Hej hej, witam ponownie!
Dziś zaczniemy inaczej. Wycieczka się udała i wszyscy uczestnicy o czasie, czyli o 21:00 byli już w Bielsku, a trochę później we własnych mieszkaniach itd… Ale co się działo, już opowiadam o tych czterech porach roku, co mieliśmy możliwość przeżyć w dniu naszej wycieczki, zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie.
Otóż jak zwykle wyruszyliśmy zgodnie z planem z dolnej płyty dworca PKS w Bielsku-Białej. Pan Stanisław „podstawił” swoją 400-konną maszynę na czas. W tym miejscu raz jeszcze dziękujemy za wspaniałą darmową kawę, herbatę, miłe słowo i postój w miejscach na „prośbę”. A więc po wyruszeniu w drogę na słowacką ziemię w kierunku Jagnięcego Szczytu, przybyciu do parkingu „Biała Woda Kieżmarska” ochoczo wyruszyliśmy na szlak. Ale nie tak szybko, co by nie zapomnieć o obowiązkach i obowiązkowym zdjęciu z banerem PTT. Całą wycieczkę prowadzili przewodnicy Jan Nogaś i Łukasz Kudelski. Po odpaleniu różnych szybkości, prędkości posuwu po szlaku, z radością na ustach dotarliśmy do schroniska przy Zielonym Stawie Kieżmarskim.
Pogoda nas jakoś oszczędzała, choć widoki były marne. Krótki posiłek, uzupełnienie płynów z termosów i kurs na szczyt. Po drodze rozeszliśmy się niby nuty w skład partytury po całym szlaku. Szlak był dość trudny w swojej drugiej części powyżej schroniska, aczkolwiek pokonanie go zajęło naszej przodującej grupie połowę czasu wykazanego na znakach informacyjnych.
Na odcinku Dolina Jagnięca – Kołowy Przechód czekały na nas atrakcje, mianowicie, przejścia po głazach kamiennych, łańcuchy, śliskie kamienie, półki skalne, czy różnego rodzaju małe przeszkody… które nie zatrzymały nas w zdobyciu szczytu (2229 m n.p.m.).
Faktem zaistniałym była fajna sprawa, że po zrobieniu jednego kroku w kierunku na szczyt z jednej strony zbocza byliśmy już po drugiej stronie zbocza. Ale wróćmy trochę wcześniej: tak więc idąc dalej granią napotkaliśmy małe płatki śniegu. Nie wszyscy mieli taką przyjemność. A kilka płatków śniegu zamieniło się w… i doznali większego „szczęścia”, odczucia dotkliwie zamieci śnieżnej, deszczu, wiatru i co tylko było możliwe. Ale za to przeżyli już wcześniej wspomniane 4 pory roku w jednej chwili.
Tak więc wracając do starej przestrogi, że w górach wszystko jest możliwe, pogoda też zmienną jest, więc tej tezie stało się zadość.
Po dotarciu do schroniska, osuszeniu się po wybrykach pogody, oczom naszym ukazało się piękno otaczających nas gór i niech mi ktoś powie, że po co chodzić w góry, jak kamienie są wszędzie. Ha ha, szacunek dla tej osoby. Te pionowe ściany, kwiaty, przyroda nie szczędziła swej piękności. Najbardziej podobał mi się kot „schroniskowy”, gdy starał się złapać muchę latającą nad nim, odprawiał prawie figury jak w tańcach egzotycznych.
Dalsza część naszej przygody odbywała się w dwóch grupach A i B. Część wróciła tym samym szlakiem, część – innym. Droga powrotna grupy B była taka sama w obie strony, zaś grupa A wybrała szlak pełen wrażeń i cudownych widoków. Ukazał nam się Jagnięcy Szczyt w swej całej okazałości oraz budynki kolejki linowej na Łomnicę, piękno Kieżmarskiej Chaty i otaczającego jej stawu (pozostałości polodowcowych) oraz różnorodność przyrody przypisanej swej wysokości geograficznej. Po dotarciu na metę, która wcześniej służyła jako start wyruszyliśmy w dalszą powrotną drogę do…, a to już macie opisane na początku.
Nie mogę zapomnieć opisać naszej mniejszej grupy z busa, która wraz z nami przeżyła tę wspaniałą wyprawę. Dziękuję wszystkim za obecność, zdyscyplinowanie, i wyrazistość humoru, życząc takowego na następnych spotkaniach. Nie doszły mnie słuchy, żeby ukazali się nam żywi mieszkańcy tamtych górzystych terenów poza psiakiem i kociakiem pilnującymi słowackiego schroniska.
Aby tradycji stało się zadość, zadowoleni uczestnicy koleżeńskim „cześć” zapowiedzieli obowiązkową obecność na kolejnych i dalszych wyprawach z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim. Turystycznym „dzień dobry” i krótkim opisem serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników.
Georgius (Dżordż)
.