Jak dobrze podróżować, zwiedzać i poznawać miejsca w towarzystwie ludzi, którzy podobnie myślą, czują i reagują. Nasza grupka z nieocenionym przewodnikiem „szefuniem” Robertem Słonką wróciła z dwudniowej wycieczki do Krosna i Sanoka organizowanej przez bielski oddział PTT. Była to podróż nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, bo zaczynając od ruin Zamku Kamieniec w Odrzykoniu przez Muzeum Przemysłu Naftowego w Bóbrce, Skansen Budownictwa Ludowego w Sanoku, aż do Centrum Dziedzictwa Szkła w Krośnie, zatoczyliśmy koło historii od średniowiecza do współczesności, którą symbolizują szklane cuda krośnieńskich mistrzów.
Ruiny Kamieńca i opowiedziane wybrane historie z minionych 600 lat o władzy, wdzięczności, zazdrości, zawiści i miłości skłaniają do refleksji nad wielkością i małością ludzkich charakterów. Dla Szekspira byłyby to tematy do tragedii, a humorysta hrabia Aleksander Fredro wykorzystał XVII-wieczny spór o rynnę do napisania „Zemsty”. Eksponaty w sali średniowiecznych tortur niewiele różnią się od hejtu w sieci. Wtedy i teraz chodzi o zadanie bólu i upokorzenie przeciwnika.
Inne odczucia towarzyszyły nam w Bóbrce, która jest pochwałą ludzkiego umysłu, pracowitości i pasji cechujących wynalazcę lampy naftowej i twórcę światowego przemysłu naftowego Ignacego Łukasiewicza (1822-1882). Idąc śladami tego wybitnego człowieka, poznajemy historię ropy od aptecznych eksperymentów do współczesnego, skomputeryzowanego przemysłu naftowego i gazowego. Atrakcją zwiedzania nie tylko są hologramy odtwarzające historyczne postaci tamtych pionierskich czasów, ale i gawędziarski charakter opowieści przewodnika. Kto chce poznać sekret „napędu na cztery baby”, powinien odwiedzić Bóbrkę. Warto też zamyślić się nad słowami Łukasiewicza uwidocznionymi w jego autentycznym biurze kopalni: „Człowiek na świecie jest jak żołnierz na warcie dopóki żyje pracować musi, a co zapracuje tego do grobu nie zabierze, przyda się dla innych ludzi…”. Skansen Budownictwa Ludowego w Sanoku to tylko trochę inna bajka, bo przybliżająca nam to, co pozostało po Bojkach, Łemkach , Pogórzanach i Dolinianach, reprezentantach chłopskiej kultury polsko-ruskiego pogranicza żyjących tu zgodnie do II wojny światowej i dramatycznych przesiedleń z 1947 r. w ramach akcji „Wisła”. Przekraczając wysokie i częściowo wytarte ludzkimi nogami progi chłopskich chałup, cerkwi i innych obiektów mieszkalno-gospodarczych, mamy świadomość autentyczności tych miejsc. Duchy ich mieszkańców zachowane są w sprzętach, w narzędziach pracy, w ubiorze, w świętych obrazach, w datach wyrytych na stropach. Chce się powiedzieć zgodnie z tradycją „pochwalony” i dotknąć dłonią uświęconego miejsca przy wejściu. Znakomitym uzupełnieniem budownictwa wiejskiego jest replika galicyjskiego rynku, czyli odtworzenie domostw charakterystycznych dla podkarpackiego miasteczka XIX w. Pieczołowicie odtworzono takie obiekty jak: karczmę z kręgielnią, pocztę, urząd gminy, aptekę, sklep kolonialny, domy żydowskie, dom nauczyciela, a także zakłady usługowe takie jak: stolarski, fryzjerski, krawiecki, szewski, zegarmistrzowski i fotograficzny. Dodatkową atrakcją dla zwiedzających jest podglądanie „na żywo” pracy rzemieślników. Nasza grupa rozmawiała z poczmistrzem i podglądała krawcową szyjąca na oryginalnej nożnej Singerce. Naszym przewodnikiem po skansenie była pani, której dziadkowie zostali przesiedleni z Wołynia i osiedlili się w okolicach Sanoka. Jej rodzinne wspomnienia i wzruszenie stały się naszym szczególnym doświadczeniem. Odreagowaniem była kawa smakowana w cieniu malowniczych drzew. To niezwykłe miejsce uświadamia wielokulturowość Sanoka – Polaków, Ukraińców i Żydów.
Krośnieńskie szkło zachwyciło wszystkich, a w trakcie zwiedzania poznaliśmy kolejne etapy powstawania szklanych naczyń i ozdób, od płynnej masy do efektu końcowego.
Uzupełnieniem pełnego wrażeń pobytu w przywołanych miejscach były spacery po ulicach okalających rynek Sanoka i Krosna. Nasz Szefunio wiedział, jak zachęcić do indywidualnego odkrywania „smaku” miasta , aby nic ważnego nie umknęło naszej uwadze, a krótki pobyt w uzdrowisku Iwoniczu-Zdroju jest tego najlepszym dowodem. Posmakowaliśmy „słonej”, ale zdrowej wody, podziwialiśmy szwajcarski charakter kaplicy przykościelnej i wsłuchiwaliśmy się w radosne dźwięki koncertu odbywającego się w rynku. „To miasto ma swoisty klimacik” mówił Robert, a my możemy to potwierdzić. Czekając na pana Krzysia, który bezpiecznie przewiózł nas po Podkarpaciu, pytaliśmy o plany na kolejny rok. Byliśmy bardzo zdyscyplinowaną grupą i zasługujemy na nowe wrażenia. Polska to piękny kraj i wcale nie w ruinie! Szefunio, dziękujemy i czekamy na obiecany Dolny Śląsk!
Elżbieta Kupczak
.