Wyjechaliśmy głęboką nocą 3 grudnia 2016 roku na Siwy Wierch. I spotkaliśmy tam to, „co tygrysy lubią najbardziej”, czyli prawdziwą zimę w górach. Było sporo atrakcji. Najpierw, w drodze do parkingu pod Siwym w śnieżnej zaspie utknął nam autokar. Mimo ogromnego poświęcenia uczestników nie udało się go „ręcznie” z tej zaspy uwolnić. Udało się tylko uwolnić Słowaków w osobowym, którzy też utknęli. Nasz pojazd wyciągnął później dopiero ciężki sprzęt od robót leśnych. A my musieliśmy pomaszerować trochę dłużej niż zwykle, przy powrocie autokar czekał w Jalovcu. Następnie, i zielonym i niebieskim szlakiem podejmowane były desperackie próby zdobycia wierzchołka góry. Wszyscy wracali do chaty pod Narużim, żeby odreagować stres po śniegu po pas, braku widoczności i szlaku, wietrze który obniżał temperaturę odczuwalną do nie wiadomo jakich granic. Jedni od Przedwrocia, inni byli wyżej, ale Siwy nie puścił. A w chacie luz, integracja, napoje, kapustowa. W zejściu malowniczo zachodzące słońce, a później wygwieżdżone niebo towarzyszyło nam do końca szczęśliwego powrotu. Za rok pewnie wrócimy.
Jano
.