9 dzień października. Zamówiona pogoda, chłodno lecz bez chmurki na niebie.
W 24 osoby pod wezwaniem Grzegorza Luranca ruszamy w magiczne Tatry Bielskie.
Wyruszamy na szlak. Witają nas oszronione trawy i liście w Dolinie Mąkowej. Po paru chwilach docieramy do początku Magistrali Tatrzańskiej, krótka przerwa, słowo na dzień i w górę. W cieniu, wzdłuż koryta suchej rzeki wypełnionej skałami wapiennymi, pniemy się w górę do Szerokiej Przełęczy Bielskiej.
Kilka skałek, łańcuch proforma i wychodzimy na słoneczko. Po lewej masyw Płaczliwej Skały, po prawej Szalony Wierch.
Towarzyszyła nam nie tylko cudowna pogoda, ale i kozice. Jedna z nich jak na skale rodem z „Króla Lwa” pilnowała nas, co byśmy ze szlaku nie zbaczali. W międzyczasie jej koleżanki zajęte były wsuwaniem trawki i wygrzewaniem się na słonecznym stoku. Kilka kroków i przełęcz.
Widok zapierający dech w piersi. Panorama tatrzańskich kolosów z Kieżmarskim, Łomnicą i Lodowym na czele. W tle Wysoka, Rysy i Bystra. To wszystko okraszone lazurowym błękitem.
Grupowe zdjęcie i lecimy dalej, na Szalony Przechód. Sesja zdjęciowa i zejście do głównego celu wyprawy, Przełęczy pod Kopą. Granicy między Tatrami Bielskimi, a Wysokimi. Po prawej mijamy piramidę Jagnięcego Szczytu od grani Koperszadów.
„Popas” przy Velkim Bielym Plesie i dalej zielonym do chaty Plesnivec. Krótka przerwa na wzmocnienie i zejście do Tatrzańskiej Kotliny. A na koniec haluszky, capovane i do domu. Hej!
M.M.