Godzina 18:00. Salka PTT i BKA w Bielsku-Białej przy ul. 3 Maja 1, jak nigdy dotąd, wypełniona była do ostatniego miejsca. Wiadomo, dlaczego tak było: Dolomity! No i dzisiejszy prelegent, Robert Słonka, którego zawsze można by słuchać godzinami…
Przybyliśmy tu również i z innego powodu. Jest nim spotkanie z górami, które zachwyciły każdego, kto choć raz w życiu tam był. Natomiast osoby, które nigdy nie widziały Dolomitów, po tej prelekcji na pewno nie żałowały czasu tu spędzonego, bo… być w Dolomitach tak jakby „na żywo”, to przecież rzadka okazja.
Dzisiejsza prelekcja to ciekawa relacja z tegorocznej, wrześniowej podróży do Włoch, której głównym celem było wejście na Monte Paterno (Paternkofel) 2744 m n.p.m. w Dolomitach di Sesto (Sextener Dolomiten).
Relację Roberta Słonki z tego wyjazdu w Dolomity (Włochy) i Taury Wysokie (Austria) można znaleźć w kronice PTT. Zachęcam więc do jej przeczytania, bo jest świetnym uzupełnieniem tego opisu.
Jako przewodnik górski Robert dobrze wie, że każdy region ma swoją historię, że każde góry mają swoją urodę i charakter, że każde góry są piękne i ciekawe. Te dzisiejsze, Dolomity też takie były, chociaż można jeszcze o nich śmiało dopowiedzieć, że to góry wyjątkowe. To właśnie one „widziały i przeżyły” zbyt wiele, zwłaszcza podczas I wojny światowej, kiedy trwały walki o Dolomity pomiędzy Austrią a Włochami.
Dolomity, w tym Dolomity di Sesto to najpiękniejsze góry, jeśli chodzi o rzeźbę terenu. „Im wyżej, tym było piękniej, zwłaszcza, że dopisywała pogoda, a góry wyglądały jak spienione morskie bałwany”, te słowa naszego prelegenta potwierdzały jego świetne zdjęcia.
Dolomity należą do Południowych Alp Wapiennych w Alpach Wschodnich. Dzielą się na Dolomity Wschodnie i Zachodnie. Cały ich rejon znajduje się na terenie Włoch. Dalej dzielą się też na grupy górskie. W Dolomitach di Sesto, w jego centrum, jedną z nich jest grupa Tre Cime (Drei Zinnen) i Paterno (Paternkofel). Oba te masywy oddzielone są przełęczą Forcella Lavaredo (2454 m n.p.m). Właśnie masyw Tre Cime di Lavaredo z trzema, najsłynniejszymi basztami są symbolem całych Dolomitów „… których imponujący wygląd nie jest w stanie opisać żadne słowo” (czytamy w książce Jana Kiełkowskiego pt.” Żelazne percie Dolomitów”). Dalej czytamy też, że „…historia zdobywania poszczególnych baszt, a następnie ich ścian i filarów, to równocześnie historia rozwoju całego alpinizmu”.
Dzisiaj wielokrotnie spojrzeliśmy na tę potrójną perłę Dolomitów z różnych stron, od schroniska Antonio Locatelli, od drugiego schroniska Lavaredo, no i przede wszystkim ze szczytu Monte Paterno.
Patrząc na te słynne baszty, niejeden z nas zaraz pomyślał sobie: Ach! to tutaj są te słynne drogi wspinaczkowe polskich alpinistów. To tutaj są drogi, których przejście jest wielkim wyzwaniem i jednocześnie etapem przed kolejnymi, może i trudniejszymi drogami. Zaraz też usłyszeliśmy, że w latach sześćdziesiątych wspinali się tu nasi alpiniści (późniejsi wybitni himalaiści), a wśród nich wspomniany dzisiaj Andrzej Heinrich (Zyga), który uczył się przed laty w żywieckim ogólniaku.
Bardzo ciekawie i oryginalnie opracowana była dzisiejsza prelekcja. Współczesny świat w tych pięknych górach przeplatał się z jego historią. Robert Słonka, właśnie jako miłośnik historii zadał sobie z pewnością niemało trudu, aby odnaleźć ponad stuletnie kartki, widokówki i obrazy związane dokładnie z tymi stronami. Schroniska na starej fotografii i te same schroniska teraz, w obecnych czasach, zrobiły na nas duże wrażenie. Ciekawe były też historyczne, wojenne zdjęcia, wykonane zimą. Liczne tunele wydrążone w skale tam, hen wysoko, schrony, obiekty wojskowe i drogi transportowe itp. zbudowane dla wojennych, a więc zupełnie nieturystycznych celów, dzisiaj służą z powodzeniem licznym turystom, także jako via ferraty. To, co zbudowali żołnierze w tych wysokich górach prawie sto lat temu, dzisiaj jest naturalnym muzeum. Dzięki temu możemy chodzić, wspinać się i Dolomity podziwiać, a także zadumać się nad tym wszystkim…
Kolejny dzień wyjazdu wypełniła górska, ferratowa trasa: Strada degli Alpini (Alpiniweg). Zdjęcia z tego przejścia obejrzeliśmy z wielkim zainteresowaniem. Pokazały one trudną i długą trasę, właśnie wykorzystującą drogi transportowe z okresu I wojny światowej. Zobaczyliśmy też, że ta droga wcale nie była łatwa, była bowiem mocno eksponowana, nie zawsze ubezpieczona i wręcz wymagająca.
Dalsza część prelekcji dotyczyła już nie Dolomitów, a gór w Austrii, które też są Alpami i nazywają się Wysokie Taury. Marzenie, czyli dojście na wierzchołek góry Grossvenediger (3.666 m n.p.m.) sięgającej prawie nieba pozostało nadal aktualne. Niestety, sprawcą tego, że plan nie został zrealizowany była pogoda. Akurat ten szczyt, do którego zamierzali dojść był spowity chmurami. Postanowili więc, z pewnością zrobili to z bólem serca, tam wysoko jeszcze na grani, że nie będą ryzykować. Po zejściu w dół pogoda była jakby z innej bajki…
Ciekawe były te góry, inne niż Dolomity, surowe, z licznymi lodowczykami, po których odważna trójka przechodziła, czy aby na pewno tak sobie spokojnie…?
Na zakończenie prelekcji usłyszeliśmy mniej więcej takie słowa: „Jest gdzie wracać, góra nie ucieknie, Austria jest piękna, chcę wrócić na tę wymarzoną górę w Wysokich Taurach, na Grossvenediger”. Robert Słonka potwierdził też, że będzie chciał tam wrócić. Tam, czyli w Dolomity, które urzekły go swoim pięknem i niezwykłą historią. Nas też urzekły!
CS
..