Prognozy pogody na dzień, w którym miała odbyć się wycieczka na Radziejową nie napawały optymizmem. Po słonecznym tygodniu na sobotę zapowiadane było załamanie pogody, jednak dla prawdziwego turysty w górach nie ma złej pogody – jest tylko złe ubranie!
Liczna, bo ponad 30-osobowa grupa członków i sympatyków PTT punktualnie o godz. 6:00 wyruszyła z dworca w Bielsku-Białej na podbój najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego. Wśród uczestników pojawiły się nowe twarze, ale byli również stali bywalcy wycieczek, jak i „kolekcjonerzy” szczytów do Korony Gór Polski.
Przed godziną 10 dotarliśmy do Roztoki Ryterskiej, skąd wyruszyliśmy na szlak i ku naszej radości nic z nieba nie leciało, a momentami nawet zza chmur nieśmiało przebijało się słońce. Żółty szlak okazał się być bardzo wymagającym początkiem wycieczki i trochę się spociliśmy podczas stromego podejścia nim. Na szczęście po tym „morderczym” początku i po osiągnięciu wysokości około 870 m n.p.m., dalsza trasa aż do Przełęczy Żłobki (wys. 1104 m n.p.m.) przebiegała już wręcz spacerowo. Z przełęczy czekało nas już tylko krótkie podejście na szczyt Radziejowej.
Wierzchołek Radziejowej (1262 m n.p.m.) jest zalesiony i gdyby nie drewniana wieża znajdująca się na szczycie, nie byłoby mowy o jakichkolwiek widokach. Obiekt został oddany do użytku w 2020 roku, ma 22,16 m wysokości, natomiast platforma widokowa znajduje się na wysokości 17,1 m. Z wieży rozciąga się przepiękny widok na Tatry, Pieniny, Beskidy i oraz Dolinę Popradu. Pomimo pochmurnej aury nawet nam udało się zobaczyć i rozpoznać wiele pasm górskich i szczytów.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej, gdyż czekało nas jeszcze sporo kilometrów do punktu końcowego, tj. do miejscowości Rytro. Ponownie minęliśmy Przełęcz Żłobki i dalej idąc czerwonym szlakiem będącym fragmentem Głównego Szlaku Beskidzkiego, zdobywaliśmy kolejne szczyty: Wielki Rogacz, Międzyradziejówki, Niemcową i Kordowiec. Dopiero przy zejściu do Rytra chmury wyraźnie się obniżyły i konieczne okazało się założenie peleryn…
Warto także wspomnieć o sympatycznym przewodniku Maćku, który podczas długiej (bo aż 21-kilometrowej) trasy dzielił się z nami swoją niemałą górską wiedzą, jak również obdarzył nas dużym zaufaniem, gdyż pozwolił każdemu iść swoim tempem. Kierowca autokaru bardzo sprawnie pokonał drogę powrotną do Bielska, tym samym udało nam się wrócić nawet przed planowanym czasem powrotu, tj. po godzinie 21.
Asia Ch.