Deszcze niespokojne…
Niedziela przywitała nas niepewną aurą. Prognozy zapowiadały deszcz i burze, co też w dużej mierze niestety się sprawdziło. Zanim dojechaliśmy do Koszarawy, z której to wyruszyliśmy na szlak, lunęło deszczem. Na szczęście grupa wykazała się dużą wytrwałością i ruszyła żwawo na Lachów Groń – nasz pierwszy szczyt i zarazem najtrudniejsze podejście, z jakim tego dnia było się trzeba zmierzyć. Lachów Groń to szczyt, na którym doskonale widać pozostałości po wypasie owiec. Świadczą o tym pozostała zabudowa oraz rozległa polana, z której rozlega się widok na Pasmo Przedbabiogórskie, Grupę Pilska i Beskid Mały.
Po dotarciu na szczyt i krótkiej przerwie pojawiły się pierwsze oznaki na poprawę pogody. I faktycznie po kilkunastu minutach, wyjrzało słońce, a w naszych sercach pojawił się optymizm, że jeszcze tego dnia, oprócz chmur i deszczu ujrzymy nie jedną beskidzką panoramę. Słońce i dobra pogoda towarzyszyła nam do Stacji Turystycznej „Zygmuntówka”, znajdującej się nieopodal przeł. Klekociny. Nazwa przełęczy nawiązuje do nazwiska, choć wśród miejscowych istnieje przekonanie, że w miejscu tym często odpoczywały bociany w drodze do Afryki. Swoim klekotem przypominały o nadchodzącym końcu lata, zapadając mieszkańcom w ich pamięci.
Po przerwie w schronisku, pomimo nadciągających ciężkich chmur, ruszyliśmy w dalszą drogę. Szybko się przekonaliśmy o intensywności deszczu, w pośpiechu zakładając peleryny. Na szczęście ulewa nie trwała długo i zdobywając Kolisty Groń mogliśmy spokojnie podziwiać roztaczające się widoki, którym uroku dodawały ciężko zawieszone chmury. Główny cel naszej wycieczki był już na wyciągnięcie ręki, wiec nie czekając zbyt długo ruszyliśmy w kierunku Mędralowej. Ze szczytu rozciągała się panorama na niemal całe pasmo Jałowca, a w oddali można było dostrzec szczyty Beskidu Małego. Pomimo całkiem dobrej pogody, na horyzoncie przemieszczały się ciężkie obłoki co zwiastowało kolejną ulewę. Schodząc w kierunku Przyborowa po raz kolejny dosięgnął nas intensywny deszcz, a pewnym momencie nawet grad. Tym razem udało nam się przeczekać ulewę, chowając się pod dachem jednego z domów. Do końca naszej wędrówki deszcz już nie ustępował, wracają do Przyborowa z przemoczonymi butami i spodniami.
Wojciech Biłko
.