Hala Rysianka (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska pt. „V nocna wyrypa z PTT” – 9-10 lipca 2022 r.

„Wyrypa” to jest synonim słowa „przygoda”, a „nocna wyrypa” to inaczej „przygoda do kwadratu”. Przeżyliśmy wspaniały czas wędrując z soboty na niedzielę z Węgierskiej Górki przez Prusów, Halę Boraczą, Wierch Redykalny pnąc się kolejnymi halami aż na Rysiankę. Noc wyostrza zmysły, wszystko staje się bardziej wyraziste. Wędrowaliśmy pod przewodnictwem Pana Jana: w grupie, parami, indywidualnie, delektując się rozmową, otoczeniem i przede wszystkim ciszą.
Cisza tej nocy była bardzo wymowna, wręcz przenikliwa i zarazem głośna, ponieważ las, który nas otaczał jakby zasnął w głęboki sen. Żaden liść nawet nie drgnął, żaden dźwięk do nas nie docierał, za wyjątkiem szmeru przemieszczających się kamieniami pod naszymi stopami. Po wyjściu ze schroniska na Hali Boraczej, gdzie mogliśmy chwilę się zregenerować, korzystając z uprzejmości gospodarzy, doświadczyliśmy powolnej odsłony dnia. Zaczęło świtać, był spektakl chmur i światła i nasz zachwyt nad wymalowanym obrazem na niebie, którego wyrazem była chęć uwiecznienia go na wielu zdjęciach. Od tego momentu las wchodził w fazę powolnego wybudzania się, a delikatny deszcz tworzył mgiełkę, przez którą docierać zaczęły śpiewy ptaków, pląsy saren wśród zarośli i szelest działania spokojnego powiewu wiatru.Z uśmiechem na twarzach i napełnieni już rześkim, wilgotnym porankiem dotarliśmy do schroniska na Rysiance, wcześniej odpoczywając także na Lipowskiej. To był czas na posiłek, już drugie albo i nawet trzecie śniadanie, podczas którego omawialiśmy drogę powrotną. Część ekipy postanowiła wrócić ciut szybciej, inni delektując się odsłaniającymi się widokami ruszyli w stronę Zapolanki, a trzon wyprawy zmierzał w stronę Złatnej Huty. Można było by rzec, że przygoda wraz z dojściem do cywilizacji się skończyła, ale nie dla nas. Dojazd do Rajczy, a potem trasa do Bielska to już sympatyczna historia, ciekawych i dość zaskakujących zdarzeń, które również zostaną w pamięci jej uczestników. Tak jak i cała magia nocy przeistaczającej się w dzień na jednym z najpiękniejszych szlaków Beskidu Żywieckiego.
Wspaniała wyprawa Panie Janie, dziękujemy serdecznie i czekamy na kolejne wyrypy.

W. D.

I jeszcze jeszcze jedno spojrzenie …

W oczekiwaniu, aż na stronie internetowej PTT Bielsko-Biała pojawi się relacja z „V Nocnej Wyrypy…”, przeszukując internet natknęłam się na cytat z książki „Sztuka chodzenia” autorstwa H. D. Thoreau: „Wierzę w las, wierzę w łąkę i noc, w czasie której rośnie zboże. Do naszej herbaty potrzebujemy dodać świerka albo tui, żeby smakowała lepiej. Bo istnieje wielka różnica między piciem i jedzeniem dla podtrzymania siły, a robieniem tego z kaprysu i łakomstwa” – zainspirował mnie do napisania własnej relacji.
Niewątpliwie próba równomiernego rozłożenie sił, walka z sennością, słabościami, niezależnie od tego, czy ktoś przeszedł całą niespełna 30 km trasę, czy też ją z jakiegoś powodu skrócił, było tym, co łączyło uczestników tegorocznej wyrypy.
Zacznę od początku. A wszystko zaczęło się na dworcu głównym PKP w Bielsku-Białej, gdzie miała miejsce zbiórka o godz. 22:25, czyli w porze, o której większość śmiertelników kładzie się smacznie spać. Niezawodne Koleje Śląskie zawiozły nas do Węgierskiej Górki, skąd ruszyliśmy asfaltem początkowo szlakiem czerwonym, a następnie niebieskim. Po pamiątkowym zdjęciu pod kapliczką przed sklepem BESKID w Żabnicy, zapalamy czołówki i ruszamy w ciemność. Po chwili asfalt się kończy, mijamy ostatnie domostwa i wkraczamy do lasu.
W lesie, jak to nocą w lesie, jest okazja, by zaprzyjaźnić się z chmarą latających stworzeń, zwabioną światłem czołówek. Im dłużej trwa wspinaczka zboczem, tym wyraźniej ukazują się liczne gwiazdozbiory nad naszymi głowami, a za naszymi plecami, w dole trwa, już bez naszego udziału, festiwal świateł, jednych wprowadzający w zadumę, przywołując w pamięci obraz cmentarza w Dzień Zaduszny, innym uświadamiając ile prądu zużywamy oświetlając nocą wszystkie miejscowości.
Przyszedł czas na pierwszy postój i posiłek regeneracyjny, po którym w pełnym jedenastoosobowym składzie, ruszyliśmy w stronę Hali Boraczej. Znaki (te na niebie i ziemi) nie kłamały i po około godzinie marszu dotarliśmy do pierwszego schroniska. Powitała nas pusta sala. Po słynnych jagodziankach nie było śladu, a spomiędzy pustych, nieumytych kufli po piwie wyłonił się czajnik, dzięki któremu można było napić się kawy lub herbaty. Nadszedł czas by z dna plecaka powyjmować najróżniejsze rarytasy, zarówno te w formie stałej, jak i płynnej.
Z lżejszymi plecakami wyszliśmy przed schronisko w poszukiwaniu słońca, które – co trzeba mu oddać, dzielnie walczyło, by przebić się przez chmury, lecz zostało pokonane i dało nam sygnał – niektórym do odwrotu, pozostałym by schować czołówki w wodoodporne miejsce oraz założyć pelerynę lub rozłożyć parasol. Deszcz towarzyszył nam do samego schroniska na Hali Lipowskiej i dalej z przerwami na Rysiankę oraz w drodze powrotnej na żółtym szlaku do Rajczy (okna pogodowe pozwalały nacieszyć się widokiem unoszących się nad lasem mgieł). Jedyną suchą rzeczą, jaką mieliśmy ze sobą okazało się drewno schowane przed deszczem w naszych plecakach, nieśliśmy je całą drogę, gdyż miało posłużyć na rozpałkę. Deszcz pokrzyżował plany. Ci bardziej zdesperowani śmiałkowie konsumowali kiełbasę na zimno. Ogniska zabrakło, ale czyż to nie wspaniały pretekst, by wybrać się na wyrypę w przyszłym roku? Trzymam kciuki, by się odbyła.

Daria

uczestnicy na starcie V nocnej wyrypy z PTT

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2022. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.