Dwoje członków Oddziału, Sylwia i Przemek Wagowie spędziło kilka czerwcowych dni na tatrzańskich szlakach. Zapraszamy do zapoznania się z relacją z ich wycieczki:
Szukając pomysłu na szybki i niestety krótki urlop, rzuciliśmy wszystko i pojechaliśmy w Tatry. Przyjechaliśmy do Zakopanego dość późno w szary czerwcowy poniedziałek, ale nie na tyle późno, aby nie skorzystać z możliwości popołudniowego wejścia na Gęsią Szyję. Na parkingu przy Dolinie Filipka za słuszną opłatę zaparkowaliśmy samochód i udaliśmy się na popołudniową wycieczkę. Z Doliny Filipka za niebieskimi znakami szybko dotarliśmy do sławnych Wiktorówek, gdzie u Ojców Dominikanów, skorzystaliśmy z małej gościny i napiliśmy się pysznej herbaty, a następnie hyc na Rusinową Polanę. Każdy z was kto był na tej polanie wie dokładnie, że można tam spędzić cały dzień nie robiąc nic i gapić się na przepiękne szyty jak: Gerlach, Młynarz, Ganek, Rysy czy osamotniony Żabki Koń. I spoglądając tak na te poszarpane granie i zagryzając ciepłego oscypka kupionego w bacówce, dalej po zielonych znakach czym prędzej wspinaliśmy się na Gęsią Szyję, ponieważ szare wielkie chmurzyska straszyły nas ulewą z kilometra. Na szczęcie na szczycie pogoda była dla nas łaskawa, choć było zimno. Po małej sesji fotograficznej i chcąc uniknąć owianego złą sławą tatrzańskiego zmroku, zbiegliśmy do naszego auta i tak zakończyliśmy pierwszy dzień naszego urlopu delektując się zakopiańskimi specjałami w wynajętej stancji.
Drugi dzień zapowiadał burzowo i deszczowo, dlatego postanowiliśmy pójść do króla Zakopanego, tj. na Giewont. Już dawno przestaliśmy ufać podejrzanym prognozom pogody i tego dnia słońca było po horyzont! Ostatkiem sił wdrapaliśmy się po nowych łańcuchach na sam czubek szczytu Giewontu, gdzie w ciszy i w towarzystwie może 10 osób podziwialiśmy przepiękne panoramy Tatr i okolic. Ponieważ dzień zapowiadał się wspaniale, a nam było za mało tej górskiej wędrówki, postanowiliśmy z Kondrackiej Przełęczy udać się dalej na spacer przez Kopę Kondracką w kierunku Kasprowego Wierchu i dalej na dół do Kuźnic. Tę trasę przeszliśmy kiedyś w maju w odwrotnym kierunku od Kasprowego Wierchu przez Małołączniaka i Ciemniaka do Schroniska PTTK na Hali Ornak, kiedy leżał tu jeszcze śnieg, ale teraz doznania były zupełnie inne niż wtedy. Bujna roślinność, zielone dolinki, kolorowe kwiaty zachwycały nas aż do samych Kuźnic. I tak przeszliśmy prawie 20 km z licznymi postojami i sesjami fotograficznymi starając się zapamiętywać jak najwięcej z tego co widzieliśmy po drodze. Na koniec dnia zakopiańskie specjały po raz drugi i tak minął nam dzień drugi.
Trzeci dzień zapowiadał się burzowo i deszczowo, dlatego postanowiliśmy pojechać na Słowację, spędzając tam cały słoneczny dzień i podróżując tam i z powrotem Tatrzańską Koleją Elektryczną tzw. „elektriczka”. Za 1.50 € (za osobę w jedną stronę), pojechaliśmy ze Starego Smokowca na Strbske Pleso, aby tam włóczyć się bez celu po tej pięknej mieścinie i jej górskich okolicach. Wracając przed zmrokiem do Zakopanego oszukaliśmy przeznaczenie, ponieważ ulewny deszcz zalał Słowację, a my wjechaliśmy do słonecznego miasta położonego na Pogórzu Spisko-Gubałowskim tj. Zakopanego. Tym razem zrobiliśmy obowiązkowy spacer przez Krupówki, kilka śmiesznych zdjęć i tak zakończyliśmy dzień trzeci.
Czwarty dzień zapowiadał się deszczowo i burzowo, dlatego ciesząc się pięknym słońcem i błękitnym niebem, postanowiliśmy wykorzystać go na zwiedzanie Zakopanego, którego jeszcze nie znamy, a później na długi powrót na swoje rodzinne niziny. Szukając pomysłu na szybki i krótki urlop, czasami warto jest rzucić wszystko i pojechać w Tatry, żeby powłóczyć się bez celu to tu to tam.
Przemo Waga