Spodobały nam się góry Beskidu Wyspowego, bo jak zdążyliśmy ostatnio zauważyć, mają one w sobie wyjątkową urodę i do tego „coś” jeszcze… Dobrze, że coraz częściej wyruszamy tam na wędrówkę razem z naszym Oddziałem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej. Ostatnio byliśmy na Wierzbanowskiej Górze i Lubogoszczy, na Luboniu Wielkim i na Mogielicy (droga Krzyżowa), a dzisiaj naszym celem były kolejne szczyty: Ćwilin (1071 m n.p.m) i jego bliska sąsiadka Śnieżnica (1007 m n.p.m). W niedalekiej przyszłości znów wyruszymy w Beskid Wyspowy na Mogielicę, Lubomir i pewnie jeszcze inne.
Charakterystyczną cechą tego Beskidu jest występowanie odosobnionych szczytów, które niczym wyspy wznoszą się ponad łagodnymi wzgórzami. Oddzielane są one rozległymi dolinami i przełęczami, a góry mają strome, czasem nawet bardzo spadziste stoki. Te wszystkie cechy Beskidu Wyspowego wystąpiły dzisiaj, podczas wędrówki zaplanowanej i zrealizowanej następująco: Kasina Wydarte – przejście częściowo szlakiem rowerowym do żółtego szlaku prowadzącego z Mszany Dolnej na górę Ćwilin – Ćwilin – Przełęcz Gruszowiec – Śnieżnica – Kasina Wielka.
Z Bielska-Białej wyjechaliśmy busem o godzinie 6:30. Po około 2,5-godzinnej podróży z przerwą na kawę na stacji benzynowej za Makowem Podhalańskim dojechaliśmy do miejsca startu w Kasinie Wydarte. Stąd przeszliśmy skrótem lekko błotnistą drogą (nic a nic nie przypominającą szlaku rowerowego!) do szlaku oznakowanego żółtym kolorem, poprowadzonym od Mszany Dolnej aż na Ćwilin. Dłuższy odcinek szliśmy w lesie, normalnym, zdrowym lesie, w którym wszystkie widoki były szczelnie zamknięte. Idąc nim, spokojnie w głowie przelatywały mi takie myśli, że ten las tak dobrze się tu trzyma, że jest jeszcze nie zniszczony przez korniki, wiatry itp. Tymczasem im bliżej było nam do szczytu, do naszej góry Ćwilin, tym… no właśnie, tym było z lasem gorzej, czyli podobnie jak w Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Może dlatego coraz więcej innych gór widać było wyraźnie naokoło nas? Prawdziwą ucztę dla ciała i przede wszystkim dla ducha mieliśmy na Polanie Michurowej, już w okolicach szczytu Ćwilina.
Nasz młody przewodnik, Wojciech Biłko miał dzisiaj „pełne ręce roboty”, a to za sprawą dobrej pogody i dobrej widoczności. Gdzie to tylko było możliwe objaśniał nam cierpliwie i szczegółowo szerokie i dalekie panoramy górskie. Stale też dbał o to (razem z Szymonem), aby grupa zbytnio nie rozwlekała się, a raczej przy objaśnianiu panoram była w całości zebrana, no i słuchała! Dbał o wszystkich, o tych najmłodszych i tych najstarszych (tych pod osiemdziesiątkę też!).
Góry, góry i góry… wszystkie możliwe były wokół nas, powtarzam się. Brakowało nam dzisiaj jedynie wyrazistych Tatr.
Z Ćwilina – przyznaję szczerze – nie chciało nam się schodzić, bo ta góra ze wspomnianą polaną na szczycie jest przecież wyjątkowo urokliwym miejscem. Zejście z niej jednak musiało kiedyś nastąpić, a było ono strome, a czasem bardzo strome. Zmienił się kolor szlaku. Teraz szlak niebieski prowadził nas na Przełęcz Gruszowiec (a później dalej). Najpierw niektórzy z nas przeszli ruchliwą drogą do stojącego przy niej pomnika poświęconego „Pamięci pomordowanych i żywcem spalonych w dniu 1 listopada 1944 r. przez okupanta hitlerowskiego podczas pacyfikacji wsi Gruszowiec”. Na tablicy umieszczono listę 33 ofiar, wśród nich całych rodzin z dziećmi. Niedaleko od tego miejsca stoi stara kapliczka, teraz pięknie odnowiona, zapewne pamiętająca to straszne wydarzenie.
Inni, a była to zdecydowana większość, spragnieni odpoczynku i dań barowych, mogli na przełęczy zaspokoić swoje potrzeby w barze pod oryginalną nazwą: „Pod cyckiem”. Pozostali zaś mogli w pobliżu przyglądać się domowemu ptactwu z okazami gęsi, kaczek, perliczek, kur i innego wszelkiego żywego stworzenia.
Właśnie tu, na Przełęczy Gruszowiec, jakby wcześniej umówieni ze sobą, spotkali się uczestnicy wycieczek zorganizowanych przez Oddział PTT z Bielska-Białej i Koła PTT z Oświęcimia. Obie grupy wędrowały dzisiaj tą samą trasą, ale w odwrotnym kierunku, bo gdy oni zeszli ze Śnieżnicy, to my zeszliśmy z Ćwilina. Gdy po zrobieniu wspólnej pamiątkowej fotografii w miejscu spotkania, oni poszli na Ćwilin, to my poszliśmy na Śnieżnicę. Wymieniliśmy też uwagi co do stopnia trudności szlaków i o tym, co na którą grupę mogło dalej czekać. Fajnie jest czasem spotkać się w górach!
Na Śnieżnicę szło nam się bardzo dobrze, bo i uczestnicy naszej wycieczki byli raczej kondycyjnie dobrze przygotowani. Kilkoro z nas „ciekawskich” przeszło dodatkowo do pobliskiego Ośrodka Rekolekcyjnego. No bo jakże, być tu tak blisko i go nie zobaczyć! Była też możliwość obejścia Śnieżnicy, z niej skorzystała jedna osoba, a jako przewodnik towarzyszył jej Szymon.
Na szczycie Śnieżnicy mieliśmy widoki leśne i tylko leśne, a las był na „nasze oko” zdrowy, zielony, taki majowy… Zatrzymaliśmy się tu wszyscy na chwilę, bo i odetchnąć trzeba było, i zrobić pamiątkowe zdjęcie całej grupy, również to indywidualne z tablicą lub krzyżem, żeby później, po latach było co wspominać!
Do Kasiny Wielkiej schodziliśmy szeroką nartostradą, zieloną i kwitnącą. Piękne to było zejście, bo mieliśmy i widoki, i ogromne dywany żółtych mleczy.
Koniec górskiej wycieczki był na parkingu przy stacji kolejowej w Kasinie Wielkiej. Jeszcze tylko grzecznie wyczyściliśmy nasze obuwie z dzisiejszego błota, jeszcze dokładnie Szymon policzył nas wszystkich i… o godzinie 16:00 odjechaliśmy w drogę powrotną do Bielska-Białej. Sprawnie, bezkorkowo przejechaliśmy poszczególne etapy dróg przez Mszanę Dolną, Skomielną Białą, Jordanów, Suchą Beskidzką i Żywiec, w dalszym ciągu podziwiając góry, które towarzyszyły nam dzisiaj cały dzień, nawet w busie (choć już tylko za oknem!) aż do końca wycieczki.
Zachwycił nas i tym razem Beskid Wyspowy. Nie trzeba się dziwić, że kilka lat temu wytyczono na jego terenie Główny Szlak Beskidu Wyspowego.
CS
.