Gryfnygyburstag w Zakopanem.
Jŏ ci dzisiotelażycza
Byś bōł gibki jak małpica
Zdrowy chobykōń
A udźwignyćmōg jak wōł
Co do życiŏ ci poczeba
Knebel wusztusznyta chleba
Miłowaniŏgryfnejfrele
Co byś widziŏł wielki brele
A ku tymu halba srogŏ
I do 100-tki żyć morowo
Urszula Oślislok
Kaj pojechać na gyburstag? Ano do Zakopanego. I z tym pomysłem pojechaliśmy we dwoje do Zakopanego, aby obchodzić tam moją okrągłą 44 rocznicę swoich urodzin. Przy okazji krótkiego urlopu zdobyliśmy kilka mniejszych szczytów i kilka tych z najwyższej półki, oczywiście tej półki, która jest dla nas dostępna i na miarę naszych możliwości, odnosząc się tutaj do pewnego filmowego cytatu. Naszą przygodę rozpoczęliśmy w piątek 5 kwietnia, a skończyliśmy 9 kwietnia, z nadzieją na szybki powrót na tatrzańskie szlaki.
W piątek 5 kwietnia po zameldowaniu się na stancji niedaleko nowego i ładnego dworca PKP w Zakopanem, pojechaliśmy pociągiem regionalnym do Poronina. Podróż pociągiem trwała aż 7 min. i wcale się nam nie dłużyła jak to zwykle bywa w przypadku podróży pociągiem po Polsce. Z Poronina za cel trasy obraliśmy Gubałówkę. Ma ona wysokość od 1120 m n.p.m. na wschodnim końcu do 1129 m n.p.m. na zachodnim końcu i wznosi się w północno-zachodniej części Zakopanego. Warto tu wspomnieć, że jest to góra wymagająca wielu umiejętności wspinaczkowych, szczególnie w zimie i dla wielu turystów stała się zimowym koszmarem. Dla nas samo wspomnienie o tej górze napawało nas niepewnością, czy samo z niej schodzenie nie zakończy się dla nas wzywaniem pomocy. Podążając z Poronina za czerwonymi znakami, szliśmy Rafaczańską Grapą 943 m n.p.m. w kierunku Gubałówki podziwiając Zakopane z innej perspektywy niż zwykle i zdobywając pomniejsze wzniesienia jak Furmanowa 1005 m n.p.m., czy Eliaszówka 1018 m n.p.m. Przy okazji nie mogąc się nadziwić, że Zakopane z małego lotu ptak jest bardzo ładnym miastem. Ciekawym doświadczeniem była również możliwość podziwiania Pilska i Babiej Góry w pełnej odsłonie, ponieważ przejrzystość powietrza tego dnia była idealna. Kiedy dotarliśmy do celu tj. Gubałówki 1120 m n.p.m. czar naszej wędrówki prysł i trzeba się było szybko ewakuować, ponieważ ilość postawionych kramów na jeden metr kwadratowy przytłoczyła nasze spragnione przygody serca. Na szczęście mając górskie doświadczenie, udało nam się bez szwanku zejść czarnym szlakiem w dół bez wzywania pomocy. Wieczorem zwiedzaliśmy miasto i cieszyliśmy się nadchodzącą zmianą pogody.
Drugiego dnia 6 kwietnia pojechaliśmy do Kuźnic, aby za niebieskimi znakami przez Przełęcz Między Kopami 1499 m n.p.m. udać się w kierunku Hali Gąsienicowej, odwiedzić Schronisko Murowaniec i dalej za niebieskimi znakami pójść na Czarny Staw Gąsienicowy 1620 m n.p.m. Trzeba tu wspomnieć, że wcześniej w schronisku sprawdziliśmy stan zagrożenia lawinowego i dopiero po upewnieniu się, że jest on dla nas do przyjęcia, udaliśmy się w kierunku stawu. Wędrówka sypkim cukrem była dość uporczywa, ale widoki jakie tam zobaczyliśmy wynagrodziły nam wszystkie trudy tego spaceru. Spędzając pod wielkim głazem resztę dnia, leżeliśmy na karimatach popijając ciepłą herbatkę i podziwiając walkę odważnych wspinaczy usiłujących zdobyć np. Karb 1853 m n.pm., Kościelec 2155 m n.p.m. lub Skrajny Granat 2225 m n.p.m. Przed zmierzchem tą samą drogą wróciliśmy do Zakopanego.
Trzeciego dnia 7 kwietnia pojechaliśmy w kolejne miejsce, tym razem do pięknie położonego w Dolinie Chochołowskiej schroniska turystycznego. Po dotarciu do schroniska, które tego dnia przeżywało oblężenie turystyczne, uciekliśmy na Grzesia 1653 m n.p.m., który nie za bardzo chciał nas wszystkich wpuścić, ponieważ ilość śniegu pod szczytem sprawiała spore problemy z wdrapaniem się na niego. Na szczycie spędziliśmy również resztę gorącego dnia podziwiając przy tym zachodnie kolosy i bez zapasu wody przed zmierzchem zeszliśmy do pustego już schroniska, przygotowując się na „ten jeden dzień w roku”.
Czwartego dnia tj. 8 kwietnia, po odebraniu życzeń urodzinowych od małżonki, zostałem poinformowany, że czeka na mnie kilka urodzinowych niespodzianek, tyle tylko, że trzeba na nie wejść.
I tak zdobyliśmy: Trzydniowiański Wierch 1758 m n.p.m., Kończysty Wierch 2002 m n.p.m. oraz Starorobociański Wierch 2176 m n.p.m., który był dla nas zwieńczeniem naszych górskich lekko zimowych planów. Trudy wędrówki były spore, ale satysfakcja z naszego osiągnięcia była nie do opisania. Widoki, słońce, porywisty zimowy wiatr, kanapka z konserwą turystyczną, gorąca herbata, crème de la crème z ukochaną osobą obok i najlepsze urodziny jakie dotąd spędziłem. Z zachowaniem najwyższych środków ostrożności, po całym dniu włóczęgi po górskich ścieżkach i szlakach, zeszliśmy na dół Doliną Starorobociańską udając się na dalsze świętowanie tego jednego dnia już w schronisku.
Piątego dnia 9 kwietnia, pożegnaliśmy się z Doliną Chochołowską, w nadziei, że szybko tu wrócimy i zdobędziemy kolejne tatrzańskie kolosy, których tutaj nie brakuje.
Przemo Waga