Liptów (Słowacja) – wycieczka krajoznawcza – 29 października 2017 r.

Co to za turysta, który boi się deszczu?!
Tak właśnie przywitał mnie „na dzień dobry” jeden z uczestników wycieczki. Słowa te mocno utkwiły mi w pamięci, dlatego właśnie od nich rozpoczęłam tę „krótką” relację z wycieczki do Liptowa. Jej uczestnicy pod przewodnictwem Roberta Słonki nie wystraszyli się dzisiejszej pogody – dynamicznej i wybitnie jesienno-zimowej, z deszczem i zawieją, wichurą i zimnem aż do kości…
Na miejsce zbiórki w komplecie wstawiliśmy się przed czasem, aby punktualnie o godzinie 6:00 jeszcze w porannych ciemnościach pojechać przez Żywiec, Korbielów, Rużomberok w kierunku Liptowskiego Mikulasza. Wycieczka miała charakter krajoznawczy, a więc nie wędrowaliśmy po górach, tylko zwiedzaliśmy ciekawe miejsca w Regionie Liptowskim.
Przejazd wygodnym autokarem Beskid-Touru wcale nie był ani zbyt długi, ani tym bardziej nudny, choć zza szyb niestety niewiele było widać. Szyby autokaru zalane były deszczem albo miejscami deszczem ze śniegiem. Ciężkie chmurzyska i deszcz pędzący z silnym wiatrem przez cały dzień ograniczały nam widoczność, gór prawie nie widzieliśmy, ale… cóż, nie rozpaczaliśmy z tego powodu. No bo, co to za turysta, który boi się deszczu?! Podczas tej podróży nie nudziliśmy się ani przez chwilę, bo przewodnik Robert Słonka bardzo dobrze o to zadbał, aby coś z tej wycieczki w naszych głowach zostało i przygotowywał nas w ten sposób (teoretycznie) do zwiedzania zgodnie z ustalonym programem. Jego opowieść o tym regionie znacznie przekraczała ramy zwiedzania, a przy tym nasza wyobraźnia tak działała, że mimo wszystko „widzieliśmy” te cudowne polskie i słowackie krajobrazy, bo jak wiadomo, Roberta można słuchać godzinami!
W taaakiej oto pogodzie deszczowo-wietrznej, pod parasolami, w czapkach i rękawiczkach zwiedzaliśmy to wszystko, co było na dzisiaj zaplanowane w programie. Nikt nie narzekał, nikt nie biadolił i nie marudził (przynajmniej ja nie słyszałam), bo to, co mogliśmy dzisiaj zobaczyć dodawało nam niesamowitej energii i to takiej, że chciało się żyć! Wszyscy należeliśmy do jednej turystycznej rodziny, wszyscy byliśmy turystami, którzy… nie boją się deszczu! Wśród nas były też dzieci (starsze) i to też nas dodatkowo budowało i pocieszało.
Nie będę opisywać szczegółowo o ruinach zamku Likava, o Jaskini Wolności w Dolinie Demianowskiej, o kościele artykularnym w Świętym Krzyżu, ani też o samym mieście Liptowski Mikulasz. Do tego są przewodniki i oczywiście Internet. Napiszę jedynie w skrócie, że:

  • do ruin zamku w Likavce nie dotarliśmy, choć byliśmy tak blisko nich, a to dlatego, że dojście do ruin w wodzie, błocie i po przewróconych konarach i gałęziach tuż przy budującej się nowej drodze było wyjątkowo utrudnione. Mieliśmy buty nie tylko porządnie ubłocone, ale i lekko przemoczone i to zaraz na początku naszej krajoznawczej wycieczki. A więc… zrobimy to następnym razem, gdy będą ku temu lepsze warunki;
  • Demianowską Jaskinię „Swobody” zwiedziliśmy dwie godziny wcześniej, aniżeli to było zaplanowane. Stało się to dzięki sprawnej organizacyjnie pracy Roberta, ale też i dzięki dzisiejszej niepogodzie, która przyczyniła się do małego – na nasze szczęście – oblężenia tej jaskini. Przeszliśmy trasę krótszą, trwającą około 1 godziny. Ale tak prawdę pisząc niektórym z nas nie chciało się z tej jaskini wychodzić z dwóch powodów. Niech ci, którzy z lenistwa nie pojechali na tę wycieczkę spróbują zgadnąć, dlaczego?
  • artykularny drewniany Kościół Ewangelicki wybudowany w latach 1773-1774 w Paludze (dzielnica Liptowskiego Mikulasza), to kościół w kształcie krzyża, który ma długość 43 m. Mogłoby pomieścić się w nim ok. 6 tys. osób. Ten największy kościół drewniany w środkowej Europie zachwycił nas nie tylko swoją architekturą, ale i tym, że został on otoczony opieką, i że nie zalano go wcześniej wodami w Liptowskim Morzu. W latach 1976-1978 został on wiernie odtworzony i służy ludziom zamieszkałym w Świętym Krzyżu i okolicach, a także nam, turystom z Polski. To tu, akurat w tym kościele przez maleńkie okienko dotarły jedyne dzisiaj małe promyki słońca, które rozjaśniły stary, drewniany ołtarz;
  • zwiedzanie miasta powiatowego Liptowski Mikulasz obejmowało: najstarszy kościół p.w. św. Mikołaja z 1270 r., rynek z bardzo starymi budynkami o średniowiecznym rodowodzie, w których obecnie znajdują się muzea, galerie wystaw, ośrodki kultury, a nawet Konsulat RP. Zobaczyliśmy też synagogę, galerię Bohuna i wiele innych ciekawych obiektów i pomników. Liptowski Mikulasz słynie też z tego, że to właśnie w tym mieście był więziony i publicznie stracony na rynku zbójnik karpacki Jura Janosik.
  • wygospodarowaliśmy czas na odpoczynek z posiłkiem w miejscowej restauracji, a komu ruchu na świeżym powietrzu było mało, ten mógł pospacerować sobie indywidualnie po starych uliczkach tego urokliwego miasta i zajrzeć do wnętrza niektórych wymienionych wyżej obiektów.

Ojej, miał to być „krótki” opis! Już kończę…
Z Liptowskiego Mikulasza wyjechaliśmy dokładnie o godz. 15:00, a do Bielska-Białej pan Krzysztof dowiózł nas szczęśliwie przed godziną 18:00. Było już ciemno, oczywiście padało i dobrze wiało. Każdy z nas na pewno będzie wspominał ten bogaty w przeżycia październikowy dzień, dzień też wyjątkowy, bo obchodzony jako Dzień Ratownika TOPR. 29 października 1909 roku powstało Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe.

CS
.

nasza grupa przed kościołem artykularnym w Świętym Krzyżu

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.