Hala Łabowska przywitała nas pochmurnym niebem i uroczystościami poświęconymi Żołnierzom Niezłomnym. Ale zanim dotarliśmy na Halę Łabowską, która była głównym celem naszej wycieczki, wędrówkę rozpoczęliśmy z nieco sennej Łomnicy Zdrój. I od razu dodam, że przedrostek Zdrój, pozostał bardziej z sentymentu do dawnych lata, gdy na terenie Łomnicy rozwijała się turystyka uzdrowiskowa. Otóż ta niewielka miejscowość położona u stóp pasma Jaworzyny Krynickiej, posiada bardzo wiele źródłem wód uzdrowiskowych. Szczególnie jest to zauważalne w górnej części miejscowości, gdzie ze względu na ich mnogość, mieszkańcy mają problem z pozyskaniem słodkiej wody ze studni. To właśnie owa woda, była przyczyną powstawiania pierwszych budynków zdrojowych na początku XX w. Jednak w 1939 r., nie ze względu na wybuch II Wojny Światowej, a z powodu powodzi, zabudowania powstającego uzdrowiska zostały zniszczone przez żywioł i później już nigdy nie odbudowane. Patrząc również na pobliskie prężnie rozwijające się uzdrowiska, Łomnica została nieco zapomniana i do dziś jedynie jej dwuczłonowa nazwa przypomina o jej niewykorzystanych walorach uzdrowiskowych. Z tego też względu nie mieliśmy okazji do podziwiania żadnej uzdrowiskowej zabudowy, to też niemal od razu ruszyliśmy w kierunku Hali Łabowskiej. Początek naszej trasy wiódł żółtym szlakiem i zarazem był to najcięższy odcinek do pokonania tego dnia. Mozolnie wzbijaliśmy się pod szczyt Parchowatki i Łaziska po drodze wypatrując grzybów. Wprawionym grzybiarzom udało się dostrzec kilka sztuk, jednak tego dnia nie dane nam było, uzbierać większych ilości. Pomimo czasami dość stromych podejść, szybko dotarliśmy do schroniska na Hali Łabowskiej. Na miejscu mieliśmy zaplanowaną przerwę obiadową, ale ze względu na dość wczesną porę przybycia do schroniska, musieliśmy się zadowolić bufetem w formie śniadania. Natomiast tego dnia przed schroniskiem trwały uroczystości upamiętniające żołnierzy Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców Oddziału „Żandarmeria”. Trzeba przyznać, że sama uroczystość zgromadziła sporo osób, którą uświetniły liczne poczty sztandarowe.
Po przerwie w schronisku, ochoczo ruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku Rytra, zdobywając najwyższe wzniesienie tego dnia czyli Czarci Kamień (1091) zwany także Czarcim Wierchem. Wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim w tej części Beskidów, niestety nie przypomina już szlaku z poprzednich lat, na którym to znajdowały się liczne punkty widokowe. Postępująca sukcesja leśna, skutecznie przysłoniła nam krajobrazy i tylko nieliczne punkty widokowe pozwalały nam dostrzec dalsze pasma górskie. Po trzech godzinach wędrówki, dotarliśmy do prywatnego schroniska Cyrla, w którym to już bez problemu mogliśmy zjeść przepyszny obiad. I chyba nie skłamie, gdy stwierdzę, że tego dnia najbardziej przypadała nam do gustu kiełbasa po Łabowsku. A co to za specjał? To już niech każdy sam spróbuje odwiedzając to klimatyczne miejsce! Natomiast otoczenie wokół schroniska mocno się zmieniło i już nie przypomina wcześniejszej chatki, to jednak jego drewniana zabudowa oraz smaczne jedzenie, tworzą niesamowity klimat. I trzeba przyznać, że widać tutaj duży wkłada gospodarzy o dbałość tego miejsca, o czym świadczy zadbane obejście, a także liczne kwiaty wokół budynku.
Po tak pełnej kulinarnych doznań przerwie, ruszyliśmy w dalszą drogę, zatrzymując się w średniowiecznych ruiny zamku w Rytrze. Sam zamek został zbudowany na przełomie XIII/XIV wieku tuż nad przełomem Dunajca. Niestety nie przetrwał próby czasu i jak wynika z zapisów historycznych, w 1657 r, podczas „potopu” został zdewastowany przez wojska sojusznika szwedzkiego, księcia Siedmiogrodu Jerzego II Rakoczego. I od razu dodam, że wstęp na ruiny zamku jest całkowicie bezpłatny wiec warto się na niego wybrać, aby móc podziwiać z niego przepiękne widoki na dolinę Popradu, znad którego piętrzą się wierzchołki pasma Radziejowej.
W końcu wszystko co piękne, kiedyś się kończy i po godz. 19.00 wyruszyliśmy w drogę powrotną do Bielska, do którego dotarliśmy przed 23.00.
Wojtek Biłko