Na dzisiejszą wycieczkę ustalono wyjazd o godzinie 4:00. Aby zdążyć niektórzy z uczestników musieli wstać już o godzinie 2-ej. Miasto o tej porze całkiem puste, jest ciepło, ale mglicie. Mimo bardzo wczesnej pory wszyscy docierają na czas do autokaru i przygotowują się do dokończenia przerwanego snu. Z uwagi na mgłę jedziemy dość wolno, zabierając po drodze kilku uczestników. W Żywcu autokar zapełnia się. Jedziemy przez Suchą Beskidzką, Żubrzycę, Jabłonkę, Witów do parkingu u wylotu Doliny Kościeliskiej w Kirach. Na miejscu jesteśmy o godzinie 7-ej. Pogoda wymarzona do wędrówki. Rześko, mgła ustąpiła i od czasu do czasu przebłyskuje słońce. Przewodnik ustala zbiórkę w autokarze na godzinę 18-tą i wyruszamy na trasę. Naszym dzisiejszym celem jest najwyższy szczyt w Tatrach Zachodnich po polskiej stronie – Starorobociański Wierch (2179 m n.p.m.). Przed nami długa droga, przewodnikowo to ok. 9 godzin wędrówki. Przewyższenie bezwzględne przekracza 1200 m. Z Kir (935 m n.p.m) do Schroniska na Hali Ornak (1112 m n.p.m.) idziemy Doliną Kościeliską, po łagodnie wznoszącej się drodze za szlakiem zielonym. Góry zaczynają przybierać jesienną szatę, wzdłuż drogi szmerze Kościeliski Potok. Mijamy kilka polan, Lodowe Źródło, kapliczkę i odchodzące na obie strony szlaki do jaskiń. Od schroniska zaczyna się już mozolne wspinanie po „schodkowym” szlaku, najpierw żółtym do Iwaniackiej Przełęczy (1462 m n.p.m.), a później zielonym przez grzbiet Ornaka i Siwą Przełęcz do Siwego Zwornika (1936 m n.p.m.). Tutaj można dokonać wyboru i pójść szlakiem czerwonym w lewo na Błyszcz oraz Bystrą (2248 m n.p.m. – najwyższy szczyt Tatr Zachodnich) lub na Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.). Starorobociański Wierch o kształcie niemal regularnej piramidy, stromymi zboczami wcina się pomiędzy Dolinę Gaborową i Dolinę Zadnią Raczkową, stąd jego słowacka nazwa Klin. Sam wierzchołek jest kamienisty z ciekawą panoramą na otaczające szczyty Tatr Zachodnich i widoczne szczyty Tatr Wysokich.
Pierwsi z nas osiągają szczyt już o godzinie 11-tej. Pogoda bardzo ładna, ciepło i świeci słoneczko. Tylko dalsze słowackie doliny zatopione są w „morzu” chmur. Stopniowo docierają kolejni uczestnicy naszej wycieczki, którzy zdecydowali się na to dość męczące wejście. Część dotarła tylko do grzbietu Ornaka.
Po godzinie 12-tej rozpoczynamy w małych grupkach zejście ze szczytu i u jego podnóża (przed Gaborową Przełęczą) przez kilka minut obserwujemy intrygujące zjawisko optyczne zwane Widmem Brockenu. Na chmurze i mgle, która w między czasie dotarła i zalegała w Dolinie Starorobociańskiej niemal każdy z turystów widział swój wydłużony cień i otaczającą jego głowę tęczową aureolę zwaną glorią. Glorię można było dostrzec również na trawiastym zboczu. W literaturze zjawisko to opisywane jest jako rzadkie. Nam udało się zobaczyć ten spektakl optyczny kilka razy. Kiedy tylko promienie słoneczne zdołały przebić się przez małe chmurki na niebie, wystarczyło nieco zbliżyć się do krawędzi zbocza i zacząć szukać swego cienia. Co ciekawe, na ok. 200-stu metrowym odcinku szlaku było nas kilkanaścioro i wszyscy pokazywali oraz mówili, że widzą, to każdy z nas widział tylko jedną (swoją) glorię. Przy zbliżeniu się do siebie wzajemnie, obie osoby od pewnego momentu widział połączone cienie i dwu- (a może wielo-) pierścieniową glorię. Żartowaliśmy, że wywołujemy Widmo Brockenu „na zawołanie”, a przecież wielu z nas widziało je po raz pierwszy w życiu. Przez najbliższe godziny zaobserwowane zjawisko było tematem naszych rozmów. Powrót, tą samom drogą co wejście, przebiegł bardzo sprawnie. Pierwsi z naszej grupy już o godzinie 15-tej zasiedli do obiadu i napojów w schronisku na Hali Ornak.
Chociaż popołudniu zaczęło się chmurzyć, to mimo umiarkowanie optymistycznych prognoz pogodowych, podczas całej wycieczki nie spadła kropla deszczu. W dobrych humorach wyruszyliśmy w drogę powrotną. Część z nas odsypiała w autokarze zarwaną noc, a część planowała kolejne wycieczki, aby zobaczyć ponownie góry w pięknej jesiennej szacie.
A.Z.
.