógł znaleźć dla siebie coś ciekawego, interesującego, coś, co było tym magnesem przyciągającym do wzięcia w niej udziału, chociaż naokoło niejednego kusiło wiele rozmaitych, rozrywkowych okazji.
Na przykład dzieci, czyli Zosia, Anielka i Milena znalazły w Muzeum w Ustroniu „swój” dział, poświęcony zabawkom. Można w nim było dokładniej, tak z bliska przyjrzeć się tym dziecięcym skarbom, wziąć do ręki, a nawet krótko się nimi zabawić. Czego tam nie było! Były góralskie, malowane na czerwono koniki z drewna, były wózki rozmaite dla lalek na cienkich, metalowych kółkach, był duży koń, cały biały na biegunach, taki do bujania, były lalki rozmaitej wielkości i urody, były przeróżnej maści miśki… itd. Ho, ho! Ileż tego było! Najstarszą zabawką w tym dziale muzealnym był misiek mający 150 lat, taki prawdziwy dziadek-misiek, chociaż bez brody, ale za to z prawdziwym garbem! Myślę, że dzieci same lepiej by wymieniły wszystkie te zabawki, które tam zobaczyły. Dziś takich zabawek już prawie nie ma, za to są zabawki elektroniczne i na baterie… Czy te nowoczesne są ciekawsze i lepsze od tamtych?
Hej Turyści! Tak trzymać! Do następnego razu, no bo… czas ucieka jak rzeka i nie wolno nikomu z nas go zmarnować! Nikomu, to znaczy zarówno dzieciom, czyli Zosi, Anielce, Milenie, jak i nam starszym, i tym z nas najstarszym. Ta wycieczka była tegoroczną, ostatnią z wycieczek krajoznawczych w ramach cyklu imprez „Wycieczki w dobrym towarzystwie”. Szkoda!

CS
.

przed Chatą Kawuloka w Istebnej

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2013. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.