Nawet odwilż, która nadeszła niespodziewanie kilka dni temu nie była w stanie odwieść nas od podtrzymania cotygodniowych wycieczek w tym roku. W niedzielę wybraliśmy się na Leskowiec w Beskidzie Małym.
Tradycyjnie już, gdy samochodami wybieramy się w stronę Kęt, spotkaliśmy się o 8 rano na parkingu przy Kolegium Nauczycielskim. Było nas dziewięcioro, więc trzema samochodami ruszyliśmy w stronę Rzyk Jagódek, skąd zaplanowaliśmy wyjście na szlak.
Szlak – szlakiem, wszak nie chcieliśmy wchodzić i schodzić tą samą drogą, a „szlak serduszkowy” prowadzący bezpośrednio na Groń Jana Pawła II był dla nas mało ciekawą alternatywą, zdecydowaliśmy się na zaproponowaną przez Tomka drogę leśną prowadzącą do czerwonego szlaku w okolicy Hali Rzyckiej. Na początku droga była dobrze odśnieżona, lecz po wejściu w las zaczęło się uciążliwe torowanie, które wzięła na siebie męska część naszej grupy. Im bliżej grzbietu, tym śniegu było więcej, lecz bez większych problemów dotarliśmy do czerwonego szlaku.
Wydawało nam się, że Małym Szlakiem Beskidzkim, bo to do niego dobrnęliśmy, pójdzie już jak z płatka. Niestety, nieoczekiwanie było gorzej, bowiem aż do szczytu Leskowca, co kilka kroków zapadaliśmy się w zmrożony śnieg. Nic przyjemnego…
Na szczycie Leskowca zrobiliśmy kilka pamiątkowych fotek, po czym przeszliśmy do nieodległego schroniska PTTK. Ku naszemu zdziwieniu schronisko było pełne, musieliśmy więc trochę poczekać, aż zwolnił się stolik na tyle duży, abyśmy zmieścili się przy nim w komplecie.
Po godzinnym odpoczynku udaliśmy się czarnym szlakiem w stronę Rzyk Jagódek, po drodze znajdując jeszcze dobrą okazję do przystanku i wręczenia Łukaszowi legitymacji PTT.
SB
.