Keprník (Wysoki Jesionik, Czechy) – wycieczka górska – 31 sierpnia 2024 r.

W ostatnią sobotę sierpnia wyruszyliśmy w kierunku Czech, aby pod przewodnictwem Wojtka zdobyć Keprník – jeden z najwyższych szczytów w paśmie górskim Wysokiego Jesionika w Sudetach Wschodnich.
Wędrówkę rozpoczęliśmy z parkingu na przełęczy Červenohorské sedlo przy niezbyt sprzyjających warunkach – powitała nas mgła i lekka mżawka, ale niezrażeni tymi drobnymi niedogodnościami wyruszyliśmy na szlak, by zdobyć nasz pierwszy szczyt tego dnia, którym miała być Červená hora (1333 m). Los szybko okazał się dla nas łaskawy i pogoda znacznie się poprawiła, dzięki czemu już wkrótce byliśmy w stanie podziwiać otaczające nas panoramy z doskonale widocznym Pradziadem – najwyższym szczytem pasma.
Pierwszy przystanek zrobiliśmy w miejscu zwanym Vřesová studánka, którego historię związaną z cudowną wodą ze źródła oraz nieistniejącym już kościołem i schroniskiem turystycznym przybliżył nam nasz przewodnik. Wojtek uraczył nas również opowieścią o genezie nazwy naszego pierwszego szczytu – otóż pewien mnich zgubił drogę i musiał spędzić noc na tej górze. Ułożył się do snu i przykrył habitem, ale wkrótce dobiegły go odgłosy wycia wilków i ryk niedźwiedzi. Zbliżające się niebezpieczeństwo skłoniło go do narysowania wokół siebie kręgu z krzyżami skierowanymi na cztery strony świata. Drapieżniki kluczyły wokół, ale nie ośmieliły się go przekroczyć; naszego mnicha ze strachu miał jednak zalać krwawy pot, co sprawiło, iż cała okolica poczerwieniała. Wraz z nadejściem świtu zwierzęta odeszły, mnich został ocalony, a góra zyskała swoje miano.
Po krótkiej przerwie wyruszyliśmy w kierunku kolejnego szczytu – Vozki (1377 m n.p.m.). Po drodze minęliśmy ciekawą formację skalną w kształcie okna (Kamenné okno). Kolejny szczyt to nowa porcja legend od Wojtka – charakterystyczne skalisko ma kształtem przypominać powóz z zaprzęgiem i woźnicą. A to dlatego, iż rzeczony woźnica miał przewozić w czasach głodu bochenki chleba. Nadeszła jednak burza, powóz ugrzązł w błocie. I wówczas pojawił się zły duch, który powiedział mu, iż będzie w stanie wyciągnąć z niego powóz, jeśli będzie rzucał bochenki pod koła. Woźnica go posłuchał i spotkała go sroga kara – skamieniał wraz z powozem.
Z Vozki ruszyliśmy w kierunku głównego celu naszej wyprawy. Keprnik (1423 m n.p.m.) posiada na szczycie charakterystyczne skalisko w formie platformy, stanowiące idealny punkt widokowy, a jako że pogoda wciąż nam dopisywała, zachwycaliśmy się otaczającą nas panoramą. Następnie zeszliśmy do chaty Jiriho – schroniska turystycznego położonego na wysokości 1323 m n.p.m. na stoku góry Šerak, gdzie mieliśmy dłuższą chwilę na odpoczynek, wypicie Kofoli, a także pamiątkowe zdjęcie z koziołkiem, który zapragnął zostać jednorożcem.
W drodze powrotnej minęliśmy kolejną ciekawą formację skalną – Obri Skaly (1082 m n.p.m.). Naszą wyprawę zakończyliśmy w parku zdrojowym malowniczej miejscowości Lipová-lázně.
Reasumując – trasa zdecydowanie warta polecenia, idealne pasmo górskie do spacerów, pełne malowniczych ścieżek i urokliwych zakątków. Wielkie dzięki dla Wojtka za pokazanie nam tego kawałka Sudetów, liczymy na więcej!

Marika G.

nasza grupa na Keprníku

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2024 | Możliwość komentowania Keprník (Wysoki Jesionik, Czechy) – wycieczka górska – 31 sierpnia 2024 r. została wyłączona

Ukazał się 32. tom „Pamiętnika PTT”

W sierpnia br. ukazał się kolejny, już 32. tom „Pamiętnika PTT”, którego tematem przewodnim jest 150-lecie zorganizowanej turystyki górskiej w Polsce. O tym, co znajduje się w bieżącym roczniku, warto przeczytać w opublikowanym poniżej wstępie do tomu:

W dniach 13–15 października 2023 r. odbyły się w Zakopanem i w Kościelisku uroczyste obchody rocznicowe z okazji 150 lat Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. To ważna rocznica, bowiem za początek zorganizowanej turystyki w naszym kraju przyjmuje się właśnie powstanie TT. Mówimy więc również o 150 latach turystyki w Polsce. Maciej Zaremba w swoim artykule opisuje jej początki, od czasu powstania Galicyjskiego Towarzystwa Tatrzańskiego do powołania Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, oraz kreśli dalszy przebieg wydarzeń w polskiej turystyce – czasami były to wzloty, czasami zachwiania, ale i rozkwit organizacyjny – aż do czasów współczesnych, po odrodzeniu się organizacji już w nowych realiach. Janusz Machulik i Józef Haduch w eseju Opowieść o odznakach Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego wprowadzają czytelnika w świat odznak TT i PTT, tych historycznych i tych współczesnych. Wyjaśniają ich symbolikę i umiejscawiają na osi czasu powstanie danej odznaki, począwszy od tej pierwszej z 1877 r. Zbigniew Jaskiernia przypomina postać hrabiego Andrzeja Potockiego, szóstego w kolejności prezesa TT. Funkcję tę pełnił krótko, bo od 21 kwietnia 1901 r. do 20 kwietnia 1902 r., ale to wtedy podjęto ważne decyzje dla Tatr i dla Zakopanego, w tym o budowie drogi do Morskiego Oka i szlaku wysokogórskiego Orla Perć. Stefan Maciejewski w Pionierskich latach Zakopanego przypomina czasy, kiedy to niewielka wioska pod Tatrami przekształcała się w letnisko oraz uzdrowisko-kurort i w końcu zaistniała jako miasto, ośrodek kultury, centrum sportów zimowych, turystyki – i tak jest do dzisiaj.
W dziale Człowiek i góry Wojciech Szatkowski z Muzeum Tatrzańskiego żegna Józefa Krzeptowskiego, prawdziwego człowieka gór, zasłużonego gospodarza schronisk tatrzańskich. Zbigniew Jaskiernia relacjonuje Projekt turystyczny ,,Od granic do granic” z okazji 150-lecia PTT, zakładający przejście lub przejazd rowerem po szlakach turystycznych od granicy z Ukrainą do granicy z Niemcami w czasie od kwietnia do września w 2023 r. Jan Skłodowski zapoznaje nas z Marią i Stefanem Chałubińskimi w Tatrach. Opisuje ich zakopiańskie spotkania, relacjonuje rozmowy o Tatrach i wspólne tatrzańskie wycieczki, te łatwiejsze, ale też te wymagające. Michał Knap barwnie i obrazowo zachęca do wyjazdów w Jesioniki na terenie Czech. Przebieg szlaków na pograniczu logistycznie umożliwia rozpoczęcie i zakończenie przejścia w Polsce i jednoczesne korzystanie z zaplecza schroniskowego w Czechach. Janusz Eksner przypomina postać Księdza Profesora Józefa Tischnera – podhalańskiego filozofa, osoby wybitnej i zasłużonej dla Polski. Osobisty kontakt autora i bezpośrednia rozmowa z tym wielkim człowiekiem pozostaną w pamięci zapewne na długo.
W dziale Dziedzictwo zamieszczone są dwa ważne historyczne artykuły. Radosław Kuty opisuje spór o Morskie Oko relacjonowany i oceniany przez dziennikarzy stołecznych w prasie codziennej, specjalistycznej, a nawet satyrycznej. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że niekorzystne dla Galicji rozstrzygnięcie o przebiegu granicy w Tatrach przez sąd w Grazu rzutowałoby na czasy współczesne. I do Morskiego Oka dziś chodzilibyśmy przez granicę. Tak się jednak nie stało – Morskie Oko jest w Polsce. Ale sprawa pozostaje aktualna, a może nawet patriotyczna. Nie ma bowiem drugiego takiego zakątka w Tatrach, stosunkowo łatwo dostępnego o charakterze wysokogórskim, jego utrata zatem nie wchodzi w grę. Ryszard Maria Remiszewski opowiada o Hyacintheum, czyli o polskiej stacji naukowej na Wschodzie. Warto ten tekst przeczytać z rozwagą i wyczuleniem na osobę Jana Grzegorzewskiego. Była to postać chyba niezwykła, a Stacja Naukowa Polska na Wschodzie rzeczywiście istniała w Sofii przy ulicy Botewa. Jej działalność pozostała raczej bez efektów użytecznych, a jej powstanie było wynikiem fascynacji twórcy osobą św. Jacka (Hiacynta), zwanego pierwszym polskim orientalistą.
Dział Ocalić od zapomnienia poświęcony jest w całości postaciom nierozerwalnie związanym z Zakopanem i z Tatrami. Zbigniew Jaskiernia opowiada o Kornelu Makuszyńskim. Janusz Eksner w eseju Z Radomia pod Tatry. Tytusa Chałubińskiego drogi życiowe i percie opisuje jego działalność w Zakopanem, w tym jako lekarza. I – jak pisze autor – mimo że postać doktora jest powszechnie znana, to ze względu na ponadczasowe wartości, które pielęgnował, i autorytet, którym się cieszył, należy jego osobę przypominać, szczególnie młodym. Elżbieta Woźnicka przybliża sylwetkę Jana Izydora Sztaudyngera, poety, fraszkopisarza, tłumacza, który – co zauważa autorka tekstu – szczęście uzyskiwał w górach. Publikował m.in. w „Szpilkach”, w których się w młodości rozczytywałem. I jeszcze dwa ważne teksty Zbigniewa Jaskierni, W 125. rocznicę urodzin Witolda Henryka Paryskiego i Władysław hrabia Zamoyski – 100. rocznica śmierci. Obie postacie są zasłużone dla Tatr, Podhala i dla Zakopanego. Na koniec w tym dziale Wojciech Szatkowski z Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem kreśli sylwetkę Macieja Berbeki, człowieka gór, taternika, alpinisty, himalaisty. Urodzony w Zakopanem, tam mieszkający na co dzień, na zawsze pozostał w górach, lecz poza Tatrami.
W dziale Varia znajdziemy trzy artykuły. Pierwszy to Ryszarda Stankiewicza Pierwsza Kolej Żelazna Węgiersko-Galicyjska i jej burzliwa historia – część I. Autor zaznajamia czytelników z budową i historią linii kolejowej z Przemyśla do Łupkowa i dalej przez Medzilaborce na Węgry. Budowę kolei rozpoczęto w roku 1869. Linia jest strategiczna, istnieje do dzisiaj, obecnie przeznaczona jest do celów turystycznych. Janusz Foszcz opowiada o Tarnowskiego PTT spotkaniach z Afryką, czyli o wyjeździe do Kenii i Tanzanii, o spotkaniach z tubylcami i Polakami, o egzotycznych, afrykańskich górskich wyprawach. Zbigniew Jaskiernia też zaznajamia nas z Afryką. Opisana wyprawa ekipy Oddziału PTT Sosnowiec do Tanzanii w 1997 r. to nostalgiczne wspomnienia z pobytu na Czarnym Lądzie połączonego z wejściem na Mount Meru i Kilimandżaro.
W Kronice żałobnej wspominamy naszych kolegów: Józefa Durdena (Kalisz), członka honorowego PTT, i Janusza Machulika (Ruda Śląska), oraz Annę Czerwińską (Warszawa), członka honorowego PTT, alpinistkę i himalaistkę. Tom dopełniają liczne recenzje książek poświęconych górom bądź tematycznie związanych z górami, w tym przygotowana przez Pawła Myślika w roku 2022 autorska recenzja książki pt. Władysław Wolski. Meandry kariery komunistycznego działacza. Książka jest autorstwa Konrada Banasia, fragmenty tekstu związane z PTT zostały napisane po konsultacji z Januszem Machulikiem. Należy przypomnieć, że Władysław Wolski to pierwszy po wojnie prezes PTT, ostatni usunięty z funkcji przed polityczną likwidacją stowarzyszenia. Na końcu tomu prezentowana jest Kronika PTT, a w niej relacja prezes Zarządu Głównego PTT Jolanty Augustyńskiej z obchodów Jubileuszu 150-lecia Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Sprawozdanie  Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego z działalności w 2023 r.
Życzymy wszystkim przyjemnej i ciekawej lektury!

Zainteresowanych nabyciem tomu w cenie 30 zł prosimy o kontakt z Szymonem Baronem (tel.: 661-536-667, e-mail: szymek@ptt.org.pl). ’

Zarząd Oddziału

Pamiętnik PTT – 150 lat turystyki w Polsce, tom 24 za rok 2023. Kraków 2024. Stron 410. Redaktor naczelny i redaktor tomu – Józef Haduch, skład i redakcja językowa – Justyna Ostafin. 

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania Ukazał się 32. tom „Pamiętnika PTT” została wyłączona

Jastrzębica (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska – 30 sierpnia 2024 r.

W dniu 30 sierpnia 2024 roku Klub Górski PTT „Razem przez świat”, czyli uczestnicy i opiekunowie Środowiskowego Domu Samopomocy w Pewli Wielkiej wędrowali w Beskidzie Żywieckim na górę Jastrzębica (758 m.n.p.m.). Naszą wycieczkę zaczęliśmy na Przełęczy u Poloka w Sopotni Małej, a następnie, zgodnie z niebieskimi i żółtymi znakami wędrowaliśmy na widokowy szczyt.
Panorama z wierzchołka obejmuje wschodnią część Beskidu Śląskiego z dominantą Skrzycznego i Baraniej Góry oraz całe pasmo Beskidu Małego rozdzielonego doliną rzeki Soły. Jastrzębica to jedna z gór, która tworzy tak zwane „Wzgórza nad Żywcem”, czyli widokowe grzbiety idealne dla wędrowców, którzy poszukują średnio wymagających szlaków turystycznych.
Zeszliśmy na Przełęcz u Poloka wyraźnie wydeptaną ścieżką wśród traw.

Robert Słonka

w trakcie wycieczki

Zaszufladkowano do kategorii Klub Górski PTT "Razem przez świat" przy Środowiskowym Domu Samopomocy w Pewli Wielkiej, kronika - 2024 | Możliwość komentowania Jastrzębica (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska – 30 sierpnia 2024 r. została wyłączona

Przedłużamy termin nadsyłania prac na konkurs „Wczoraj i dziś – 100 lat PTT Bielsko-Biała”

W związku z otrzymywanymi prośbami o przedłużenie terminu nadsyłania prac na konkurs fotograficzny dla członków Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej, przebiegającego pod hasłem przewodnim „Wczoraj i dziś – 100 lat PTT Bielsko-Biała”, organizator konkursu zdecydował się wydłużyć termin zgłaszania prac do 15.09.2024 roku (godzina 24:00).
Przypominamy że konkurs rozgrywany jest w dwóch kategoriach wiekowych do osiemnastego i powyżej osiemnastego roku życia. Na laureatów czekają atrakcyjne nagrody rzeczowe o łącznej wartości około 2 500 zł – zapraszamy do udziału!

Więcej informacji o konkursie znajdziecie <tutaj>.

Zarząd Oddziału

Zaszufladkowano do kategorii 100 lat PTT Bielsko-Biała, aktualności | Możliwość komentowania Przedłużamy termin nadsyłania prac na konkurs „Wczoraj i dziś – 100 lat PTT Bielsko-Biała” została wyłączona

Lackowa, Busov (Beskid Niski, Polska/Słowacja) i nie tylko – wycieczka górska – 24-25 sierpnia 2024 r.

Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy w małej, urokliwej miejscowości Ropki, otoczonej malowniczymi wzgórzami Beskidu Niskiego. Już od samego początku wiedzieliśmy, że czeka nas wymagający dzień, gdyż mieliśmy zdobyć dwa szczyty: Ostry Wierch (903 m n.p.m.) oraz najwyższy punkt polskiej części Beskidu Niskiego – Lackową (997 m n.p.m.), z powodu wysokości często nazywaną Górą Policyjną.
Podejście na Ostry Wierch okazało się umiarkowanie trudne, ale w nagrodę mogliśmy odpocząć w cieniu lasów, gdyż tego dnia panował ogromny upał. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w stronę Lackowej. Jej strome zbocza wymagały sporego wysiłku, a na szczycie, mimo braku spektakularnych widoków, zalesione wierzchołki przyniosły nam ulgę i wytchnienie.
Tutaj część grupy postanowiła wydłużyć trasę, dodatkowo zdobywając najwyższy szczyt Beskidu Niskiego po stronie słowackiej – Busov (1002 m n.p.m.).
Po zejściu na Przełęcz Cigielka kontynuowaliśmy wędrówkę w kierunku Wysowej-Zdroju, mijając po drodze uroczą cerkiew na Górze Jaworz. Ten drewniany zabytek, otoczony starodrzewem, był doskonałym miejscem na chwilę zadumy i odpoczynku przy studni z zimną wodą. Wędrówkę zakończyliśmy w Wysowej, gdzie czekał na nas nasz niezawodny kierowca, który zabrał nas na nocleg do ośrodka wypoczynkowego Stara Cegielnia w Gładyszowie.
Drugi dzień naszej wyprawy rozpoczęliśmy na Przełęczy Małastowskiej, podzieleni na dwie grupy.
Początkowy etap pierwszej z nich wiódł przez las w kierunku schroniska PTTK na Magurze Małastowskiej, które niestety jest zamknięte z powodu remontu. Magura Małastowska (813 m n.p.m.), choć niższa od wczorajszych szczytów, zaoferowała nam urokliwą trasę wśród lasów, co było bardzo przyjemnym doświadczeniem w kontekście panujących wysokich temperatur.
Nasza trasa została zmodyfikowana ze względu na chęć odwiedzenia cmentarza. Zamiast asfaltowej drogi wybraliśmy malowniczą ścieżkę prowadzącą przez łąki i sady, pozostałości po dawnych mieszkańcach łemkowskich wsi. Przy okazji mieliśmy możliwość „chaszczowania” oraz degustacji owoców z dawnej odmiany jabłoni. Trasę zakończyliśmy w Chacie PTTK w Bartnem, gdzie skosztowaliśmy lokalnych pierogów łemkowskich.
Warto wspomnieć, że po drodze odwiedziliśmy trzy świetnie zachowane cmentarze wojenne, zaprojektowane przez austriackiego architekta Dušana Jurkoviča. Te niezwykłe miejsca, z nietypowymi krzyżami, są świadectwem burzliwej historii tego regionu. Spoczywają tam żołnierze armii austro-węgierskiej, rosyjskiej, a nawet Żydzi, co skłania do głębokiej refleksji nad tragedią i bezsensem wojny.
Druga część grupy wybrała dłuższą trasę, której celem było zdobycie szczytu Magury Wątkowskiej i odwiedzenie Kornutów – rezerwatu przyrody znanego z unikalnych formacji skalnych.
Podczas drogi powrotnej odwiedziliśmy browar Grybów, w którym część naszej wycieczki miała okazję spróbować lokalnych piw, w tym tradycyjnego lagera i kilku piw kraftowych, co stanowiło doskonałe zwieńczenie naszej górskiej przygody.
Nasza dwudniowa wycieczka po Beskidzie Niskim dostarczyła nam nie tylko estetycznych wrażeń, ale również skłoniła do głębokiej refleksji nad historią tego regionu. Przepiękne widoki, mało zatłoczone szlaki oraz spotkania z kulturą i historią sprawiły, że ten wyjazd na długo pozostanie w naszej pamięci. Szczególne podziękowania kierujemy do naszych przewodników, Wojtka i Szymona, za możliwość wyboru trasy (dłuższej i krótszej) oraz za podzielenie się z nami wieloma ciekawostkami.

Ania Sokorska

na szczycie Lackowej

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2024 | Możliwość komentowania Lackowa, Busov (Beskid Niski, Polska/Słowacja) i nie tylko – wycieczka górska – 24-25 sierpnia 2024 r. została wyłączona

Dolomity (Włochy) – wyprawa trekkingowa – 12-18 sierpnia 2024 r.

Troje członków bielskiego oddziału PTT (Kasia, Seba i Szymek) w dniach 12-18 sierpnia 2024 r. spędziło aktywnie tydzień urlopu we włoskich Dolomitach, wspinając się na ferratach oraz wędrując szlakami trekkingowymi.
Z Podbeskidzia wyjechaliśmy w poniedziałek, 12 sierpnia 2024 r. około godziny 8:00, wcześniej jeszcze dopakowując samochód o bagaże i zrobione w ostatniej chwili zakupy artykułów spożywczych. Na pokonanie niespełna 1000 km drogi mieliśmy niecałe 11 godzin, bowiem do 19:00 otwarta była recepcja na campingu Palafavera, gdzie zarezerwowaliśmy noclegi. Nie robiąc praktycznie żadnych przerw z wyjątkiem szybkich zmian kierowcy, dojechaliśmy do celu o 18:50. Udało się!
Pierwszym celem górskim, zaplanowanym już na wtorek (13.08) był szczyt Sas de Stria (2477 m n.p.m.), w którego okolicy w czasie I wojny światowej odbywały się walki pomiędzy Włochami a Austro-Węgrami. Do dzisiaj w obrębie góry zachowały się bunkry i umocnienia z tego okresu.
Na drogę podejścia z przełęczy Valparola wybraliśmy ferratę Fusetti (trudność C) – krótką, o umiarkowanej trudności z efektowym oknem skalnym jednego z bunkrów na końcu drogi. Po pokonaniu ferraty, wzdłuż zabudowań z okresu I wojny światowej, przeszliśmy na wierzchołek zwieńczony krzyżem. Do samochodu wróciliśmy szlakiem turystycznym.
Popołudnie spędziliśmy na spacerze po urokliwym centrum Cortiny d’Ampezzo, która już za dwa lata, wspólnie z Mediolanem będzie gospodarzem XXV Zimowych Igrzysk Olimpijskich.
Ponieważ najstabilniejsza pogoda zapowiadana była na czwartek, w środę (14.08) pojechaliśmy na przełęcz Passo di Giau (2236 m n.p.m.) z zamiarem przejścia kolejnej krótkiej ferraty. Szlakiem nr 443 ruszyliśmy w kierunku skrzyżowania szlaków Forame, skąd rozpoczęliśmy podejście w stronę Torre Luisa (2428 m n.p.m.). Na szczyt nie prowadzi znakowany szlak turystyczny, lecz skorzystali ze sposobności i weszliśmy na tę basztę, górującą ponad szlakiem. Ferrata Ra Gusela na Nuvolau (2574 m n.p.m. ma wycenę A+ i nie sprawiła nam żadnych problemów. Tak naprawdę są to dwa krótkie odcinki ubezpieczone stalową liną.
W czasie pobytu w schronisku na Nuvolau przez szczyt przetoczyła się burza, modyfikując nasz dalszy plan dnia. Dłuższy pobyt w partii szczytowej sprawił, że musieliśmy odpuścić dalszą wędrówkę i po zejściu do schroniska Rifugio Averau szlakiem 452 wróciliśmy na przełęcz, z której startowaliśmy.
Resztę dnia spędziliśmy na czytaniu książek i regeneracji przed najdłuższą trasą, zaplanowaną na następny dzień.
W czwartek, 15 sierpnia 2024 r. wstaliśmy przed 5 rano, by na kwadrans przed 6 opuścić teren campingu. Szlakiem 556 powoli pięliśmy się w górę, w stronę schroniska Rifugio Adolfo Sonino al Coldai, położonego poniżej przełęczy Forcella Coldai (2191 m n.p.m.). Po krótkim odpoczynku, tym razem szlakiem 557 udaliśmy się do początku ferraty degli Alleghesi (trudność C), uznawanej za jedną z najpiękniejszych w całych Dolomitach.
Sporo technicznych odcinków, kilka przewieszonych drabinek i wąskich kominów, parę miejsc wymagających siłowego przejścia, a przede wszystkim długość drogi o różnicy poziomów wynoszącej ponad 900 metrów zrobiły na nas niezapomniane wrażenie. Jeśli dodamy do tego piękne widoki zarówno z podejścia, jak i grani szczytowej to wejście na Monte Civetta (3220 m n.p.m.) zrobiło na nas największe wrażenie.
Ze szczytu zeszliśmy piarżystym zboczem do schroniska Rifuggio Maria Vittoria Torrani, skąd po krótkim odpoczynku rozpoczęliśmy zejście drogą normalną, na której znajdują się 23 odcinki ubezpieczone stalowymi linami. Choć ta droga ma wycenę C, naszym zdaniem bardziej adekwatne byłoby A+ z pojedynczymi odcinkami B.
Przed zmrokiem udało nam się zejść z piarżyska, skąd przez Sas del Nin dotarliśmy do skrzyżowania szlaków Col Grant i dalej, stopniowo tracąc wysokość zeszliśmy do miejscowości Pecol. Stąd została nam już ostatnia wspinaczka wzdłuż drogi SP251 w stronę naszego campingu. Do namiotu dotarliśmy o 23:30.
Po tym wyczerpującym dniu, w piątek (16.08) postanowiliśmy nieco odpocząć, a aktywność górską ograniczyliśmy do trekkingowego spaceru na Col delle Crepe Cavaliere (1900 m n.p.m.) i choć wycieczka nie była długa, do pokonania mieliśmy niemal 400 metrów różnicy wysokości.
Z powodu ulew zapowiadanych na niedzielę, sobota, 17 sierpnia, była ostatnim dniem górskim podczas tegorocznego wyjazdu w Dolomity. Udaliśmy się w stronę, dobrze nam już znanej, przełęczy Passo di Giau, lecz zaparkowaliśmy samochód przy schronisku Rifugio Fedare, skąd szlakiem 464 wzdłuż wyciągu krzesełkowego dotarliśmy do poznanego kilka dni wcześniej schroniska Rifugio Averau, skąd udaliśmy się na zwieńczony krzyżem szczyt Averau (2648 m n.p.m.), po drodze zaliczając króciutką ferratę o tej samej nazwie (trudność B).
Prognozy na niedzielę sprawdziły się co do joty, więc już przed 7 rano ruszyliśmy w drogę powrotną. Ulewny deszcz nie ułatwiał jazdy serpentynami towarzyszącymi nam przez pierwsze 100 kilometrów, lecz im bliżej byliśmy domu, tym pogoda była coraz ładniejsza i w zasadzie przez całą Austrię i Słowację przejechaliśmy bez deszczu.
Do Polski wróciliśmy przed 20, kończąc w ten sposób wyprawę trekkingową w Dolomity.

SB

troje członków naszego Oddziału na szczycie Monte Civetta (3220 m n.p.m.) w Dolomitach

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2024 | Możliwość komentowania Dolomity (Włochy) – wyprawa trekkingowa – 12-18 sierpnia 2024 r. została wyłączona

Góry Rumunii – wyprawa trekkingowa – 9-18 sierpnia 2024 r.

Zgodnie z kalendarzem wydarzeń zamieszczonym na stronie Oddziału PTT w Bielsku-Białej, w terminie 9-18.08.2024 r., odbyła się długo wyczekiwana przez wszystkich wycieczka trekkingowa w Góry Rumunii. Szczegółowy program wyjazdu obejmował wyjścia w Góry Suhard, Góry Kelimeńskie, Góry Rarău oraz Góry Giumalău. Jak wyglądała nasza wyprawa w nieznane? Zapraszam na relację z tego wyjazdu.
W piątek, 9 sierpnia na dobrze nam znanym parkingu na dolnej płycie dworca autobusowego w Bielsku-Białej, zebrała się 32-osobowa grupa piechurów, gotowych do podboju Rumuńskich Karpat Wschodnich – Bukowiny i Mołdowy. Nasz przewodnik i organizator tego wyjazdu, Jan Nogaś, powitał serdecznie wszystkich zgromadzonych na parkingu i o godz. 16:30 wyruszyliśmy autokarem przez Wadowice, Kraków, Tarnów, Jasło, Duklę, Barwinek, Trebisov, Petea, Dej, Bistrita, Dorna Candrenilor do Vatry Dornei, po drodze zabierając kolejnych uczestników naszej wyprawy, w tym znanego wszystkim Marka Kusiaka jako naszego przewodnika po ww. górach. Nocna podróż autokarem minęła nam w dobrych humorach.
W sobotę, 10 sierpnia dojechaliśmy do wsi Dorna Candrenilor, skąd mieliśmy pierwsze wyjście na mierzący 1637 m n.p.m. szczyt Ouşoru, leżący w Górach Suhard. Marek zapowiedział nam jeszcze w autokarze, że ta góra będzie czymś w rodzaju „rozruchu” i spokojnie damy wszyscy radę. W różnych opisach tego szczytu można znaleźć informację, że szlak na sam wierzchołek jest uznawany za umiarkowanie wymagający. O ile pierwsze kilometry niebieskim szlakiem, którego oznaczenie przypominało małą fińską flagę, czyli biały kwadracik, a na nim namalowany niebieski krzyż, było jeszcze rzeczywiście rozruchem, to już końcowe podejście na szczyt mające ok. 1 km, oznaczone białym kwadracikiem z namalowanym niebieskim trójkącikiem, zapamiętali wszyscy do końca tego wyjazdu. Reasumując, ciekawy rozruch, jak na 32 osobową grupę niewyspanych ludzi, szukających w oczach współtowarzyszy daleko rozumianej pomocy. Na szczycie po zrobieniu grupowego zdjęcia, Marek wymieniał niezliczone pasma gór, ciągnące się kilometrami, aż po horyzont. A jednym z głównych omawianych szczytów pasma Gór Suhard był szczyt Omu mający 1932 m n.p.m., oraz hen, hen dalej leżący w Górach Giumalău szczyt Giumalău mający 1857 m n.p.m. Na te szczyty mieliśmy się wdrapać w kolejne dni tej wyprawy. Powrót zielonymi połoninami przez kolejne szczyty Mustele Haju 1226 m n.p.m., Culmea Runcului 1221 m n.p.m., Runc 1139 m n.p.m. do letniskowej miejscowości Vatry Dornei był naszym pierwszym kontaktem z Górami Suhard, masywem w większości porośniętym lasem, bez kosówy, z którą mieliśmy dopiero mieć na pieńku. Zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy do hotelu i po wszystkich formalnościach zjedliśmy obiadokolację. A kto miał jeszcze odrobinę siły poszedł na pierwsze zwiedzanie urokliwego miasteczka Vatra Dornei. Pierwszego dnia pokonaliśmy 1007 m przewyższenia, a przeszliśmy jedynie 10 km.
Niedziela, 11 sierpnia, okazała się również słonecznym dniem i po obfitym śniadaniu pojechaliśmy w Góry Kelimeńskie, gdzie czekał na nas szczyt Petros Kelimeński mający 2100 m n.p.m. Warto tu wspomnieć, że jest to kelimeńskie pasmo gór wysokich, pochodzenia wulkanicznego leżącego na granicy Bukowiny i Siedmiogrodu i należy ono do Wewnętrznych Karpat Wschodnich. Pasmo rozcięte jest głębokimi dolinami rzecznymi, porośnięte przeważnie lasami świerkowymi. Powyżej granicy lasu znajdują się łąki subalpejskie i alpejskie, obszerne pola kosodrzewiny, roślinność charakterystyczna dla połoniny oraz skaliste szczyty. Dla małego porównania Krzesanica w Tatrach ma jedynie o 22 metry wysokości więcej. My jedziemy dalej i w miejscowości Gura Haitii skręciliśmy w stronę parkingu Kelimeńskiego Parku Narodowego, skąd udaliśmy się w nieznane mając przed sobą wielką górę i zarazem wielką dziurę. Okazało się, że są to pozostałości po kopalni siarki, która kiedyś tu funkcjonowała. Ale to nie ta góra była naszym celem. Po dość ostrym, ale szybkim podejściu lasem, wyszliśmy na połoninę, skąd Marek wskazał nam odległy szczyt informując z uśmiechem na twarzy, że tam musimy dojść! Trzeba tu szczerze przyznać, że nasz cel był naprawdę daleko. Wędrówka grzbietem połoniny była przyjemna i powoli nabierając wysokości, weszliśmy na pierwszy nasz dwutysięcznik szczyt Negoiul Unguresc mający 2081 m n.p.m. Natomiast samo podejście pod szczyt było walką z kamieniami i o dziwo brakiem powietrza. Na szczycie Pertosa Kelimeńskiego mierzącego 2100 m n.p.m., po grupowym zdjęciu Marek opowiadał o poszczególnych pasmach i szczytach widzianych gdzieś w oddali. Wskazał nam również szczyt Rătitis 2021 m n.p.m., cel naszej kolejnej wędrówki oraz ciekawą grupę skał 12 Apostołów, którą też mieliśmy zdobyć w kolejnych dniach pobytu w tutejszych górach. Zejście do parkingu, okazało się trudnym trawersem całej góry Petros Kelimeński, gdzie podchodziliśmy i schodziliśmy naprzemiennie, ćwicząc swoje płuca, które teraz już rozpaczliwie wołały o pomoc. Tego dnia mieliśmy w nogach 1074 m przewyższenia i 17 km spaceru. W płucach siarkę, odrobinę kosówki, kurz i pył i na dole zrelaksowanego kierowcę Zbyszka, który zabrał nas autokarem do hotelu. W autokarze mogliśmy liczyć na zimne napoje i klimatyzację, która teraz uratowała niejednego zdobywcę Petrosa Kelimeńskiego. Obiadokolacja smakowała wybornie. Później czas wolny, muzykowanie i śpiewy, ponieważ nasza oddziałowa koleżanka Sylwia Waga obchodziła w tym dniu swoje urodziny i jakoś nie mogliśmy zakończyć tego wieczoru bez radosnej zabawy. Przecież urodziny ma się raz w roku. Z tego miejsca dziękujemy naszym koleżankom i kolegom z Oddziału PTT w Chrzanowie za piękne muzykowanie, Alicji, Jarkowi i Jackowi.
W poniedziałek, 12 sierpnia po śniadaniu pojechaliśmy w Góry Rarău, zdobyć najwyższy szczyt tego pasma to jest szczyt Rarău mający 1651 m n.p.m. Na trasie Transrarăul na parkingu wysiedliśmy z autokaru i udaliśmy się w kierunku Skał Księżniczki po rumuńsku Pietrele Doamnei z wysokością 1634 m n.p.m. Ten górzysty obszar charakteryzują: klify, groty, zapadliska, lasy iglaste i mieszane, łąki i alpejskie pastwiska. Jedna z lokalnych legend głosi, że w niespokojnych czasach to jest ok. 1541 r. po zdjęciu z urzędu Wojewody niejakiego Petru Rareş, wraz z rodziną znalazł on schronienie w tutejszych górach. Następnie ścigana przez hordy Tatarów żona Wojewody pani Elena (Helena) razem z synem, schronili się w jaskini, gdzie zaczęli modlić się o uratowanie. W pewnym momencie nastąpiło głośne gruchnięcie. Jak podaje legenda, oberwała się duża skała, spadając na zgromadzony majątek i na Tatarów. Helena miała wtedy powiedzieć: „To jest zapłata za nasze zbawienie” i od tego czasu skały te nazwano Skałami Księżniczki. A skarb dalej tkwi pod skałami. Wracając do czasów obecnych. Samo przejście tego krótkiego szlaku oznaczonego niebieskim krzyżem po wapiennych skałach księżniczki jest bardzo interesujące, ponieważ wymagało od nas troszkę umiejętności wspinaczkowych i siły zarówno w rękach jak i w nogach. Po zrobieniu fajnego grupowego zdjęcia w skale, dalej poszliśmy już w kierunku szczytu Rarău. Warto tu dodać, że Masyw Rarău położony jest w północnej części Rumunii, w historycznym regionie Bukowiny, pomiędzy dolinami rzek Mołdawia i Bystrzyca oraz znany jest z wielu malowniczych formacji białego wapienia. Na szczycie Góry Rarău mającej 1651 m n.p.m. po zrobieniu grupowego zdjęcia, udaliśmy się w drogę powrotną przez Coltii Rarăului, Saua (przełęcz) Ciobanilor w kierunku miejscowości Cȃmpulung Moldovenesc. I jakież było nasze zdumienie, kiedy nagle weszliśmy do głębokiego wąwozu i można było skojarzyć go np. ze Słowackim Rajem lub drogą Janosikowych Dierów leżącą w Małej Fatrze w kierunku na Veľký Rozsutec. Tym bardziej zostaliśmy zaskoczeni, że ten skalisty wąwóz i jego ubezpieczenia w postaci metalowych drabinek i drewnianych mostków, nosił nazwę Drum Forestier Moara Dracului, w wolnym tłumaczeniu i z przymrużeniem oka, Pan Drakula bawił tu w wolnej chwili, degustując krew swoich ofiar. Nasze nogi wspięły się na 449 m przewyższenia i przeszły 14 km.
Wtorek, 13 sierpnia. Podobno trzeci i kolejne dni są dość trudne w utrzymaniu się na własnych nogach, po intensywnym chodzeniu w trudnym terenie. Rzeczywiście coś w tym jest! Więc, co doładowało nas pozytywną energią? Ano włączenie telewizora i posłuchanie lokalnej muzyki Manele. Jak podaje wujek google – styl muzyczny będący mieszanką muzyki cygańskiej, orientalnej oraz współczesnej muzyki pop. Manele rozwija się na terenie Rumunii, choć pokrewne mu gatunki można spotkać również w Bułgarii (czałga), Serbii (turbofolk), Grecji (skyladiko), Albanii, Turcji oraz we Włoszech. Dlatego na ciężkie poranki polecam wykonawcę Nicolae Guţă i jego utwór pod tytułem: „Cerul Are Multe Stele”. Ale wracamy do naszej wyprawy. Tradycyjnie po śniadaniu, siedzimy w autokarze i jedziemy do Cheile Zugreni, skąd będziemy wspinać się ostrą leśną ścieżką, a później połoniną na szczyt Giumalău mierzący 1857 m n.p.m. Po wyjściu na połoninę, w końcu można było zaczerpnąć świeżego powietrza i delektować się niesamowitymi widokami. Po prawej stronie mogliśmy podziwiać szczyt Rarău, na którym wcześniej już byliśmy, i który z tej perspektywy wyglądał całkiem nieźle, pomijając rozmieszczone na nim anteny, zdaje się telewizyjne. Można było dostrzec również Skały Księżniczki, a kierując swój wzrok jeszcze bardziej w prawo, kolejny cel naszej wędrówki szczyt Ratitis mierzący 2021 m n.p.m. Marek, działając jak wskazówka zegara biegnąca w prawo, wymieniał po kolei wszystkie pasma górskie, a my z zachłannością małego dziecka, łykaliśmy każde jego słowo, chcąc zapamiętać to, co widzimy gdzieś w oddali. Po zrobieniu grupowego zdjęcia, zeszliśmy do Cabany Giumalău, gdzie mogliśmy chwilkę odsapnąć, pogadać z chatkowym i pójść dalej w kierunku wsi Rusca. Tam podjął nas Zbyszek i gładko zajechaliśmy na obiadokolację. Wieczorem spacerki, rozmowy, rozmyślania o dniu kolejnym. W nogach 1200 m przewyższenia i ok. 12 km.
W środę, 14 sierpnia, po wszystkich porannych obowiązkach i muzyce manele, wróciliśmy z powrotem w Góry Suhard tym razem do wsi Carlibaba, aby zdobyć szczyt Omu mierzący 1932 m n.p.m. Omu to po rumuńsku „człowiek”, a szczytów Omu, czy Omului, jest kilka w całej Rumuni. Nasz Omu, zaprosił nas do siebie stromym podejściem nartostrady, dając do zrozumienia, że łatwo nie będzie. Po drodze wdrapaliśmy się na szczyt Stânișoarei, na którym był dosyć sporych rozmiarów krzyż, a później idąc górską drogą i podziwiając okoliczne widoki, nagle stanęliśmy przed wielką górą, którą sami nazwaliśmy „Górą Jagodową”. To też nie był nasz cel wędrówki, ale cel wszystkich smakoszy jagód. Cała góra zarośnięta była krzakami jagody. Słodko-kwaśny smak i zapach lasu. Tak z dzieciństwa kojarzę zbieranie jagód w lesie. Niestety koniec sielanki przyszedł szybko, ponieważ chcąc zdobyć Omu, najpierw trzeba było zdobyć górę jagodową, na której trochę odpoczęliśmy, a później ostro zejść w dół, aby w palącym słońcu dojść pod szczyt góry Omu i znowu wspiąć się na 1932 m n.p.m. Był to spacer dla prawdziwych twardzieli. Na szczycie szybka lekcja geografii według Marka – tam Góry Rodniańskie, tam szczyt Roşu, tam szczyt Ineuț, tam szczyt Gărgălău, tam obniżenie i za obniżeniem Góry Marmaroskie, tam szczyt Cearcănu, tam szczyt Farcăul, tam szczyt Toroiaga. Marku, wielki szacunek za imponującą wiedzę i łatwość w rozpoznawaniu tych wszystkich szczytów. Wszyscy chylimy czoła. Powrót ze szczytu był troszkę lżejszym spacerkiem do miejsca, gdzie czekał na nas Zbyszek z zimnymi napojami, jednym leżaczkiem, dobrym słowem i uśmiechem. Po powrocie do hotelu, obiadokolacja, rozmowy, muzyka, rozmyślanie nad sensem istnienia. Człowiek (Omu) tego dnia zrobił 1300 m przewyższenia i przeszedł 20 km.
W czwartek, 15 sierpnia, trochę zmieniliśmy plany. Otóż po wznowieniu wspólnych procesów życiowych dla istot żywych to jest: ruchu, oddychania, reakcji na bodźce, odżywiania itd., bo to przecież już dobry półmetek naszej wyprawy, wróciliśmy w Góry Kelimeńskie, aby tym razem zdobyć Kelimeńskie dwutysięczniki i kilka przełęczy. Wspinaczkę rozpoczęliśmy od Şaua Nicovală 1910 m n.p.m., Vf. Rătitis 2021 m n.p.m., Şaua Rătitis 1869 m n.p.m., Vf. Bradul Ciont 1899 m n.p.m., Vf. Voievodesei 1852 m n.p.m., Şaua Voievodesei 1809 m n.p.m., Vf. Iezerul Călimanului 2032 m n.p.m., Vf. Călimani Izvor., 1954 m n.p.m., Vf. Călimanul Cerbului 2013 m n.p.m., kończąc w Gura Haitii i należy tu podkreślić, że nie chodzi tu o kolejny szczyt, tylko o małą urokliwą wioskę zatopioną między górami. Chodząc tak góra-dół, góra dół, błękitne niebo mieszało się nam z bujną, zieloną roślinnością i to tego dnia mieliśmy poznać smak kosówki. Po zrobieniu grupowego zdjęcia na pierwszym dwutysięczniku, poszliśmy dalej z nadzieją na lekką i przyjemną wędrówkę. Łooo jak się myliliśmy. Po lekkim zejściu w dół, szliśmy szutrową drogą z uśmiechem na twarzy wpatrując się w nasz dzisiejszy cel wędrówki. Słonko świeciło coraz mocniej, a my szliśmy i szliśmy i szliśmy. W pewnym momencie Marek zatrzymał się na tej drodze i wskazał ostry skręt w lewo. Wszyscy spojrzeliśmy w zamarciu na czerwoną plamkę na białym tle. Oto przed nami szlak, którym mieliśmy przez 3 km zrozumieć znaczenie zwrotów: średnia kosówka, duża kosówka, bardzo duża kosówka, przedzieranie się przez gęstą kosówkę, skalpowanie kosówką, przecinanie skóry kosówką i generalnie jakby ktoś mówił, że szedł straszną kosówą żółtym szlakiem z Pilska do schroniska na Hali Miziowej lub męczącą kosówą w Tatrach, to polecamy ten 3 km odcinek na poranny rozruch. Delikatnie wspomnę tylko tutaj, o licznych prezentach zostawianych na tym szlaku przez okoliczne misie, które z pewnością obserwowały nas gdzieś z zarośli i prowadziły dyskusje w stylu fajnego hasła reklamowego: nieważne którego zjesz, wszystkie smakują tak samo. Po uwolnieniu się od tej kosówy, wyszliśmy w końcu na zieloną planetę porośniętą dla odmiany małą kosówką i tam zrobiliśmy dość długą przerwę. Następnie zdobyliśmy szczyt Iezerul Călimanului mierzący 2032 m n.p.m. i ostatecznie jak to mówią wojskowi, bez większych strat w personelu, zdobyliśmy szczyt Călimanul Cerbului mierzący 2013 m n.p.m. Później na falujących ze zmęczenia kolanach doszliśmy do wioski Gura Haitii, gdzie skorzystaliśmy z usług lokalnego baru. Później Zbyszek zwiózł nas do hotelu. Tę turę zapamiętamy do końca życia. Kolana weszły na 800 m przewyższenia, ale ostrym zejściem radośnie zeszły aż 1300 m w dół. Długość trasy wynosiła 20 km.
Piątek 16 sierpnia był naszym ostatnim dniem na szlakach Gór Rumuńskich i tego dnia wybraliśmy się ponownie w Góry Kelimeńskie, aby zobaczyć i zdobyć ostatni dla nas szczyt to jest grupę Skał 12 Apostołów mierzącą 1771 m n.p.m. Ten dzień był lekką wędrówką pomiędzy pięknymi formami skalnymi przypominającymi pochylone głowy apostołów. Z łezką w oku, żegnaliśmy się z tymi górami wracając do hotelu i szykując się do zielonej nocy, ponieważ w sobotę rano po śniadaniu wracaliśmy już do Polski. Za oprawę artystyczną dziękujemy naszej koleżance Uli, która okazała się ukrytym talentem i napisała wspaniałą pożegnalną piosenkę dla naszego nieocenionego kierowcy Zbyszka. Cyt.: „Ci turyści co ich wożę, bardzo mili są, dyscyplinę w szóstym dniu, ogarnęli już, łezka w oku kręci się, bo rozstania nadszedł czas”. Dziękujemy serdecznie Janowi Nogasiowi i Markowi Kusiakowi, za pięknie zorganizowaną wycieczkę. Należy tutaj też wspomnieć o innym tajemniczym Marku, który pilnował nas na końcu naszej grupy. DZIĘKUJEMY! Oby takie wyprawy na stałe zagościły w kalendarzu Oddziału PTT w Bielsku-Białej.

Przemo Waga

uczestnicy wyprawy przed hotelem

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2024 | Możliwość komentowania Góry Rumunii – wyprawa trekkingowa – 9-18 sierpnia 2024 r. została wyłączona

Bukowinka (Gorce) – wycieczka górska dla młodzieży z cyklu „Zamiast klawiatury nasze piękne góry” – 18 sierpnia 2024 r.

Za nami dwudziesty szósty wyjazd z podopiecznymi Fundacji Grupa Kęty Dzieciom Podbeskidzia w ramach cyklu wycieczek „Zamiast klawiatury nasze piękne góry”. Młodzież z placówki w Kętach wędrowała Głównym Szlakiem Beskidzkim na odcinku od Przełęczy Knurowskiej do Studzionek, aby wesprzeć Jacka z ekipy „Ultrakrew – Każdy ma swój Krwiobieg”. Oddział PTT w Bielsku-Białej jest partnerem tego przedsięwzięcia, wspomagając młodych turystów przewodnicko i organizacyjnie. Zachęcamy do zapoznania się z relacją z tej wycieczki:

Dzisiaj wyjątkowy etap Głównego Szlaku Beskidzkiego w ramach projektu „Zamiast klawiatury nasze piękne góry”. Wyjątkowy, ponieważ chcieliśmy spotkać ekipę Ultrakrew „Każdy ma swój Krwiobieg”, która promując krwiodawstwo pokonuje ten szlak w nieziemskim tempie. Udało się!
Gorce, okolice Przełęczy Knurowskiej. Dziękujemy młodzieży z Kęt, która brała udział w wycieczce. Pozdrawiamy serdecznie Gospodarza prywatnego skansenu Studzionki i dziękujemy za oprowadzenie. Jak zawsze opiekę merytoryczną zapewnia nam PTT Oddział Bielsko-Biała.
My już wracamy, Jacek Bastian dalej na szlaku. Szacunek!

M.S.

spotkanie z Jackiem z ekipy Ultrakrew „Każdy ma swój Krwiobieg”

Zaszufladkowano do kategorii Fundacja "Grupa Kęty Dzieciom Podbeskidzia", kronika - 2024 | Możliwość komentowania Bukowinka (Gorce) – wycieczka górska dla młodzieży z cyklu „Zamiast klawiatury nasze piękne góry” – 18 sierpnia 2024 r. została wyłączona

Wielki Krywań (Mała Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 17 sierpnia 2024 r.

Wielki Krywań (1709 m n.p.m.) to najwyższy szczyt Małej Fatry. Był on celem wycieczki Oddziału PTT w Bielsku-Białej w dniu 17 sierpnia br.
Malowniczej i pięknej Małej Fatry nie trzeba nikomu „reklamować” – wzgórza o stromych szczytach oraz stoki pokryte lasami i łąkami tworzą cudne panoramy. Pokonaliśmy zaplanowany szlak, tj. Parking Vratna – Przełęcz Snilowska – Wielki Krywań – Chata pod Chlebem – Dolina Szutowska. Wycieczka była wyjątkowa, grupa uczestników zgrana, radosna i uśmiechnięta, „zarażała” optymizmem i dobrym humorem. Wspólnych zdjęć i żartów nie było końca.
Po tej wyprawie podzielamy opinię wielu, że „Mała Fatra to najpiękniejsze góry Słowacji”.
Podziękowania dla naszego Przewodnika – Witka, za pomysł, opiekę i towarzystwo.

J.K.-T.

nasza grupa przy Chacie pod Chlebem

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2024 | Możliwość komentowania Wielki Krywań (Mała Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 17 sierpnia 2024 r. została wyłączona

Czerwona Ławka i Koprowy Wierch (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 13-14 sierpnia 2024 r.

Członek naszego Oddziału, Tomasz Muskała, postanowił uczcić 100-lecie Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego wchodząc na Czerwoną Ławkę i Koprowy Wierch oraz zdobywając Turystyczną Koronę Tatr za zaliczenie wszystkich 60 szczytów i przełęczy. Zachęcamy do zapoznania się z relacją z wycieczki:

Tatrzański, czerwcowy urlop mam już za sobą. Ambitnie złażone okolice bazy, którą był Zuberzec. Po głowie chodzą jednak niezrealizowane górskie cele… Miejsca, w których jeszcze nie byłem… Tak to, przyciągnąłem je myślami, aż się ostatecznie zmaterializowały…
Kilka posklejanych do kupy wolnych dni umożliwiają abym mógł jeszcze w szczycie sezonu wakacyjnego wyskoczyć w Tatry. Wstrzelam się na dodatek – jak to się mówi – w okno pogodowe,
a dokładnie „okno piekielne”.
Ten wyjazd to nie tylko zmierzająca ku finałowi realizacja projektu „TKT”, ale również uczczenie w ten sposób wspaniałej rocznicy: 100-lecia Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej.
Przełęcz Czerwoną Ławkę (2353 m n.p.m.) oraz szczyt Koprowego Wierchu (2363 m n.p.m.) – zamierzam zdobyć jako 57 i 58 miejscówkę z koronnej listy „60-tki” szczytów i wybitnych przełęczy.
Jest godzina pierwsza w nocy, gdy mój autobus wjeżdża na parking w Starym Smokowcu. Taki jest właśnie plan, który przewiduje drzemkę w drewnianej wiacie na parkingu – tylko po to aby w tym szalonym pomyśle przyoszczędzić na noclegu, a z pierwszego dnia wycisnąć jak najwięcej
– dlatego też nikogo nie angażuję w tę wyrypę.
Włos mi się chwilowo jeży, gdy wchodząc do tej uwitej w ciemność wiaty nagle słyszę jakieś chrumkanie… Cofam się i zarazem zaświecam czołówkę. Przychodzi ulga: otóż na ziemi,
w śpiworach, chrapie dwóch typów. (Jak się okazuje rano: zakończyli już przygodę z górami. Spóźnieni na swój autobus postanowili zabiwakować w tym miejscu). Nie powiem, jest mi od razu raźniej mimo, że towarzystwo śpi jak susły, a kontakt werbalny nastąpi dopiero rano.
Po kilku dłuższych i krótszych drzemkach na drewnianej ławie ostatecznie budzę się około 4 rano. Wrzucam coś na ząb, ogarniam plecak i przed piątą, kiedy niebo już jaśnieje ruszam w stronę „Hrebienioka”.
Słowackie Tatry witają mnie zimnym, sierpniowym rankiem. Wiedząc, że i tak rozgrzeje mnie za chwilę marsz z plecakiem, rozbieram się z kurtki i bluzy, które w nocy dawały mi optymalne poczucie komfortu. Krocząc już Doliną Zimnej Wody i zbliżając się do zamkniętej Rainerowej Chatki – najstarszego zachowanego do dziś budynku schroniskowego w tej części Tatr (z wiszącym łańcuszkiem bez pieczątki…) widziałem jak kursuje nade mną helikopter, transportując coś podwieszonego do liny. Po dojściu do Chaty Zamkowskiego zobaczyłem, że były to kegi, które ekipa helikoptera zwoziła tutaj z dołu, he, he.
Malownicza Dolina Pięciu Stawów Spiskich zaczyna się przede mną otwierać. Podejście do „Terinki” (schronisko Tery’ego) jest długie lecz bogate w widoki. Ożywają więc wspomnienia poprzedniego sezonu z drogi na Lodową Przełęcz… Wtedy był czerwiec, kiedy to z Jurkiem i Piotrem kroczyliśmy w śniegu zaopatrzeni w raki i czekany pięliśmy się na przełęcz. Teraz sierpień jest suchy jak pieprz… a moją „kondycję” spowalnia teraz co raz mocniej grzejące słońce. Przed schroniskiem uzupełniam płyny i zjadam bułę z kotletem. Po 20 minutach ruszam dalej. W zapasie mam jeszcze 2 litry wody w plecaku.
Mimo pełni sezonu zauważam słaby ruch turystyczny. W oddali dostrzegam, że na „Ławkę” wspina się tylko kilka osób, więc albo nocowali w schronisku, albo wyszli dużo wcześniej niż ja. Na miejscu w którym rozpoczyna się właściwy odcinek wspinania jestem o 10.40. Kilka metrów poniżej znajduje się zabezpieczony stalową liną odcinek szlaku „via ferraty”. U podnóża jak i u góry trasa jest oznaczona ostrzegawczymi tablicami. Na Czerwoną Ławkę szlak prowadzi bardziej prawą stroną skał, zaś szlak turystyczny zaczyna się od razu łańcuchem. Dzisiaj, dobre warunki pogodowe jak i te skalne pozwalają mi wspinać się bez używania łańcuchów (korzystam z nich dopiero przy zejściu), mogę więc cieszyć się dotykiem suchej i szorstkiej skały przez najbliższe pół godziny. Natomiast polecam ich używanie podczas gorszych warunków jak np. deszcz czy oblodzenia lub słabsze doświadczenie w turystyce wysokokórskiej, wtedy należy napiąć łańcuch obciążając go własnym ciężarem i iść stopami po skałach używając łańcucha jak poręczy.
No i oto jest! Wąska i przepaścista przełęcz: Czerwona Ławka. Kilka metrów powyżej w okolicy gdzie przebiega „ferrata”, zawieszona jest na repach pomalowana na czerwono deska. Podchodzę tam. Ktoś pozostawił nad nią kartkę z nazwą i wysokością przełęczy… Rozsądnie przewidywałem, że może być tłoczno tym bardziej, że miejsca jest mało, a tu proszę, jestem sam…
W kierunku, gdzie wyprowadza „ferrata” biegnie grań na Mały Lodowy Szczyt – nie powiem, bardzo kuszące, jednak może innym razem… Zaś po przeciwnej stronie zwiesza się wielka, skalista turnia Spągi.
Z Przełęczy wracam drugą stroną, przez Zbójnicką Chatę w kierunku Doliny Zimnej Wody. Szlak przemierza cały kawał doliny. Zatrzymuję się kilka minut drogi przed schroniskiem aby ścieżką podejść do stawu. Zdejmuję buty i koję stopy w wodach Sesterskiego Plesa. Co za ulga… Chatę mijam około godziny 13.00 i już bez postojów schodzę powoli do samego końca.
Szlak na Czerwoną Ławkę jest na pewno godny polecenia. Nie bez powodu znajduje się na liście Turystycznej Korony Tatr. Jest po prostu piękny! Oczywiście wymagający kondycyjnie i miejscami ekspozycyjny. Nie mówiąc już o widokach z tego miejsca!!! Z pewnością należy do tych najtrudniejszych tatrzańskich szlaków w Tatrach. Mając jednak niedawne porównanie, to osobiście stwierdzam, że więcej ekspozycji i wspinania znalazłem idąc granią w Tatrach Zachodnich (ściśle wytyczonym czerwonym szlakiem przez grań, bez korzystania z obejść) właśnie od Trzech Kop do Banówki.
Jutro dzień drugi. Dzisiaj nocuję w pensjonacie „Polska Krćma” (Polska Karczma). Nawiązując „pozytywną relacje” z właścicielami, dowiaduję się nieco o historii tego miejsca. Otóż… w latach 80-tych przyjeżdżali tutaj Polacy zalesiać Tatry. W tym miejscu się grupowali oraz biesiadowali. Postanowiono uczcić to miejsce taką właśnie nazwą, która upamiętni ten czas i ludzi.
Jest 14 sierpnia godzina 6 rano. Zjadam małe śniadanko i idę na „elektrićkę” – ta znakomita komunikacja szynowa „TEŹ” kursuje między Starym Smokowcem, Popradem, Szczyrbskim Jeziorem i Tatrzańską Łomnicą. Dzisiaj w plecaku mam zapas 3 litrów wody, he, he!
Po 43 minutach jazdy jestem na stacji „Popradske Pleso”. Potem godzinka (z dużym hakiem) asfaltem, który biegnie pod schronisko „Horsky Hotel Popradske Pleso”. Lecz nie idę dalej asfaltem, wcześniej na rozstaju szlaków odbijam nieco pod górkę i po skosie w lewo. Jest godzina 8.30 – stąd na Koprowy Wierch jeszcze 3 godziny. Szlak początkowo biegnie lasem. Dobrze, bo jest cień, a słońce już grzeje.
Mijam rozejście szlaków Nad Żabim Potokiem. Na prawo odbija czerwony szlak na Rysy (jak dobrze pamiętam szedłem tędy w 1997 roku razem z Małgosią). Teraz idę dalej prosto,
za niebieskim kolorem. O godzinie 10 jestem nad Wielkim Hińczowym Stawem. Staw robi wrażenie ogromnego jeziora i wraz z wielkimi, skalnymi szczytami tworzy przepiękny krajobraz górski. Jeśli komuś specjalnie nie zależy na zdobywaniu szczytów to tutaj może spędzić pół dnia na przyjemnej sielance kontemplując góry. Oj, warto tutaj przyjść. Dalej do przełęczy „Vyśne Koprovske Sedlo” na 2180 m. n.p.m. Patrząc stąd na Koprowy Wierch widać wyraźnie sylwetki ludzi na szczycie. Za chwilę zaczynają się podejścia. W tym ukropie to naprawdę męczące. Przystaję co kilkadziesiąt kroków. Nie myślałem, że opisując górską wycieczkę, będę o tym wspominał. Szlak jest ogólnie łatwy i gdyby nie to prażące słońce jakże byłoby przyjemniej… Przede mną jeszcze przedwierzchołek, który wędrowcom robi tzw. „zmyłę”, a z niego jeszcze około 10 minut do właściwego szczytu. Jeszcze kilka metrów łatwej wspinaczki i jestem – jest godzina 11:20. Na Szczycie Koprowego w porównaniu do Rysów jest jakby ciaśniej. Wierzchołek tworzy fantazyjną grań, jest skalisty, poszarpany i przepaścisty. Razem ze mną jest tutaj porozsiadanych po skałach około 15 osób. Przede wszystkim, warto tutaj przyjść dla panoramy Tatr. Widok łańcuchów ścian, szczytów i przepaści zapiera dech. To ekstaza dla oczu każdego miłośnika gór!
Potem, to już tylko długie zejście do wylotu doliny, aż do wspomnianej na początku „elektrićki”. Po drodze kilka cudnych potoków, które ukoiły moją szyję i twarz i ręce…

Tomasz Muskała

Tomasz Muskała na tatrzańskim szlaku

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2024 | Możliwość komentowania Czerwona Ławka i Koprowy Wierch (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 13-14 sierpnia 2024 r. została wyłączona