Pierwsi uczestnicy tegorocznych „Andrzejek pod Babią” dotarli w jak zawsze gościnne progi Chaty pod Kwiatkiem już w czartkowe popołudnie. Oni też w piątek postanowili przespacerować się na Mosorny Groń.
W piątek, w późnych godzinach popołudniowych dotarła większość uczestników tego wydarzenia. Wieczór upłynął nam na grze w piłkarzyki, oglądaniu telewizji oraz wspólnych rozmowach na tematy nie tylko górskie.
Sobota była tradycyjnie dniem wycieczkowym… a na trasę wyszły łącznie trzy grupy. Pierwsza, najambitniejsza miała za cel zdobycie Diablaka. Oni też wyruszyli pierwsi i oni też musieli zmagać się z nieprzyjemnym, zimnym wiatrem na grani. Druga i trzecia wyruszyły razem w stronę schroniska PTTK na Markowych Szczawinach, skąd podzieleni ruszyli dalej dopiero po krótkim odpoczynku. Najmłodsi turyści wraz z opiekunami postanowili przejść fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego przez Fickowe Rozstaje i Przełęcz Jałowiecką, a pozostali przez Przełęcz Brona wyszli na Cyl, czyli Małą Babią Górę. Te grupy spotkały się później na Tabakowym Siodle, skąd już razem zeszli do Zawoi Czatoży.
Wieczorem odbyła się zabawa andrzejkowa… choć ciężko nazwać ją zabawą, bo jakoś do tańców nikt się nie kwapił, a Anielka z Zosią, które jak co roku przygotowały wróżby, też narzekały na mniejsze niż zwykle zainteresowanie… Za to spokojnie można określić ten wieczór posiadami przy suto zastawionym stole. A jak to w dobrym Towarzystwie, przy stole królowały rozmowy na tematy wszelakie, lecz nade wszystko górskie.
Niedziela była za to czasem powrotów, choć miłośnicy morsowania znaleźli i chwilę dla siebie. W różnych godzinach, różnymi środkami lokomocji, z uśmiechem na ustach powróciliśmy zatem do swoich domów.
Na tegorocznych Andrzejkach pod Babią bawili się wszyscy od najmłodszych, z dwumiesiączną Łucją i niewiele starszą Hanią na czele po naszego seniora, Bogdana, który jak co roku przyjechał z Katowic. Do zobaczenia za rok!
SB
.