Pierwszy etap naszej kolejnej wycieczki rozpoczął się na stacji Bielsko-Biała Główna. Osiemnaścioro uczestników dotarło pociągiem do Żywca, następnie autobusem do Przyborowa. Dzień zapowiadał się upalnie, więc od razu wyruszyliśmy na szlak. Na szczęście prowadził on w cieniu i tak dotarliśmy do osiedla Moczarki. Od tego miejsca zaczęły się już widoki. Przed nami okazała kopuła Pilska, z lewej zaś strony przeciwległy grzbiet Lachów Gronia, w dole wieś Koszarawa Bystra. Szlak sukcesywnie i niezbyt ostro poprowadził nas w górę aż osiągnęliśmy wierzchołek granicznej góry Mędralowa (1169 m). Tu zrobiliśmy dłuższy odpoczynek, aby się zapoznać ze wszystkimi tablicami informacyjnymi i zrobić pamiątkowe zdjęcie z banerami. Z Mędralowej szlak powiódł nas na rozległą Halę Kamińskiego. Nazwa ta pochodzi od popularnego w tej okolicy nazwiska. Wcześniej już było widać cel naszej dzisiejszej wędrówki – przełęcz Klekociny. Dość strome zejście i już jesteśmy na przełęczy pilnie szukając tablicy informującej nas o położeniu miejsca noclegu, czyli stacji turystycznej „Zygmuntówka”. Znajduje się ona zaledwie 200 m od szlaku. Z ulgą zrzuciliśmy plecaki i szybko rozlokowaliśmy po pokojach. Standard tego miejsca dość skromny, ale było niezwykle czysto. Gospodarz obiektu bardzo dbał o zaspokojenie naszych potrzeb, dzięki czemu czuliśmy się tam bardzo dobrze. Zbliżał się ciepły wieczór, więc wyruszyliśmy na przełęcz, aby rozpalić ognisko i upiec przyniesione kiełbaski. Wokół nas pachniała świeżo skoszona łąka, od lasu dochodził niezrównany aromat rozgrzanej żywicy… Po powrocie do schroniska do zmroku śpiewaliśmy piosenki z naszego śpiewnika i obserwowaliśmy gwiazdy.
Kolejny dzień przyniósł nam zapowiedź sporego upału. Po porannej jajecznicy wyruszyliśmy na szlak. Pochodził on najpierw pod Czerniawę Suchą, potem przechodził w grzbiet Lachowa. Raźnym krokiem minęła nas grupa turystów zmierzających na Babią Górę, jakiś czas szedł z nami samotny wędrowiec zmierzający aż do Inwałdu. Stwierdziliśmy, że na taką trasę potrzebowalibyśmy przynajmniej dwóch dni, a przecież był już dzisiaj na szczycie Babiej. Ech, młodość! Ale my cieszymy się, że w ogóle jeszcze możemy pokonywać te trasy i idziemy dalej… myląc drogę. Wracamy więc prędziutko i już bez przeszkód zmierzamy do Koszarawy. Jeszcze tylko odpoczynek przed szałasem, uwaga, upał wzmaga się coraz bardziej, ale na szczęście już schodzimy. Nad wsią trafiamy w wąski parów, w którym powietrze dosłownie można kroić i wychodzimy na szosę. Jak na zawołanie podjeżdża autobus i po 40 minutach jesteśmy w Żywcu. Tu również mamy szczęście, bo właśnie zdążamy na pociąg „Soła”, który zawozi nas do Bielska. Jego klimatyzowane wnętrze było dla nas wręcz zbawieniem. Podsumowując, była to mimo wysokich temperatur bardzo udana wycieczka. Po raz kolejny mieliśmy okazję się przekonać jak dobrze nam ze sobą, nacieszyć wspaniałymi widokami, a także poznać nowy rejon górski. Przed nami wakacje i zapowiedź realizacji tych wycieczek, których mimo planu nie udało się nam odbyć.
Teresa Kubik
.