Minął tydzień od ostatniej naszej wycieczki i ponownie spotykamy się radośnie 26 kwietnia 2022 r. o godz. 7,15 na parkingu nieopodal dworca PKP na którym oczekuje na nas komfortowy bus firmy Star-Trans. Niepewni pogody, w doborowym 18-osobowym składzie, mkniemy tym razem na długą wędrówkę szlakiem na Rysiankę. Powiadają, że Rysianka to jeden z najpiękniejszych zakątków Beskidu Żywieckiego z widokiem na Tatry. Ponoć nazwa pochodzi od biegającego po tutejszych beskidzkich lasach rysia.
Szczyt wysokości 1322 m n.p.m. zbudowany ze skały fliszu karpackiego należy do grupy Lipowskiego Wierchu i Romanki i jest zwornikiem dla trzech grzbietów. Z jednej strony poprzez bezimienną przełęcz wita się z Trzema Kopcami z grupy Pilska. W południowym kierunku przez przełęcz Pawlusią, wiedzie w stronę Romanki a w kierunku południowo-zachodnim, podąża do Redykalnego Wierchu. Wznosi się ponad doliny trzech potoków: Żabniczanka, Bystra i Sopotnia.
Naszą wędrówkę rozpoczynamy z miejscowości Żabnica Skałka. Przechodzimy przez mostek z rwącym potokiem który wita nas głośnym szumem a my odpowiadamy góralską przyśpiewką „Hej, bystra woda…” i zielonym łagodnym szlakiem wędrujemy wzdłuż Żabniczanki prawego dopływu Soły. Humory dopisują, piękna przyroda dookoła, świeże powietrze a i niebo przychylnie na nas patrzy i powoli się przejaśnia. W krótkim czasie dochodzimy na halę Boraczą do schroniska wybudowanego w 1926 r. przez Żydowskie Towarzystwo Sportowe „Makkabi” z Bielska i zatrzymujemy się na pierwszą kawę. Niestety nie ma legendarnych drożdżówek z jagódkami, ale nic straconego – przed nami jeszcze dwa schroniska.
Na hali Boraczej, corocznie w dzień św. Michała Archanioła (29 września) odbywa się redyk jesienny, czyli spęd owiec z hal ale owce na wypas co dopiero wyszły w dzień św. Wojciecha, czyli 23 kwietnia więc musimy poczekać ze świętowaniem. Pan przewodnik Witek opowiada ciekawie historię klubu gimnastycznego Makkabi i jeszcze „na wesoło” wspomina swoje studenckie czasy i wypady „na Boraczą” z nocowaniem na sianie. Dzisiaj tego luksusu nie zaznamy… i ruszamy dalej.
Im wyżej, tym na szlaku coraz więcej śniegu, jakby co w plecakach mamy raki, ale „spoko”… idziemy do przodu. Momentami trzeba mocno zwolnić, jest wąsko, jest adrenalina. Nasz wspaniały przewodnik Witek, kontroluje sytuację, pomaga, instruuje, jak przekroczyć, jak przeskoczyć. Odcinek pokonany bez strat i upadków. Jeszcze tylko kilka przeszkód, powalonych drzew, po kamieniach przez jeden, drugi potoczek, jeszcze godzina marszu i łagodnym wzniesieniem i malowniczą drogą dochodzimy do hali Lipowskiej (1275 m n.p.m.). Jej nazwa pochodzi prawdopodobnie od lip, które niegdyś tutaj rosły. Na hali znajduje się schronisko wybudowane 1931 r. Obecnie czynne, ale w remoncie. Nieopodal stoi krzyż, głaz pamiątkowy i kaplica. To tutaj kończy się „Droga Światła” – przypominająca pobyt ks. Karola Wojtyły na obozie narciarskim w lutym 1958 r. i jego słowa wyryte na deskach „W górach chodź zawsze tak, aby nie gubić znaków”. Takie przesłanie nie tylko o znaki malowane na drzewach, ale i o szlak życia.
Idziemy dalej ciekawi czy na hali Rysianki zakwitły szafrany, tulipanki, fijałki, czyli krokusy objęte ochroną gatunkową. No i są! Radość wielka. Sesji fotograficznych nie ma końca, z prawej, z lewej, z góry… Ciekawostką jest, że jego nasiona są rozsiewane przez mrówki, a przyprawa kuchenna znana pod nazwą szafran zbierana ręcznie, najdroższą przyprawę świata. Zmęczeni i głodni pędzimy do schroniska na kwaśnicę, pomidorową, bigos i na co kto ma ochotę. Niestety, nie ma „jagodzianek”. Musimy tu powrócić latem z uwagi na przepiękne widoki i na jagodzianki. Przed schroniskiem wybudowanym w latach 1936-1937 przez Gustawa Pustelnika – podziwiamy wyłaniające się zza chmur i oświetlone przez słońce Tatry Wysokie, Zachodnie, Mała Fatra, Wielka Racza i jeszcze inne szczyty nadal ośnieżone.
Przed nami ok. 3-godzinne zejście przez niezwykle widokową i przestrzenną halę Redykalną. Zatrzymujemy się i ponownie zachwycamy widokami, szeroką panoramą Tatr. Nasz ulubiony duet Witek z Terenią z cierpliwością po kilka razy pokazują i nazywają widoczne szczyty. Taaak… trzeba tutaj koniecznie wrócić i latem i jesienią. Zadowoleni, dotlenieni, zmęczeni bo w nogach mamy ponad 20 km, schodzimy planując kolejną wycieczkę na która zapraszamy 8 maja br. – Wielki Połom (Beskidy Morawsko-Śląskie, Czechy). Uff… dobrze, że na końcu szlaku czeka na nas busik…
Jola