Lubomir (Beskid Wyspowy) – wycieczka górska – 14 lipca 2018 r.

W tę sobotę celem wyjazdu z bielskim Oddziałem PTT było Pasmo Lubomira i Łysiny wraz z najwyższym jego szczytem – Lubomirem (904 m n.p.m.), na którym znajduje się Obserwatorium Astronomiczne im. T. Banachiewicza. Pomimo deszczowych prognoz o godz. 5:45 na dolnej płycie PKS stawiła się dwudziestka nieustraszonych.
Chłodny, słoneczny poranek dawał nadzieję na udany wyjazd. Trasa wydawała się być niezbyt wymagająca, w końcu czym jest dla wytrawnych piechurów 904 m n.p.m.… niemniej jednak przeszliśmy prawie 25 km, co dało się odczuć w nogach. Ok godz. 8:00 wystartowaliśmy z Pcimia żółtym szlakiem. Było ciepło, ale wilgotno i parnie po piątkowym deszczu… idealne warunki dla grzybów! No i faktycznie, zaraz po wejściu w las rozpoczęło się wielkie grzybobranie. Po uruchomieniu instynktu zbieracza nie dało się już ani odpuścić ani przestać. Mimo woli głowa kręciła się w raz w lewo, raz w prawo, a bystry wzrok przeszukiwał ściółkę w poszukiwaniu żółtych kurek, zamaskowanych w liściach brązowych prawdziwków czy jaśniejszych trochę maślaków albo ciemnobrązowych „gniewusów”. Zdarzały się też „buble”, na szczęście szybko wychwycone i odrzucone podczas selekcji przez dwóch naszych wytrawnych grzybiarzy: Lesia i naszego przewodnika – Wojtka. Nie trudno się domyślić, że to właśnie ta dwójka po powrocie do busa dźwigała najcięższe i największe torby grzybów… Dla amatora takiego jak ja, który cieszy się z każdego, nawet najmniejszego czy obgryzionego znaleziska, czasami było to demotywujące… Wyobraźcie sobie: idziemy, rozmawiamy, rozglądamy się, a tu tylko „o! jaki wielki grzyb!” i Wojtek skacze w las kilka metrów od ścieżki i ze ściółki wyrywa pięknego prawdziwka, potem wraca, kontynuujemy rozmowę i po chwili „o! jaki duży grzyb!” – włazi kilka metrów między drzewa i wraca z kolejnym prawdziwkiem sporych rozmiarów… Podobno istnieje aplikacja dla grzybiarzy, ale są tacy, co detektor grzybów mają wgrany w wersji podstawowej.
W takich to właśnie grzybowych okolicznościach nawet się nie zorientowaliśmy, jak szybko minęły nam 2 godziny podejścia na Działek. Dalej czerwonym szlakiem ruszyliśmy w stronę schroniska na Kudłaczach. Teraz już szeroka ścieżka wiodła grzbietem pasma, co sprzyjało rozproszeniu. Dyscyplina i tempo marszu zostały jednak zachowane. W schronisku zrobiliśmy sobie krótką przerwę i dalej skierowaliśmy swoje kroki w stronę Lubomira i Obserwatorium Astronomicznego na jego szczycie. Na miejsce dotarliśmy kilka minut przed godz. 12:00. Po krótkim odpoczynku, o pełnej godzinie otworzyła się furta Obserwatorium. Za 5 zł otrzymaliśmy ok. 40 minut „zwiedzania” obserwatorium. Rozsiedliśmy się w sali, gdzie oglądaliśmy prezentację dotyczącą historii obserwatorium, mieliśmy też okazję zobaczyć ruch ciał niebieskich na naszym niebie za pomocą dedykowanego do tego programu. Dowiedzieliśmy się na czym polega praca w astronoma, jak dawniej prowadzono obserwacje, co możemy dostrzec na nocnym niebie i uwaga… co możemy znaleźć na stronie internetowej obserwatorium. Po skończonym pokazie zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie pod obserwatorium z banerem i ruszyliśmy z powrotem w stronę schroniska na Kudłaczach, gdzie mieliśmy obiecany dłuższy postój obiadowy. Udało nam się dojść do schroniska jeszcze przed deszczem, choć Ci co zdecydowali się w drodze powrotnej zejść ze szlaku w poszukiwaniu grzybów, nie mieli już tyle szczęścia.
W małym, ale cieplutkim schronisku szybko zrobiło się tłoczno, a kuchnia uwijała się z wydawaniem przepysznych żurków, kwaśnic i zup grzybowych. Po ustaniu deszczu i zaspokojeniu głodu ruszyliśmy w drogę powrotną czarnym szlakiem, trochę asfaltem, trochę leśnymi drogami. Nad pobliskimi górami zebrały się ciemne, mroczne chmury, co jakiś czas powietrzem wstrząsały odległe grzmoty. Z nadzieją, że i tym razem uda nam się przejść trasę suchą nogą, przyspieszyliśmy kroku. Niestety… Ulewa nas szybko dopadła, słyszeliśmy coraz głośniejszy szum, gdy zbliżała się w naszą stronę ściana deszczu. Nim się zorientowaliśmy, co to, było już za późno. Zanim zdążyliśmy się przygotować na przyjęcie na siebie uderzenia intensywnego opadu, nadszedł. Zasiekał ostro wyginając parasole i wdzierając się z impetem do górskiego obuwia od strony skarpet. Po kilkunastu minutach znów wyszło słoneczko… Z asfaltu znów weszliśmy w las, gdzie znalazło się parę grzybów, później przez łąki i pola, aż w końcu między domostwami zeszliśmy do Pcimia, gdzie czekał na nas busik.
Dziękuję wszystkim za wspaniale spędzoną sobotę, mojej ekipie za przyjemną podróż, Grażynce za wspaniałe zdjęcia oraz znawcom grzybów: Lesiowi i Wojtkowi za czujność przy selekcji moich zbiorów.

Martyna Ptaszek
.

nasza grupa przed schroniskiem PTTK na Kudłaczach

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2018. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.