W dniu 23 maja 2021 r. zebraliśmy się o godzinie 5:45, jak zwykle na dolnej płycie dworca PKS-u z grupą PTT oddział w Bielsku-Białej, aby wyruszyć w kierunku Tatr Wysokich. Celem naszej wycieczki jest Czarny Staw pod Rysami. W czasie podróży nasz wspaniały przewodnik Pan Jan Nogaś, jak zawsze opowiada nam ciekawostki regionalne dotyczące dzisiejszej wyprawy. Po niespełna trzech godzinach jazdy docieramy do Palenicy Białczańskiej, gdzie zaczynamy dzisiejszą przygodę.
Po wykupieniu przez Kasię biletów dla całej grupy rozpoczynamy mozolną wędrówkę, jedyną w swoim rodzaju i nie dodającą otuchy drogą asfaltową, która ciągnie się w nieskończoność. Po drodze snujemy plany na wyposażenie się w rolki elektryczne, składane hulajnogi lub cokolwiek małego z napędem, co pozwoli na przyszłość szybciej i mniej boleśnie pokonać ten dystans. Na samym początku szlaku zobaczyliśmy potok Białka, który bardzo szybko skręca na Słowację, a pomiędzy drzewami mogliśmy dostrzec wylot najpiękniejszej doliny Tatrzańskiej – Doliny Białej Wody. Szybkie spojrzenie w stronę potoku Białka i naszym oczom ukazują się szczyty gór najwyższych. Przez dłuższy czas nic się nie dzieje, aż w końcu dochodzimy do pięknego wodospadu o nazwie Wodogrzmoty Mickiewicza. Wodospad utworzony jest na skalistym zboczu, na potoku Roztoka, który płynie z Doliny Pięciu Stawów Polskich. Po prawej stronie, tuż przed wodospadem, przy drodze zauważymy drewnianą chatę. Jest to punkt informacji turystycznej, gdzie możemy kupić napoje, mapy, przewodniki i dowiedzieć się czegoś o Tatrach oraz faunie i florze tych gór. Idziemy dalej. Parę skrótów kamienistą drogą przez las pozwala odpocząć od asfaltu. W końcu po dwóch godzinach docieramy do Morskiego Oka, które położone jest w dolinie Rybiego Potoku, w Tatrach Wysokich. Widoki na staw i otaczające go góry z poziomu schroniska są przepiękne nawet przy marnej pogodzie, jednak najładniejszy jest widok, kiedy zejdziemy po kamiennych schodach nad brzeg stawu. Wtedy ujrzymy przepiękne odbicia gór w jego wodach. Podziwiamy Rysy, masyw Mięguszowieckich Szczytów oraz wyróżniającą się sylwetkę Mnicha. Szybki posiłek i … zaczyna padać. No i co z tego, wrzucamy na siebie peleryny, poncza, kurtki przeciwdeszczowe i pędzimy lewym szlakiem wokół stawu w kierunku Czarnego Stawu pod Rysami. Po jego obejściu wznosimy się w górę dość stromą ścieżką, do pokonania mamy prawie 200 m przewyższenia. Szlak staje się coraz trudniejszy ze względu na coraz większą ilość śniegu a padający deszcz wcale nie ułatwia wędrówki. Na szczęście większość nas była zaopatrzona w raczki, które okazały się bardzo pomocne, szczególnie później podczas schodzenia w dół. Dość szybko osiągamy nasz cel dzisiejszej wycieczki. Czarny Staw w Dolinie Rybiego Potoku to jedno z najpiękniejszych tatrzańskich jezior. Znajduje się ono w bardzo charakterystycznym kotle polodowcowym, u stóp Rysów i opadającej do niego 570-metrowym urwiskiem Kazalnicy Mięguszowieckiej. Jego woda ma ciemnoniebieski kolor, który dzięki zacienieniu przez większość dnia przypomina czerń, od której staw wziął swoją nazwę lecz nam ukazuje się jeszcze jego zamarznięta tafla i zimowa panorama Tatr Wysokich z kilkoma śmiałkami zjeżdżającymi na nartach. Czarny Staw pod Rysami, to drugie, po Wielkim Stawie w Dolinie Pięciu Stawów, najgłębsze jezioro w Tatrach (czwarte w Polsce) osiągające głębokość ponad 76 m. Przy Czarnym Stawie stoi krzyż, zainstalowany tu w 1836 roku z inicjatywy starosty poronińskiego. Można stąd wyruszyć w dalszą podróż na Rysy lub Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Nasyceni pięknym widokiem ustawiamy się do pamiątkowego zdjęcia i rozpoczynamy schodzenie w dół. Część z nas wybiera na powrotną drogę, druga stronę Morskiego Oka. Najciekawszym obiektem w tym rejonie jest żleb „Maszynka do mięsa”, opadający z Bańdziocha Mięguszowieckiego. Jego nazwa bierze się z tego, co dzieje się z człowiekiem, gdy ulegnie tutaj wypadkowi. Dalej poruszamy się poniżej Dolinki Nadspady, z której opada piękny wodospad – Dwoista Siklawa. Wracamy ponownie do schroniska przy Morskim Oku, jeszcze ostatnie zdjęcie i pędzimy w dół do Palenicy Białczańskiej, bo deszcz jest coraz mocniejszy. Wracając asfaltem mijamy już coraz mniejsze grupki turystów, którzy bez odpowiedniej ochrony przeciwdeszczowej nadal zmierzają do schroniska. Ich zazdrosne spojrzenia w kierunku naszych parasoli są bezcenne. Po półtoragodzinnym marszu wszyscy w komplecie cieszymy się z widoku naszego autokaru z wypoczętym i uśmiechniętym kierowcą na czele. Omijając korki śmigamy przez Zawoję w stronę domu.
Mimo deszczowej aury jak zawsze wycieczka była bardzo udana i wszyscy wracamy do Bielska-Białej z naładowanymi bateriami na kolejny tydzień pracy. Z utęsknieniem czekamy na kolejny wypad, tym razem na Trzydniowiański Wierch.
Janusz Chrobak