To było wyzwanie… spakować się tak, żeby nie mieć największej walizy, plecaka, czy innej torby i w pierwszy wieczór pokonać z tym trasę Dolna Płyta PKS – Parking obok PKP – przewyższenie kilkadziesiąt schodów nieujęte na plakatach informacyjnych.
Wyczerpani jednakże śmiechem, a nie wysiłkiem, dojeżdżamy dwoma busami na miejsce naszych andrzejkowych wypadów. Zawoja, Chata pod Kwiatkiem, stacja turystyczna PTT od wielu lat, utrzymuje swój uśmiechający oldschoolowy charakter na najwyższym poziomie. I nam się to podoba, jesteśmy przecież w dobrym Towarzystwie. Po przydziale pokoi nieodgadnionym kluczem prezesa (kto był ten wie) schodzimy do pomieszczenia kominkowego na pierwszą, zapowiedzianą w programie wycieczki posiadę. Temat nas mile zaskakuje – wyższość miasta Bielsko-Biała nad Łodzią 🙂 Zaskakujemy również samych siebie bardzo punktualnym stawieniem się na sobotnią zbiórkę, o 7:15 ruszamy na śnieżną Babią. Przez chmury przebija słońce. Pierwszy odpoczynek po niedługim marszu to schronisko Markowe Szczawiny; ale nie próżnujemy – zjadamy ile możemy, uzupełniamy płyny (te dwie aktywności powtórzymy również wieczorem) i ruszamy na Przełęcz Brona. Pniemy się mocno zasypanymi kamiennymi schodami prosto do nieba, albo to niebo się do nas zbliża… bo pogoda nas nie zawodzi: słońce, bardzo delikatny mróz, znakomita widoczność i prawie zero wiatru. Na Babią bez wiatru? Przecież to niemożliwe, to jedna z najbardziej kapryśno-pogodowych gór… Idzie nam bardzo sprawnie. Przydają się małe raczki, te duże trochę ciążą w plecakach. Zgaduję, że wszyscy wchodząc na Diablak jesteśmy pod wrażeniem. Robertowi zasycha w gardle już wcześniej, gdyż jednym tchem odpowiada na niekończący się strumień pytań o wyłaniające się z morza chmur wierzchołki gór. Jest pięknie! Nawet (i tu pozwolę sobie na bardzo subiektywną wypowiedź) Beskid Wyspowy wygląda zjawiskowo. Na szczycie meldują się wszyscy Ci, którzy wyruszyli. Niespodziankę swoją obecnością i wyczuciem czasu robi nam Łukasz. Grupowe zdjęcia z banerem, indywidualne sesje, nie można się dziwić – widoki przechodzą najśmielsze oczekiwania. Wracamy tą samą trasą w bardzo różnym stylu: na butach, na pupach, z kijami, z jednym kijem, bez. Schronisko pełne turystów serwuje pyszną atmosferę i niezłe jedzenie. Okazuje się, że niektórzy z nas wyskakują jeszcze w tak zwanym międzyczasie na Małą Babią. Po powrocie, pod Kwiatkiem, czekają kolejne niespodziewanki – pojawia się w naszym gronie coraz więcej dzieci, dorosłych i… beskidzkich przewodników górskich – gratulujemy Szymonie!!
Wieczór Andrzejkowy obchodzimy zaczynając dzielnie od kalamburów (tutaj należałoby podziękować za rzut karny Robalowi), wróżb (w tej kwestii podziękowania za przepowiedziane podróże i liczne… guziki). Tańczymy, śpiewamy, robimy węża… Stolik Seniorów serwuje niesamowite górskie opowieści od których kręci się w głowie, właściwie może nie tylko od nich…
Niedziele zaczynamy o bardzo uczciwej porze, około 9tej wyruszamy skąpani jeszcze mocniejszym słońcem na Halę Barankową skąd podziwiamy klimatyczne chaty, w tle panoramę Babiej. Ostatni, warty uwagi punkt wycieczki to wodospad na Mosornym Groniu. W powrotnej drodze, na naszych oczach, masyw Babiej znika w ciężkich, śnieżnych chmurach.
Wracamy do domów późnym popołudniem. Zadowoleni? Prosta odpowiedź – patrz zdjęcia!
Yustyna
.