Dwie godziny trwało spotkanie z niezwykłym podróżnikiem, Mieczysławem Bieńkiem, zwanym „Hajerem”. Nawet gdyby trwało ono jeszcze dłużej, to i tak nikt z nas z pewnością nie byłby znużony, i ani przez chwilę nie „zmrużyłby oka”. Zdjęcia i ciekawe opowieści naszego Gościa bardzo szybko, jak w kalejdoskopie, przemieszczały się po całym świecie: z kontynentu na kontynent, z jednego kraju do drugiego, z lodowców na pustynie, z północy na południe…
Wyjątkowo wesoło było dzisiaj w sali Książnicy Beskidzkiej w Bielsku-Białej, w tej samej sali, w której dziesiątki razy spotykaliśmy się z wybitnymi alpinistami i himalaistami, z podróżnikami i ludźmi gór, w której wsłuchiwaliśmy się w poważne i bardzo poważne tematy górskie i podróżnicze. Dzisiaj było tu wybitnie podróżniczo. To Bielski Klub Alpinistyczny, Książnica Beskidzka i Polskie Towarzystwo Tatrzańskie Oddział w Bielsku-Białej zaprosiły nas na tę kolejną, ciekawą prelekcję.
Mieczysław Bieniek to skromny człowiek, który zadziwił nas od samego początku prelekcji. Ma on bowiem w sobie wyjątkowo dużo śląskiego humoru i niezwykłej, dobrej energii. Opowiadał nam o swoich podróżach z pasją.
Hajer, to po śląsku górnik. Niejeden czytający ten opis zapyta: cóż może mieć wspólnego górnik z górami, albo hałdy z górami? Ma dużo wspólnego! Śląskie hałdy, przy których przyszły górnik Mieczysław Bieniek wychował się i spędził kawał życia (podobnie jak wspomniany przez niego Jerzy Kukuczka), zawsze tak bardzo przypominały mu góry, nasze Beskidy, do których tęsknił i przecież miał najbliżej. „Kiedy pracowałem, to byłem człowiekiem szczęśliwym, lubiłem też chodzić po górach, po Beskidach”. Było więc tak normalnie… do czasu!
W Kopalni Węgla Kamiennego „Wieczorek” przepracował 27 lat jako górnik i również jako ratownik. Jednak w 2000 roku okrutny los przewrócił „do góry nogami” jego dotychczasowe życie. To był ciężki wypadek w kopalni, gdy runęła na niego ściana węgla. Jego świat w jednej chwili, tak jak ta ściana węgla, zawalił się, osunął mu się spod nóg …! Wiele miesięcy spędził Mieczysław Bieniek w szpitalu powoli dochodząc do zdrowia. W wyniku tego wypadku stracił też wzrok w jednym oku. Po zakończeniu leczenia, po dziewięciu miesiącach usłyszał: nie nadaje się pan już do pracy! Nagle dowiedział się, że nie zjedzie już na dół, że nie będzie fedrował…! Jak nam powiedział: „wtedy zacząłem zastanawiać się, co zrobić z własnym życiem?”
Zastanawiał się i dobrze to wymyślił, bo poznał nową, wielką przygodę życia: świat i podróże, dzięki którym jakby narodził się po raz drugi. Na swoją pierwszą podróż zdecydował się zupełnie spontanicznie. Przechodząc koło biura podróży zobaczył kartkę z napisem „Dehli”. Nie wahał się zbyt długo. Żonie i córce powiedział przed wyjazdem, że jedzie na kilka dni w Beskidy, by przemyśleć parę spraw i odpocząć. Tymczasem poleciał do Indii. Po dwóch tygodniach zawiadomił o tym żonę, a ona – nie uwierzyła mężowi! Zobaczyła go dopiero pół roku później… Tak to się zaczęło! Hajer połknął bakcyla podróży i przygody.
Mieczysław Bieniek „Hajer” odwiedził 116 krajów świata na czterech kontynentach, wchodził na wysokie góry do wysokości ok. 5500 m n.p.m. Ciekawy świata starał się nie wtrącać do polityki, chciał i chce poznawać nowe kraje, ludzi i ich zwyczaje, a przy tym cieszyć się wszystkim, co spotyka na swej podróżniczej drodze. Przy okazji fotografowanie też stało się jego pasją.
A gdy te podróże dobiegły końca i wracał do domu, do rodziny, wtedy nie marnował czasu, tylko pisał książki. Jest ich już kilka, i wiemy, że to nie jest koniec pisania. „Nigdy nie myślałem, że będę pisał, podróżował…”. Napisał następujące książki: „Hajer jedzie do Dalajlamy”, „Hajer jedzie do Soczi”, „Hajer na andyjskim szlaku”, „Z Hajerem na kraj Indii”, „Z Hajerem przez Azję”.
Z czasem wypracował swój własny styl podróżowania, czasem towarzyszył mu rower. „Największą przygodą są jednak góry. W górach człowiek jest innym człowiekiem” – to jego słowa. Hajer pokazał nam góry świata, od Himalajów po Kaukaz, od Kilimandżaro po Andy, od Elbrusa po Dachstein w Austrii. Przy tym ostatnim usłyszeliśmy słowa nam tak bliskie: „ciągle mi tych gór mało!”
Jak widać, życie podróżnika ukochał ponad wszystko, choć czasem było mu chłodno i głodno, mokro i niewygodnie, chociaż nie ominęły go przygody mrożące krew w żyłach, kiedy wpadł do głębokiej szczeliny lodowca i cudem uratowali go czescy alpiniści. Wtedy potraktował to wydarzenie jako przygodę, ale i nauczkę! Niezwykle dramatyczny był też wypadek, w którym jadąc rowerem został potrącony przez samochód. Potem był szpital, rany głowy, no i strach, czy dotychczas zdrowe jedyne oko przetrzymało ten wypadek, czy będzie widział…? Na szczęście dla Hajera, wszystko dobrze się skończyło!
„Objechaliśmy” dzisiaj z „Hajerem” kawał świata! „Zobaczyliśmy” dużo pięknych zdjęć zrobionych w przeróżnych „dzikich” zakątkach Afryki, Ameryki Płd i Azji, „wspinaliśmy się” po górach z lodowcami, na wielu szczytach „byliśmy” razem z nim. Wszędzie, jak to wyraźnie podkreślał, spotykał się z życzliwymi ludźmi.
Marzenia jego spełniały się, i tu trzeba podkreślić, nie za wielkie pieniądze! Jak napisał w swojej ostatniej książce: „O udanej wyprawie stanowi nie tylko zrealizowany cel. Po raz kolejny wiem, że moje podróże nie dawałyby mi tyle radości, gdyby nie ludzie, których spotykam na swej drodze…”. Na koniec prelekcji Mieczysław Bieniek powiedział ciekawe zdanie, które też trzeba tu jeszcze dopisać: „Warto być dobrym człowiekiem. Jeśli przestanę jeździć, to mnie nie ma!”.
Dzisiaj mogliśmy zakupić książki Mieczysława Bieńka, a łowcy autografów mieli okazję uzyskać cenny podpis z dedykacją tego niezwykłego emerytowanego górnika – podróżnika.
Niedługo Hajer znów wyjedzie w swoją kolejną, upragnioną podróż po świecie, tym razem dla uczczenia swoich 60. urodzin. Niebawem też ukaże się jego nowa książka. Niezwykły człowiek, niezwykły podróżnik!
CS
.