90 dni. Trzy długie miesiące przyszło nam czekać na grupowy wyjazd z PTT, na wspólne zdjęcie z banerem. Choć dzieliliśmy pasję poprzez wyjazdy indywidualne w tym trudnym okresie, to właśnie brak zawsze radosnej kompanii i wspólnych rozmów na szlaku doskwierał nam najbardziej. Pierwsza wycieczka górska, jeszcze zorganizowana dość spontanicznie, spotkała się z dużym zainteresowaniem. Na trasę z Rajczy, przez Halę Boraczą i Prusów do Węgierskiej Górki skusiły się aż 23 osoby!
Przejazd pociągiem o stosunkowo późnej porze, bo o 8:43, okazał się niezbyt dobrym wyborem. Na pomysł wykorzystania pięknej, sobotniej pogody wpadło bowiem wiele osób. Przepełnionym pociągiem dojechaliśmy w niecałą godzinę do stacji Rajcza, skąd wesołą kompanią ruszyliśmy za znakami niezbyt uczęszczanego, niebieskiego szlaku. Dość liczna grupa, jaką stanowiliśmy, zwracała na siebie uwagę, ale w ten słoneczny poranek nie byliśmy jedynymi turystami na trasie. Pomimo, iż szlak omija szczyt Suchej Góry to zaczęliśmy wędrówkę stromym, kamienistym podejściem. Co jakiś czas mieliśmy okazję podziwiać ostre panoramy na Worek Raczański i Beskid Śląski, pojawił się nawet Wielki Rozsutec w Małej Fatrze. Na dłuższy odpoczynek z widokiem na zatłoczoną Halę Boraczą zatrzymaliśmy się na Polanie Cukiernicy. Stamtąd już tylko ok. 30 min. drogi dzieliło nas od słynnych wypieków ze schroniska na Hali Boraczej.
Mieliśmy sporo szczęścia. Tłumy przewijające się przez schronisko zdążyły wykupić już cały zasób porannych jagodzianek, ale kolejka była na tyle długa (czas oczekiwania ok. 30 min.), że doczekaliśmy się drugiego rzutu wypieków z godz. 13:00. Wprawdzie znacznie przedłużyło to nasz postój, ale za to mogliśmy się nacieszyć świeżutką, ciepłą drożdżową jagodzianką z widokiem na Romankę.
Po odpoczynku czekało nas tradycyjne zdjęcie grupowe (w końcu grupowe!) z banerem i jeszcze jedno podejście, na Prusów. Tam z kolei otworzył nam się widok na Kotlinę Żywiecką i otaczające ją Beskid Śląski i Mały. Potem było już z górki 🙂
Niebieskim szlakiem zeszliśmy do Żabnicy, skąd trzeba było iść asfaltem do Węgierskiej Górki. Przejście nie było aż tak meczące, jak się spodziewaliśmy i mieliśmy jeszcze trochę czasu do pociągu. Postanowiliśmy to wykorzystać. Część grupy zatrzymała się po drodze przy Forcie Wędrowiec, gdzie znajduje się niewielkie muzeum. Potem zmęczeni nieco upałem poszliśmy na przepyszne lody!
Pociąg w stronę Bielska nie był już tak zatłoczony, jak ten poranny i bez problemu znaleźliśmy miejsca siedzące. Dotarliśmy nieco po godzinie 18 i przyszło nam się pożegnać, niestety jeszcze bez uścisków.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za wspaniałą atmosferę i wspólną wędrówkę! Miło było znów wspólnie ruszyć na szlak po tak długiej rozłące.
Do zobaczenia wkrótce!
Martyna Ptaszek-Pabian
.