Plany były ambitne, dwa dni w otoczeniu Hali Gąsienicowej. Ale pogoda, jak to bywa w górach, popsuła plany. Już w sobotę, podczas mierzenia się z Kościelcem, strome miejsca zrobiły się śliskie po drobnym deszczu. Na niedzielę informacje były nieubłagane – będzie padać. Po nocnych opadach prognozy się sprawdzały – góry się skrywały w gęstwinie chmur. Decyzja – to nie jest pogoda na bezpieczne osiem godzin marszu, a i nie wszyscy prezentowali tempo to przejście gwarantujące. Propozycja – wykorzystajmy okazję i idźmy na Babią od południa, z Lipnicy, bo większość uczestników tam nie szła. Zaledwie ruszyliśmy z Zakopanego to lunęło i tak nam towarzyszyło do popołudnia. Do Lipnicy pod zielony szlak na Diablak podjechaliśmy, ale na widok, a właściwie na brak widoku, Babiej nikt nie ruszył na szlak. Były jeszcze inne propozycje wykorzystania czasu, ale pogoda nie zachęcała nawet do wyjścia z mikrobusu. A w Bielsku powitało nas słoneczko.
Jan Nogaś
.