Eskapada na Węgry i na Słowację to już historia, czas wrócić do obowiązków codzienności i zrelacjonować to, co się działo na wyjeździe. Zasadniczo wycieczkę można podzielić na dwie części: węgierską i słowacką. Zarówno jedna jak i druga obfitowała w atrakcje, nie tylko górskie, ale i krajoznawcze.
Po dotarciu do podnóża Gór Bukowych, do miejscowości Szilvasvarad, ruszyliśmy zdobywać najwyższy szczyt tego pasma. O ile podejście do znajdującej się w połowie drogi jaskini było stosunkowo łatwe, to dalsza droga na szczyt przypominała strome wejścia na Lackową czy Waligórę. Ostatecznie jednak wszyscy, którzy na ten szczyt się wybrali, zdobyli go, co dokumentuje zbiorowe zdjęcie ze szczytu.
Noclegi, pierwsze dwa, spędziliśmy w bardzo dobrze przygotowanym kempingu Nomad w wiosce Noszvaj, oddalonej nieco ponad 10 kilometrów od Egeru. Mieliśmy do dyspozycji wszystko co było potrzebne, a nawet więcej – kto chciał mógł popływać w basenie.
Drugi dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Egeru, zobaczyliśmy zamek, bazylikę, plac Dobo Isztvana i minaret. Kolejnego dnia, wciąż będąc na Węgrzech, wybraliśmy się do ruin zamku Sirok, a potem w góry Matry, zdobyć najwyższy szczyt Węgier. Dalsza część dnia to już przejazd w kierunku północnej granicy kraju, do wioski Somosko, gdzie mieliśmy zobaczyć ruiny kolejnego zamku, kamienne morze i kamienny wodospad sprzed blisko 3 milionów lat. Nocowaliśmy na dziko już po słowackiej stronie.
Ostatni dzień upłynął właściwie na powrocie do domu. Nie przeszkodziło to jednak zobaczyć i zwiedzić ruiny zamku w Filakovie oraz obejrzeć ruiny w Krasnej Horce. Na zakończenie dnia zdobyliśmy najwyższy szczyt Gór Czerchowskich. Zbliżając się zaś do Polski oglądaliśmy zachód słońca nad Trzema Koronami 🙂
Robal
.