Na kolejną wycieczkę, tym razem w góry Choczańskie wyjechaliśmy o godzinie szóstej. Do miejscowości Kwaczany dotarliśmy przed dziewiątą i pod wodzą przewodnika Łukasza Kudelskiego od razu wyruszyliśmy na szlak oznaczony kolorem czerwonym, który wiódł prawym zboczem tej pięknej, krasowej doliny. Było dość ciepło, ale zanosiło się na deszcz. Po około godzinie dotarliśmy do urokliwego, położonego na dnie doliny miejsca zwanego Obłazy. Stoi tu młyn z 1830 r., który pracował aż do roku 1970, obecnie zabytek architektury drewnianej. Koło pracuje dziś dla turystów i mogliśmy podziwiać jego omszałe belki. Do skrzyżowania ze szlakiem zielonym wiodącym na górę Prosieczne szliśmy błotnistą ścieżką, ale nie ma tego złego… podczas obejścia zbyt mokrego miejsca natrafiliśmy na łąkę z mnóstwem pełników europejskich. W ogóle byliśmy świadkami niezwykłego spektaklu przyrody w postaci różnobarwnych kwiatów, które były niezmordowanie fotografowane przez uczestników wycieczki.
Przed nami podejście na Prosieczne (1372 m), zaczyna padać drobny ale ciepły deszczyk, widoki bardzo słabe. Las zniszczony, ale to co najgorsze jeszcze przed nami i nie mamy tego świadomości. Na razie jeszcze zachwycamy się rozległymi połaciami łąk i zaczynamy podchodzić stromo pod górę. W pewnym miejscu zaczyna się wiatrołom i tak już jest aż do szczytu góry. Nasi słowaccy gospodarze zaniedbali oznaczenia i zamknięcia prawie niemożliwego do przebycia szlaku i ten fakt jest wiadomy chyba tylko wtajemniczonym. Zatem zaczął się survival, jak to określił Łukasz, sprawdzian naszej sprawności fizycznej. Pod zwalonymi drzewami i nad, balansując na konarach, przerzucając plecaki i kije, przeczołgując się i przeskakując dotarliśmy wreszcie na szczyt Prosiecznego, szczycik właściwie, bo tak mało było na nim miejsca. Właściwie to byliśmy nawet z siebie zadowoleni, no i nikomu, chwała Bogu, nic się nie stało.
Z góry to już była fraszka. Szlakiem pełnym niezapominajek zeszliśmy na Svorad i w rejon górnej części doliny Prosieckiej. Dolina ta to głęboko wcięty kanion dnem którego wiedzie szlak uzbrojony w drabinki, metalowe poręcze i liczne uchwyty. Zejście nie było łatwe, zwłaszcza, że kropił deszcz, a wapienne kamienie były śliskie. Daliśmy jednak radę! Dolina wspaniała, formy skalne imponujące ale las niestety bardzo zniszczony. Nasza wycieczka dobiegała do końca. Jednym z przyjemniejszych przeżyć było wyjście z doliny Prosieckiej na łąki. I to był już inny świat. Cudowne widoki na Tatry, miłe ciepło i zapach wiosennej roślinności po deszczu. Jeszcze tylko piwko w barze przy parkingu i wyjechaliśmy z powrotem do domu: zmęczeni, ubłoceni ale myślę, że zadowoleni.
Teresa K.
.