Kolejną niedzielę – dla mnie na zakończenie urlopu – wypełniła nam, tj. osiemnastu członkom i sympatykom bielskiego PTT, wycieczka na Kozubową. Szlak nie obejmował stromych podejść, za to aż 3 schroniska, które można było odwiedzić w celu nabycia ciepłej strawy, ominąć w pośpiechu do następnej chaty albo zajrzeć, by zaczerpnąć wody tudzież pooglądać papużki.
Wyszliśmy z Hornej Lomnej. Niezbyt stromym podejściem przez las osiągnęliśmy grzbiet by skręcić w prawo i dojść do pierwszego schroniska, którym była Kolářova chata Slavíč. Rano było tam jeszcze niezbyt tłumnie, ale później – gdy wróciliśmy z trawiasto-lesistego szczytu Slavicia – od perspektywy posiłku oddaliła nas długa kolejka oczekujących do bufetu.
Poszliśmy dalej, pięknym, widokowym grzbietem (można by rzec – Beskidem) przez mieszaninę polan i lasu, z widokiem w prawo na Velki Polom. Obniżyliśmy się nieco do drugiego schroniska – Kamenitý, gdzie zapragnęliśmy się dożywić i zażyć krótkiej sjesty po smakowitym obiadku. Niektórzy nawet widzieli się schodzącymi w dół w dolinę Lomnej, ale kierownictwo wycieczki w osobach Szymona i Tomka rozwiało te mrzonki i stwierdziło, że w planach mamy jeszcze około 2,5 godziny marszu.
Faktycznie, po kilkudziesięciu minutach podejścia szerokim traktem turystycznym wśród śmigających jego środkiem rowerzystów osiągnęliśmy szczyt Kozubowej (980 m npm). Warto było – dla tego mrowiącego w ciele uczucia optymalnego zmęczenia i pięknych widoków, a także perspektywy zejścia koło trzeciego już schroniska – tym razem była to Chata Kozubová.
Zejście wśród ostrężyn (czy jeżyn – jak kto woli) leśno-łąkowych przebiegło sprawnie. Dotarliśmy po półgodzinie do kolonii domków letniskowych rozsianych na zboczach Kozubowej, a należących do Dolnej Lomnej. Skonstatowaliśmy, że szlak przemierzony w drugą stronę dałby nam bardziej w kość niż w kierunku, w którym go „zrobiliśmy”.
Ogólnie – nie było ani za krótko, ani za ciepło. Niektórzy utrwalili letnią opaleniznę, inni pożywili się owocami lasu, a chyba wszyscy poczuli się odrobinę (całkiem zdrowo) zmęczeni i zadowoleni. Powrót wypadł przez Cieszyn i Bielsko, gdzie uczestnicy zasiedli za sterami swoich samochodów (Czesi nie pytajcie, jakim sposobem „samo-chodzą”, sugerując jakieś perpetuum mobile choćby i II rodzaju) i rozjechali się grupkami do domów.
Następna wycieczka być może na Zawrat, a już za 3 dni rusza oddziałowa ekspedycja na Bałkany. Ale o tym opowie już ktoś inny…
Doktorek
.