Góry Rumunii – wyprawa trekkingowa – 9-18 sierpnia 2024 r.

Zgodnie z kalendarzem wydarzeń zamieszczonym na stronie Oddziału PTT w Bielsku-Białej, w terminie 9-18.08.2024 r., odbyła się długo wyczekiwana przez wszystkich wycieczka trekkingowa w Góry Rumunii. Szczegółowy program wyjazdu obejmował wyjścia w Góry Suhard, Góry Kelimeńskie, Góry Rarău oraz Góry Giumalău. Jak wyglądała nasza wyprawa w nieznane? Zapraszam na relację z tego wyjazdu.
W piątek, 9 sierpnia na dobrze nam znanym parkingu na dolnej płycie dworca autobusowego w Bielsku-Białej, zebrała się 32-osobowa grupa piechurów, gotowych do podboju Rumuńskich Karpat Wschodnich – Bukowiny i Mołdowy. Nasz przewodnik i organizator tego wyjazdu, Jan Nogaś, powitał serdecznie wszystkich zgromadzonych na parkingu i o godz. 16:30 wyruszyliśmy autokarem przez Wadowice, Kraków, Tarnów, Jasło, Duklę, Barwinek, Trebisov, Petea, Dej, Bistrita, Dorna Candrenilor do Vatry Dornei, po drodze zabierając kolejnych uczestników naszej wyprawy, w tym znanego wszystkim Marka Kusiaka jako naszego przewodnika po ww. górach. Nocna podróż autokarem minęła nam w dobrych humorach.
W sobotę, 10 sierpnia dojechaliśmy do wsi Dorna Candrenilor, skąd mieliśmy pierwsze wyjście na mierzący 1637 m n.p.m. szczyt Ouşoru, leżący w Górach Suhard. Marek zapowiedział nam jeszcze w autokarze, że ta góra będzie czymś w rodzaju „rozruchu” i spokojnie damy wszyscy radę. W różnych opisach tego szczytu można znaleźć informację, że szlak na sam wierzchołek jest uznawany za umiarkowanie wymagający. O ile pierwsze kilometry niebieskim szlakiem, którego oznaczenie przypominało małą fińską flagę, czyli biały kwadracik, a na nim namalowany niebieski krzyż, było jeszcze rzeczywiście rozruchem, to już końcowe podejście na szczyt mające ok. 1 km, oznaczone białym kwadracikiem z namalowanym niebieskim trójkącikiem, zapamiętali wszyscy do końca tego wyjazdu. Reasumując, ciekawy rozruch, jak na 32 osobową grupę niewyspanych ludzi, szukających w oczach współtowarzyszy daleko rozumianej pomocy. Na szczycie po zrobieniu grupowego zdjęcia, Marek wymieniał niezliczone pasma gór, ciągnące się kilometrami, aż po horyzont. A jednym z głównych omawianych szczytów pasma Gór Suhard był szczyt Omu mający 1932 m n.p.m., oraz hen, hen dalej leżący w Górach Giumalău szczyt Giumalău mający 1857 m n.p.m. Na te szczyty mieliśmy się wdrapać w kolejne dni tej wyprawy. Powrót zielonymi połoninami przez kolejne szczyty Mustele Haju 1226 m n.p.m., Culmea Runcului 1221 m n.p.m., Runc 1139 m n.p.m. do letniskowej miejscowości Vatry Dornei był naszym pierwszym kontaktem z Górami Suhard, masywem w większości porośniętym lasem, bez kosówy, z którą mieliśmy dopiero mieć na pieńku. Zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy do hotelu i po wszystkich formalnościach zjedliśmy obiadokolację. A kto miał jeszcze odrobinę siły poszedł na pierwsze zwiedzanie urokliwego miasteczka Vatra Dornei. Pierwszego dnia pokonaliśmy 1007 m przewyższenia, a przeszliśmy jedynie 10 km.
Niedziela, 11 sierpnia, okazała się również słonecznym dniem i po obfitym śniadaniu pojechaliśmy w Góry Kelimeńskie, gdzie czekał na nas szczyt Petros Kelimeński mający 2100 m n.p.m. Warto tu wspomnieć, że jest to kelimeńskie pasmo gór wysokich, pochodzenia wulkanicznego leżącego na granicy Bukowiny i Siedmiogrodu i należy ono do Wewnętrznych Karpat Wschodnich. Pasmo rozcięte jest głębokimi dolinami rzecznymi, porośnięte przeważnie lasami świerkowymi. Powyżej granicy lasu znajdują się łąki subalpejskie i alpejskie, obszerne pola kosodrzewiny, roślinność charakterystyczna dla połoniny oraz skaliste szczyty. Dla małego porównania Krzesanica w Tatrach ma jedynie o 22 metry wysokości więcej. My jedziemy dalej i w miejscowości Gura Haitii skręciliśmy w stronę parkingu Kelimeńskiego Parku Narodowego, skąd udaliśmy się w nieznane mając przed sobą wielką górę i zarazem wielką dziurę. Okazało się, że są to pozostałości po kopalni siarki, która kiedyś tu funkcjonowała. Ale to nie ta góra była naszym celem. Po dość ostrym, ale szybkim podejściu lasem, wyszliśmy na połoninę, skąd Marek wskazał nam odległy szczyt informując z uśmiechem na twarzy, że tam musimy dojść! Trzeba tu szczerze przyznać, że nasz cel był naprawdę daleko. Wędrówka grzbietem połoniny była przyjemna i powoli nabierając wysokości, weszliśmy na pierwszy nasz dwutysięcznik szczyt Negoiul Unguresc mający 2081 m n.p.m. Natomiast samo podejście pod szczyt było walką z kamieniami i o dziwo brakiem powietrza. Na szczycie Pertosa Kelimeńskiego mierzącego 2100 m n.p.m., po grupowym zdjęciu Marek opowiadał o poszczególnych pasmach i szczytach widzianych gdzieś w oddali. Wskazał nam również szczyt Rătitis 2021 m n.p.m., cel naszej kolejnej wędrówki oraz ciekawą grupę skał 12 Apostołów, którą też mieliśmy zdobyć w kolejnych dniach pobytu w tutejszych górach. Zejście do parkingu, okazało się trudnym trawersem całej góry Petros Kelimeński, gdzie podchodziliśmy i schodziliśmy naprzemiennie, ćwicząc swoje płuca, które teraz już rozpaczliwie wołały o pomoc. Tego dnia mieliśmy w nogach 1074 m przewyższenia i 17 km spaceru. W płucach siarkę, odrobinę kosówki, kurz i pył i na dole zrelaksowanego kierowcę Zbyszka, który zabrał nas autokarem do hotelu. W autokarze mogliśmy liczyć na zimne napoje i klimatyzację, która teraz uratowała niejednego zdobywcę Petrosa Kelimeńskiego. Obiadokolacja smakowała wybornie. Później czas wolny, muzykowanie i śpiewy, ponieważ nasza oddziałowa koleżanka Sylwia Waga obchodziła w tym dniu swoje urodziny i jakoś nie mogliśmy zakończyć tego wieczoru bez radosnej zabawy. Przecież urodziny ma się raz w roku. Z tego miejsca dziękujemy naszym koleżankom i kolegom z Oddziału PTT w Chrzanowie za piękne muzykowanie, Alicji, Jarkowi i Jackowi.
W poniedziałek, 12 sierpnia po śniadaniu pojechaliśmy w Góry Rarău, zdobyć najwyższy szczyt tego pasma to jest szczyt Rarău mający 1651 m n.p.m. Na trasie Transrarăul na parkingu wysiedliśmy z autokaru i udaliśmy się w kierunku Skał Księżniczki po rumuńsku Pietrele Doamnei z wysokością 1634 m n.p.m. Ten górzysty obszar charakteryzują: klify, groty, zapadliska, lasy iglaste i mieszane, łąki i alpejskie pastwiska. Jedna z lokalnych legend głosi, że w niespokojnych czasach to jest ok. 1541 r. po zdjęciu z urzędu Wojewody niejakiego Petru Rareş, wraz z rodziną znalazł on schronienie w tutejszych górach. Następnie ścigana przez hordy Tatarów żona Wojewody pani Elena (Helena) razem z synem, schronili się w jaskini, gdzie zaczęli modlić się o uratowanie. W pewnym momencie nastąpiło głośne gruchnięcie. Jak podaje legenda, oberwała się duża skała, spadając na zgromadzony majątek i na Tatarów. Helena miała wtedy powiedzieć: „To jest zapłata za nasze zbawienie” i od tego czasu skały te nazwano Skałami Księżniczki. A skarb dalej tkwi pod skałami. Wracając do czasów obecnych. Samo przejście tego krótkiego szlaku oznaczonego niebieskim krzyżem po wapiennych skałach księżniczki jest bardzo interesujące, ponieważ wymagało od nas troszkę umiejętności wspinaczkowych i siły zarówno w rękach jak i w nogach. Po zrobieniu fajnego grupowego zdjęcia w skale, dalej poszliśmy już w kierunku szczytu Rarău. Warto tu dodać, że Masyw Rarău położony jest w północnej części Rumunii, w historycznym regionie Bukowiny, pomiędzy dolinami rzek Mołdawia i Bystrzyca oraz znany jest z wielu malowniczych formacji białego wapienia. Na szczycie Góry Rarău mającej 1651 m n.p.m. po zrobieniu grupowego zdjęcia, udaliśmy się w drogę powrotną przez Coltii Rarăului, Saua (przełęcz) Ciobanilor w kierunku miejscowości Cȃmpulung Moldovenesc. I jakież było nasze zdumienie, kiedy nagle weszliśmy do głębokiego wąwozu i można było skojarzyć go np. ze Słowackim Rajem lub drogą Janosikowych Dierów leżącą w Małej Fatrze w kierunku na Veľký Rozsutec. Tym bardziej zostaliśmy zaskoczeni, że ten skalisty wąwóz i jego ubezpieczenia w postaci metalowych drabinek i drewnianych mostków, nosił nazwę Drum Forestier Moara Dracului, w wolnym tłumaczeniu i z przymrużeniem oka, Pan Drakula bawił tu w wolnej chwili, degustując krew swoich ofiar. Nasze nogi wspięły się na 449 m przewyższenia i przeszły 14 km.
Wtorek, 13 sierpnia. Podobno trzeci i kolejne dni są dość trudne w utrzymaniu się na własnych nogach, po intensywnym chodzeniu w trudnym terenie. Rzeczywiście coś w tym jest! Więc, co doładowało nas pozytywną energią? Ano włączenie telewizora i posłuchanie lokalnej muzyki Manele. Jak podaje wujek google – styl muzyczny będący mieszanką muzyki cygańskiej, orientalnej oraz współczesnej muzyki pop. Manele rozwija się na terenie Rumunii, choć pokrewne mu gatunki można spotkać również w Bułgarii (czałga), Serbii (turbofolk), Grecji (skyladiko), Albanii, Turcji oraz we Włoszech. Dlatego na ciężkie poranki polecam wykonawcę Nicolae Guţă i jego utwór pod tytułem: „Cerul Are Multe Stele”. Ale wracamy do naszej wyprawy. Tradycyjnie po śniadaniu, siedzimy w autokarze i jedziemy do Cheile Zugreni, skąd będziemy wspinać się ostrą leśną ścieżką, a później połoniną na szczyt Giumalău mierzący 1857 m n.p.m. Po wyjściu na połoninę, w końcu można było zaczerpnąć świeżego powietrza i delektować się niesamowitymi widokami. Po prawej stronie mogliśmy podziwiać szczyt Rarău, na którym wcześniej już byliśmy, i który z tej perspektywy wyglądał całkiem nieźle, pomijając rozmieszczone na nim anteny, zdaje się telewizyjne. Można było dostrzec również Skały Księżniczki, a kierując swój wzrok jeszcze bardziej w prawo, kolejny cel naszej wędrówki szczyt Ratitis mierzący 2021 m n.p.m. Marek, działając jak wskazówka zegara biegnąca w prawo, wymieniał po kolei wszystkie pasma górskie, a my z zachłannością małego dziecka, łykaliśmy każde jego słowo, chcąc zapamiętać to, co widzimy gdzieś w oddali. Po zrobieniu grupowego zdjęcia, zeszliśmy do Cabany Giumalău, gdzie mogliśmy chwilkę odsapnąć, pogadać z chatkowym i pójść dalej w kierunku wsi Rusca. Tam podjął nas Zbyszek i gładko zajechaliśmy na obiadokolację. Wieczorem spacerki, rozmowy, rozmyślania o dniu kolejnym. W nogach 1200 m przewyższenia i ok. 12 km.
W środę, 14 sierpnia, po wszystkich porannych obowiązkach i muzyce manele, wróciliśmy z powrotem w Góry Suhard tym razem do wsi Carlibaba, aby zdobyć szczyt Omu mierzący 1932 m n.p.m. Omu to po rumuńsku „człowiek”, a szczytów Omu, czy Omului, jest kilka w całej Rumuni. Nasz Omu, zaprosił nas do siebie stromym podejściem nartostrady, dając do zrozumienia, że łatwo nie będzie. Po drodze wdrapaliśmy się na szczyt Stânișoarei, na którym był dosyć sporych rozmiarów krzyż, a później idąc górską drogą i podziwiając okoliczne widoki, nagle stanęliśmy przed wielką górą, którą sami nazwaliśmy „Górą Jagodową”. To też nie był nasz cel wędrówki, ale cel wszystkich smakoszy jagód. Cała góra zarośnięta była krzakami jagody. Słodko-kwaśny smak i zapach lasu. Tak z dzieciństwa kojarzę zbieranie jagód w lesie. Niestety koniec sielanki przyszedł szybko, ponieważ chcąc zdobyć Omu, najpierw trzeba było zdobyć górę jagodową, na której trochę odpoczęliśmy, a później ostro zejść w dół, aby w palącym słońcu dojść pod szczyt góry Omu i znowu wspiąć się na 1932 m n.p.m. Był to spacer dla prawdziwych twardzieli. Na szczycie szybka lekcja geografii według Marka – tam Góry Rodniańskie, tam szczyt Roşu, tam szczyt Ineuț, tam szczyt Gărgălău, tam obniżenie i za obniżeniem Góry Marmaroskie, tam szczyt Cearcănu, tam szczyt Farcăul, tam szczyt Toroiaga. Marku, wielki szacunek za imponującą wiedzę i łatwość w rozpoznawaniu tych wszystkich szczytów. Wszyscy chylimy czoła. Powrót ze szczytu był troszkę lżejszym spacerkiem do miejsca, gdzie czekał na nas Zbyszek z zimnymi napojami, jednym leżaczkiem, dobrym słowem i uśmiechem. Po powrocie do hotelu, obiadokolacja, rozmowy, muzyka, rozmyślanie nad sensem istnienia. Człowiek (Omu) tego dnia zrobił 1300 m przewyższenia i przeszedł 20 km.
W czwartek, 15 sierpnia, trochę zmieniliśmy plany. Otóż po wznowieniu wspólnych procesów życiowych dla istot żywych to jest: ruchu, oddychania, reakcji na bodźce, odżywiania itd., bo to przecież już dobry półmetek naszej wyprawy, wróciliśmy w Góry Kelimeńskie, aby tym razem zdobyć Kelimeńskie dwutysięczniki i kilka przełęczy. Wspinaczkę rozpoczęliśmy od Şaua Nicovală 1910 m n.p.m., Vf. Rătitis 2021 m n.p.m., Şaua Rătitis 1869 m n.p.m., Vf. Bradul Ciont 1899 m n.p.m., Vf. Voievodesei 1852 m n.p.m., Şaua Voievodesei 1809 m n.p.m., Vf. Iezerul Călimanului 2032 m n.p.m., Vf. Călimani Izvor., 1954 m n.p.m., Vf. Călimanul Cerbului 2013 m n.p.m., kończąc w Gura Haitii i należy tu podkreślić, że nie chodzi tu o kolejny szczyt, tylko o małą urokliwą wioskę zatopioną między górami. Chodząc tak góra-dół, góra dół, błękitne niebo mieszało się nam z bujną, zieloną roślinnością i to tego dnia mieliśmy poznać smak kosówki. Po zrobieniu grupowego zdjęcia na pierwszym dwutysięczniku, poszliśmy dalej z nadzieją na lekką i przyjemną wędrówkę. Łooo jak się myliliśmy. Po lekkim zejściu w dół, szliśmy szutrową drogą z uśmiechem na twarzy wpatrując się w nasz dzisiejszy cel wędrówki. Słonko świeciło coraz mocniej, a my szliśmy i szliśmy i szliśmy. W pewnym momencie Marek zatrzymał się na tej drodze i wskazał ostry skręt w lewo. Wszyscy spojrzeliśmy w zamarciu na czerwoną plamkę na białym tle. Oto przed nami szlak, którym mieliśmy przez 3 km zrozumieć znaczenie zwrotów: średnia kosówka, duża kosówka, bardzo duża kosówka, przedzieranie się przez gęstą kosówkę, skalpowanie kosówką, przecinanie skóry kosówką i generalnie jakby ktoś mówił, że szedł straszną kosówą żółtym szlakiem z Pilska do schroniska na Hali Miziowej lub męczącą kosówą w Tatrach, to polecamy ten 3 km odcinek na poranny rozruch. Delikatnie wspomnę tylko tutaj, o licznych prezentach zostawianych na tym szlaku przez okoliczne misie, które z pewnością obserwowały nas gdzieś z zarośli i prowadziły dyskusje w stylu fajnego hasła reklamowego: nieważne którego zjesz, wszystkie smakują tak samo. Po uwolnieniu się od tej kosówy, wyszliśmy w końcu na zieloną planetę porośniętą dla odmiany małą kosówką i tam zrobiliśmy dość długą przerwę. Następnie zdobyliśmy szczyt Iezerul Călimanului mierzący 2032 m n.p.m. i ostatecznie jak to mówią wojskowi, bez większych strat w personelu, zdobyliśmy szczyt Călimanul Cerbului mierzący 2013 m n.p.m. Później na falujących ze zmęczenia kolanach doszliśmy do wioski Gura Haitii, gdzie skorzystaliśmy z usług lokalnego baru. Później Zbyszek zwiózł nas do hotelu. Tę turę zapamiętamy do końca życia. Kolana weszły na 800 m przewyższenia, ale ostrym zejściem radośnie zeszły aż 1300 m w dół. Długość trasy wynosiła 20 km.
Piątek 16 sierpnia był naszym ostatnim dniem na szlakach Gór Rumuńskich i tego dnia wybraliśmy się ponownie w Góry Kelimeńskie, aby zobaczyć i zdobyć ostatni dla nas szczyt to jest grupę Skał 12 Apostołów mierzącą 1771 m n.p.m. Ten dzień był lekką wędrówką pomiędzy pięknymi formami skalnymi przypominającymi pochylone głowy apostołów. Z łezką w oku, żegnaliśmy się z tymi górami wracając do hotelu i szykując się do zielonej nocy, ponieważ w sobotę rano po śniadaniu wracaliśmy już do Polski. Za oprawę artystyczną dziękujemy naszej koleżance Uli, która okazała się ukrytym talentem i napisała wspaniałą pożegnalną piosenkę dla naszego nieocenionego kierowcy Zbyszka. Cyt.: „Ci turyści co ich wożę, bardzo mili są, dyscyplinę w szóstym dniu, ogarnęli już, łezka w oku kręci się, bo rozstania nadszedł czas”. Dziękujemy serdecznie Janowi Nogasiowi i Markowi Kusiakowi, za pięknie zorganizowaną wycieczkę. Należy tutaj też wspomnieć o innym tajemniczym Marku, który pilnował nas na końcu naszej grupy. DZIĘKUJEMY! Oby takie wyprawy na stałe zagościły w kalendarzu Oddziału PTT w Bielsku-Białej.

Przemo Waga

uczestnicy wyprawy przed hotelem

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2024. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.