Co robi większość ludzi o 4 rano w niedzielę? Większość ludzi śpi. A co robią miłośnicy gór? Rządni przygód i pięknych widoków wyruszają na górską wycieczkę. Tym razem celem były Rohacze zwane „Orlą Percią Tatr Zachodnich”. Jest to jeden z najbardziej emocjonujących i wymagających szlaków w tym rejonie.
Na miejsce dotarliśmy około godziny 7 rano. Punktem startowym był parking leżący przy wyciągach narciarskich. Mimo niepokojącej prognozy pogody, przywitało nas piękne słońce i błękitne niebo. Po krótkiej chwili przeznaczonej dla fotoreporterów, część grupy wyruszyła w kierunku Stawów Rohackich, a przeważająca większość na podbój Rohaczy. Początkowe 10 minut szlaku wiodło przez las, ale po upływie tego czasu wyszliśmy na asfaltową drogę, którą szliśmy aż do Tatliakowej Chaty. Ze względu na szybko zmieniającą się pogodę, postanowiliśmy kontynuować wędrówkę bez dłuższego postoju. Początkowo ścieżka prowadziła dość łagodnie i wszyscy szliśmy w miarę równym tempie. Wraz z upływem czasu, kiedy nachylenie zaczęło coraz bardziej wzrastać, grupa znacznie się rozciągnęła.
Kolejnym punktem była Zabratova przełęcz, z której czekało nas około 30-minutowe, dość mozolne podejście, które niektórym dało trochę w kość. Jednak widoki po drodze rekompensowały każdą kroplę potu spływającą po czole. Wszystkim dość sprawnie udało zdobyć się pierwszy szczyt tego dnia – Rakoń (1879 m n.p.m.). Niektórzy w tym miejscy zrobili sobie krótką przerwę, aby podziwiać widoki, inni ruszyli w dalszą trasę. Na niebie zaczęło pojawiać się coraz więcej chmur, a podmuchy wiatru stawały się coraz silniejsze. Góry bywają kapryśne i nie zawsze pozawalają nam zobaczyć to, co mieliśmy w planach. Jednak tym razem niejednokrotnie udało nam się podziwiać ich piękno.
Po wejściu na Wołowiec i przejściu Jamnickiej przełęczy, przyszedł czas na zdobycie pierwszego z Rohaczy – Ostrego (2088 m n.p.m.). Początkowo czekała nas przeprawa po skalnym rumowisku, następnie etap w skale. Przyszedł i czas na eksponowaną ścieżkę z ubezpieczeniami z łańcuchów. Tutaj mieliśmy okazję ujarzmić tzw. Rohackiego Konia. Był to chyba odcinek, który wymagał największego skupienia. Potem było już znacznie łatwiej. W oddali usłyszeliśmy kilka grzmotów, niektórych złapał nawet deszcz, była i mgła. Ostatecznie jednak burza nas szczęśliwie ominęła i znów pojawiło się słońce.
Po zdobyciu Rohacza Ostrego ruszyliśmy w kierunku Rohacza Płaczliwego (2125 m n.p.m.). Wejście na niego nie stanowiło dla nikogo większych problemów, może jedynie zmęczenie powoli dawało się we znaki. Potem było już tylko z górki. Przez Smutną przełęcz zeszliśmy ponownie do chaty Tatliakowej, gdzie tym razem zrobiliśmy dłuższy przystanek, połączony z degustacją kofoli i słowackich przysmaków. Kiedy zebrała się cała grupa zeszliśmy do autokaru i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
Kolejna udana wycieczka. Kolejne pozytywne emocje. Tak to już jest, że im więcej wysiłku człowiek w coś włoży, tym bardziej to docenia. Miłośnikom gór, nie trzeba tego tłumaczyć.
Aga G.
.