Bardzo miło przyjęliśmy informację o dzisiejszym spacerze na Kozią Górę. Każdy z nas chętnie, po przebudzeniu, zebraniu myśli oraz porannym ogarnięciu rzeczywistości zamknął za sobą ciepłe pielesze. Po wyjściu różnica temperatury niezbyt wielka, można powiedzieć nawet, że sympatyczna. Powieki na chłodzie otwierają się szerzej, zmysły wyostrzają jak syberyjskim wilkom ale pozytywne nastawienie będzie towarzyszyć od poranka przez cały dzień. Udajemy się po kolei na miejsce zbiórki. Mimo tego, że las jest Cygański z koczowniczym trybem życia mamy niewiele wspólnego. To tylko nazwa mówiąca o tym, że tereny współcześnie zalesione niegdyś zamieszkiwały przesympatyczne stworzenia obdarowujące nas do dzisiaj smacznym mlekiem. Ale o napojach trochę później.
Wyruszamy o 9:30 szlakiem czerwonym. Aura sprzyja i dopisuje. Śnieg daje o sobie znać delikatnie swoimi płatkami, leśną ciszą i zapadającym głęboko w świadomość spokojem. Od samego początku towarzyszą nam drzewa, wzajemne uśmiechy i życzliwość. Krótkie są chwile, których człowiek tak bardzo łaknie. Pokrywy śniegowej przybywa wraz z wysokością. Jest to czas wytchnienia, zanurzenia w świat daleki od miejskiego zgiełku, oraz znalezienia dystansu do siebie i otaczającej rzeczywistości. Każdy z nas powodowany tęsknotą za górami i drugim człowiekiem gaworzy jak niemowlę w białej pościeli. Otacza nas dookoła Matka Ziemia. Nie jest to bynajmniej nawiązanie do czasów, kiedy bóstwem była planeta. Czujemy się ulepieni z gliny, po raz kolejny w swoim życiu. Śnieg lepki, więc śnieżki latają jakby od niechcenia i spontanicznie. W pogodnej atmosferze wznosimy się do góry, aż naszym oczom ukazuje się schronisko na Koziej Górze. W pogodne dni bardzo zatłoczone, dziś jakby specjalnie dla nas puste. Chwila na zajęcie miejsc i usadowienie. Jest przesympatycznie. Cieszymy się jak małe dzieci, które przez zaparowane okna pierwszy raz widzą zimę. Mamy ciepłą herbatę, świąteczne ciastka, każdy częstuje się według upodobania. Wymiana doświadczeń kończącego się roku, nowe myśli i ogólne plany na Nowy Rok. Miło się zagrzać, nawet jeśli człowiek za bardzo nie zmarznie.
Kiedy odczuwamy że nasze ciała zaczynają się kręcić, powoli nogi same się prostują i nie możemy usiedzieć przychodzi czas, żeby pomyśleć o wyjściu. Przed schroniskiem pełna śmiechu bitwa na śnieżki i zdjęcie z dwoma banerami. Jak widać w grudniu krokusy też rosną. Ze śmiechem i poślizgami schodzimy na dół. Kamienne ściany toru saneczkowego powodują, że nie trzeba pilnować trasy szlaku jak w obcym terenie. Samoczynnie nasze kroki kierują nas we właściwą stronę. Ożywione rozmowy są spowodowane świadomością kończącej się na dole trasy. Chwytamy każdą chwilę, aby zaczerpnąć jak najwięcej. Płynnie jak bobslej cieszymy się radością śniegu, pokonując kolejne i ostatnie już odcinki saneczkowego toru. Wraz z dojściem do asfaltu następuje kres wspólnego spacerowania. Ostatnie pożegnania, życzenia i uśmiechy. Każdy odchodzi i spojrzeniem mówi: „Do następnego razu!”.
Marcin M.
.