Gdy obserwowałem prognozy pogody w piątek i sobotę, trudno było uwierzyć że ten wściekły wiatr wywołany sporym gradientem ciśnienia w Polsce kiedyś ucichnie. Miałem ochotę uwierzyć sąsiadce, która nas przestrzegała przed wypadem w góry, ale zadecydowało zaufanie do hersztów wyprawy – Szymona i Grzegorza.
Niedzielny ranek powitał nas ciszą, słoneczkiem i niebieskim niebem z odrobiną chmur, jakimiś 2/8 zachmurzenia. Doczekawszy przyjazdu Kasi i Szymka nie czułem, aby coś negatywnego miało nas powstrzymać przed wyjazdem do Jeleśni i Huciska – dwóch beskidzkich miejscowości na kolejowym szlaku Żywiec – Sucha Beskidzka.
Po rozlokowaniu samochodów i osiągnięciu przełęczy ruszyliśmy ku Gachowiźnie (750 m npm). Po chwili zeszliśmy z utartej ścieżki (bowiem odśnieżona wiodła jedynie do zabudowań Huciska) by po półgodzinie osiągnąć szczyt – i cieszyć się świeżym, dziewiczym śniegiem który dopiero my mieliśmy radość przecierać.
Szlak wiódł przez Bąków (napis na śniegu dorobiliśmy sami), kilka mniejszych kulminacji i wreszcie Janikową Grapę. Po drodze syciliśmy oczy widokami, a żołądki kanapkami, czekoladą, nieśmiertelnymi pierniczkami od Andrzeja Ziółki i sporymi ilościami herbaty. Ostatni popas poprzedził strome zejście ku Jeleśni, gdzie czekał na nas (przewidująco pozostawiony wcześniej) samochód.
Większość uczestników robiła zdjęcia, a nawet jeśli nie to mimowolnie filmowała stereoskopowo z prędkością około 16-20 klatek na sekundę swoje otoczenie (taka jest prędkość rejestrowania obrazów przez ludzkie oko). A tego co z tymi obrazami robi mózg, nagrywając je razem ze ścieżką emocji, rejestracją stężenia „substancji szczęścia“ (endorfin) we krwi, tudzież mnóstwem śmiechu i przekomarzania się na szlaku? Niech sobie badają naukowcy.
Dziękuję wszystkim za udział i wkład pozytywnych emocji w to przedsięwzięcie i zapraszam(y) na Krawców Wierch za tydzień.
Doktorek
.