Łysica (Góry Świętokrzyskie) – wycieczka górska – 9-10 listopada 2013 r.

Długie weekendy sprzyjają długim podróżom. Nie powinien więc dziwić dystans blisko ośmiuset kilometrów, które przebyliśmy w ciągu ostatnich dwóch dni. Po raz pierwszy w historii naszych wyjazdów punkt wspólnego startu znajdował się tak daleko od domu. Trasy trzech aut zbiegły się bowiem dopiero za Miechowem, mniej więcej 80 kilometrów przed Kielcami. Samochód Kingi jechał przez Rabsztyn, stwarzając możliwość obejrzenia ruin zamku w świetle wschodzącego słońca. Nie było tego w planie, lecz budowla wyłoniła się tak nagle i tak blisko drogi, że nie sposób było nie zboczyć z drogi. Około ósmej rano, już wszyscy razem, ruszyliśmy do Nowej Słupi, aby stamtąd rozpocząć wędrówkę po Świętokrzyskim Parku Narodowym, którego bram strzeże kamienny posąg świętego Emeryka.
Po niespełna trzech kwadransach dotarliśmy na szczyt Łysej Góry, zwanej też przez niektórych Świętym Krzyżem. Tam zwiedziliśmy opactwo benedyktyńskie, które według legendy założył w 1006 roku Bolesław Chrobry. Zobaczyliśmy też kryptę w kaplicy Oleśnickich, gdzie złożone jest zmumifikowane ciało, które przypisywano przez długi okres Jeremiemu Wiśniowieckiemu, jednak badania naukowe zwłok z 1980 roku ostatecznie wykluczyły, aby należały one do księcia. W podziemiach znajdowały się także zmumifikowane zwłoki nieznanego powstańca styczniowego z 1863 roku.
Nieco dalej, na platformie widokowej, z której zobaczyć można słynne gołoborza, zrobiliśmy sobie zdjęcie grupowe i ruszyliśmy w dół. Podążaliśmy wzdłuż czerwonego szlaku, biegnącego skrajem lasu. Po dwóch godzinach marszu ponownie weszliśmy wgłąb lasu, aby zdobyć najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. Dobiegała szesnasta i powoli zapadał zmrok. Sam szczyt zdobyliśmy brnąc powoli przez las w całkowitych ciemnościach, które rozpraszały jedynie czołowe latarki.
Do Świętej Katarzyny, gdzie mieliśmy nocować, zeszliśmy po godzinnej wędrówce. Gospodarstwo agroturystyczne, w którym przyszło nam spędzić noc, okazało się bardzo przyjemnym miejscem, a właścicielka przyjęła nas wszystkich, mimo nadprogramowej ilości osób. Wieczorem udaliśmy się jeszcze do ekskluzywnej restauracji Łysica, aby zjeść coś ciepłego. Następnie integracja przeniosła się z powrotem do naszej noclegowni i trwała do drugiej w nocy. A integrować się było trzeba, gdyż w naszym gronie znalazły się dwie nowe osoby, jadące z nami po raz pierwszy 🙂
Drugi dzień upłynął na zwiedzaniu i założeniu im więcej, tym lepiej. Zaczęliśmy od Kielc. Po zobaczeniu starego rynku i okolic dotarliśmy do galerii handlowej, dość ekscentrycznej w swej budowie, aby coś zjeść. Następnie udaliśmy się do Chęcin, do Jaskini Raj, jednej z nielicznych w Europie, które posiadają tak bogatą strukturę stalaktytów, stalagmitów i stalagnatów. Ostatnim punktem programu były ruiny zamku Krzyżtopór w Ujazdowie, którego architektura oparta jest na symbolice nawiązującej do kalendarza: okien miał tyle, ile dni w roku, pokoi tyle, ile tygodni; sal wielkich tyle, ile miesięcy, a cztery narożne jego baszty odpowiadały liczbie kwartałów.
Reasumując przyznać należy, iż wyjazd był udany, ekipa fantastyczna, a miła atmosfera sprawiła, że dobry humor nas nie opuszczał. Takie wypady sprawiają, że praca staje się tylko wypełnieniem czasu między kolejnymi weekendami i kolejnymi eskapadami. A co dalej… właściwie już wiadomo 🙂 Styczeń – Góry Stołowe. Zatem do zobaczenia znów 🙂

Robal
.

Ekipa na platformie widokowej

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2013. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.