Mimo niezbyt optymistycznych prognoz pogodowych, zebrała się liczna grupa turystów, ciekawych rzadko przemierzanej trasy. Zasiliła nas bowiem dzielna dziesięcioosobowa gromadka uczniów ZSP (w wieku już od sześciu lat!) z Międzyrzecza Górnego pod opieką nauczycielki, aktywnej turystki, Pani Urszuli. Z dosiadającymi na trasie było nas 44 osoby – jak wykazało liczenie metodą „przybij piątkę”.
Tym razem grupę prowadził przewodnik Robert Słonka, który od samego startu zasypywał nas „gradem” informacji o przemierzanych okolicach i mijanych dolinkach, górkach, wodach, szczytach i pasmach górskich. Podziwialiśmy niesamowity zasób wiedzy – topografia, historia, przyroda, gospodarka, społeczności, zabytki, kultura itd. Robert zwrócił naszą uwagę na liczne kapliczki w okolicach Gilowic i Ślemienia, które kiedyś pełniły funkcję wyznaczników tras pielgrzymkowych do licznych w tym rejonie miejsc kultu religijnego. Zasłuchani w te informacje nie spostrzegliśmy, kiedy dojechaliśmy do Ślemienia. Wędrówkę rozpoczęliśmy niebieskim szlakiem od ruin starego pieca hutniczego. Tu zachwycił nas „pocztówkowy widok” (słowa Roberta) poprzez stare, drewniane domostwa na ślemieński kościół.
Łagodne podejście szlakiem utrudniało błotko na drodze rozjeżdżonej przez zwózkę wycinanych drzew. Dzieci miały okazję zobaczyć konie zaprzęgane do ciężkiej, leśnej pracy. Idąc Pasmem Pewelskim obok przysiółka Czeretnik, doszliśmy na Gachowiźnie, obok kolejnej kapliczki, do szlaku żółtego. Szlakiem tym wędrowaliśmy do celu, do Jeleśni. Buszujący po zagajnikach Leszek wypatrzył kilka prawdziwków, których nie pozostawił na łonie natury. Dalej przez Czeretnik, Garlejów Groń, Janikową Grapę, podziwiając wspaniałe widoki z mijanych polanek, dotarliśmy do mostu na Koszarawie w osadzie Mutne. Robert z właściwą sobie skrupulatnością opisywał ukazujące się szczyty, pasma, przysiółki i wioski. Łaskawa aura tylko przez dwie chwile zmobilizowała niektórych do wyjęcia peleryn lub parasoli. Liczne bajorka i błotka wymagały uwagi – ale i tak trzeba było wyciągać z grzęzawiska mały „adidasek” mniej ostrożnego młodego turysty. Ale miał przygodę!
Grażynka, Małgosia, Kasia, Danusia, Tadeusz i Leszek szczególnie ofiarnie utrwalali przebieg naszej wędrówki, a Witek czuwał, aby nikt nie zgubił się na trasie. W drodze powrotnej z racji „nadróbki” czasowej, zahaczyliśmy o Browar Żywiec, gdzie uzupełniając elektrolity kibicowaliśmy Grzesiowi, czy zdąży doczekać się, a potem zjeść dużego i bardzo smakowitego burgera … zdążył!. Do Bielska-Białej dojechaliśmy szybko i szczęśliwie dzięki mistrzowskiemu opanowaniu kierownicy przez pana Kazimierza. Dziękujemy przewodnikowi Robertowi za pomysł pięknej i nietuzinkowej trasy, za przekazane wiadomości, za szczęśliwe przeprowadzenie licznej, zróżnicowanej wiekowo grupy.
Andrzej Głażewski
.