Członkowie naszego Oddziału z okolic Skoczowa kontynuują tegoroczne, tatrzańskie przygody. Tym razem wybrali się w słowackie Tatry Zachodnie, a ich celem były Rohacze. Poniżej relacja z tej wycieczki:
Niedziela, godzina 3:00. Kto rano wstaje, ten się w góry udaje. Cel wyprawy: Tatry Zachodnie, czyli maszerujemy na Rohacze.
Po przybyciu na miejsce, czyli parking „Pod Spaleną”, raźnym krokiem maszerujemy w kierunku Tatilakowej Chaty, a dlaczego raźnym? Temperatura na minusie dodawała nam „skrzydeł”. Docieramy do Tatliakowej Chaty i tu spotyka nas „zonk”, czyli „zawrzeno”. Czekamy cierpliwie na otwarcie o 7:00 i tu drugi „zonk” – nie kwapią się z otwarciem. Okazało się, że była jakaś impreza i widocznie dobrze „dali w palnik”, gdyż gość z obsługi dopiero zaczynał robić sprzątanie.
Nie czekając dalej na rozwój sytuacji z nosami na kwintę i dobrze widocznym złym humorem ruszyliśmy niczym stado kozic w trasę. Po drodze robimy fotki i już humor się nam poprawia. We wschodzącym słońcu możemy podziwiać piękno jesieni w Tatrach. Pierwszy szczyt to Rakoń (1879 m n.p.m.). Oczywiście, musiała być sesja zdjęciowa. Następnie obieramy kierunek marszu na Wołowiec (2065 m n.p.m.) i osiągamy go bez przeszkód. Cały czas możemy podziwiać panoramy. Trasa na Wołowiec jest „remontowana”, ale bez przeszkód można iść. Ze szczytu podziwiamy coraz piękniejsze widoki, a pogoda w dalszym ciągu dopisywała.
W końcu trzeba było ruszać dalej… i tu zaczynamy „gimnastykę” połączoną z „ekwilibrystyką” atakując Rohacz Ostry. Rozciągamy stare kości i mięśnie, i nawet nam to dość dobrze wychodzi bez robienia „szpagatu”, który w warunkach górskich byłoby cudem. Pomagamy sobie łańcuchami i wreszcie jest. Mamy go. Rohacz Ostry (2088 m n.p.m,) zaliczony. Pytanie tylko kto w jednym miejscu tyle kamieni zgromadził?
Chwila odpoczynku i ruszamy na drugiego gagatka. Cały czas mijamy grupki turystów. Jest pogoda, więc „zdobywców” pojawia się coraz więcej. Walczymy dalej z przełęczą dzielącą oba Rohacze wykorzystując nasze „umiejętności” i cel wkrótce zostaje osiągnięty. Jest drugi z Rohaczy, Rohacz Płaczliwy (2125 m n.p.m.). Kolejne foty z banerkiem i czas na odpoczynek.
I tu chwila refleksji, co do turystyki. Jedni uprawiają turystykę TV, czyli pilot i piwo, i w fotel. Może to i dobre, lecz dużo tracą. Warto kości ponaciągać, by móc oczy nacieszyć pięknem gór o każdej porze roku. I tak odpoczywaliśmy, ciesząc oko patrząc na góry i turystki mijające nas, co też dobrze wpływa na nastrój.
Schodzimy na przełęcz i kierujemy się do Tatliakowej Chaty, co zajmuje nam około 1,5 godziny. Pogoda nam dopisała, widoki były cudne, a i kolejne szczyty została zaliczone. Kolejna udana niedziela.
Andrzej Koczur
.