Celem sobotniej wycieczki była Wielka Czantoria, jeden z głównych szczytów w Beskidzie Śląskim o wysokości 995 m n.p.m.. Dziesięcioosobowej wycieczce przewodził Witek Kubik.
Ruszać na szlak mieliśmy z czeskiej miejscowości Nydek. Słynie ona z zabytkowego, drewnianego kościółka pod wezwaniem św. Mikołaja. Wybudowali go ewangelicy w 1576 roku, ale później, w okresie kontrreformacji, przejęli go katolicy.
Witek opowiedział ciekawą i śmieszną historię, jaka zdarzyła się tej miejscowości. W latach 60-tych ubiegłego wieku na szczycie pobliskiej Czantorii odbyło się spotkanie tutejszych radnych z przedstawicielami władz Ustronia i Wisły. Zrodziła się wtedy idea powołania, na wzór San Marino, niezależnej republiki San Beskido, w skład której miały wchodzić Wisła, Ustroń i Nydek. Kilka dni później nadarzyła się okazja, aby pomysł wcielić w życie. W Nydku odbywał się festyn, którego główną atrakcją była karuzela. Podczas jednego z wieczorów podchmielona grupa wracająca jak co dzień z gospody „Pod lipami” postanowiła się na niej zabawić. Za butelkę wódki namówili właściciela, aby ją uruchomił. Ten się zgodził, a zmęczony mocnym trunkiem zasnął zapominając o zabawowiczach. Dopiero rano, po całonocnym wirowaniu na ledwo żywych amatorów nocnych wrażeń, natrafili ludzie idący do pracy. Władze republiki nadały bohaterom tego zdarzenia honorowe tytuły „lotnika kosmonauty republiki San Beskido” i wystawiły im pomnik – rakietę. Niestety, dzisiaj nie ma już śladu po pomniku. Został usunięty na początku lat 90, gdyż za bardzo kojarzył się z komunistyczną władzą.
Ruszyliśmy najpierw czerwonym szlakiem, mijając ogromną halę, z której rozpościerały się widoki na okoliczne góry. Z drogi wiodącej przez przysiółek Zakamen, odbiliśmy do miejsca, gdzie protestanci odprawiali tajne nabożeństwa, co zostało upamiętnione tablicą ku czci ewangelickiego kaznodziei Jerzego Trzanowskiego. Dalej skręciliśmy na szlak niebieski, który doprowadził nas w bajkowej, zimowej scenerii do Chaty Čantoryje.
W chacie miłe zaskoczenie: spotkaliśmy naszych znajomych spod Warszawy, poznanych na wspólnych wycieczkach organizowanych przez bielskie PTT, a zarazem członków naszego Oddziału: Przemka i Sylwię. I niemiłe zaskoczenie: w chacie nie wolno spożywać własnego prowiantu, nie ma możliwości skorzystania z toalety, a i nawet szef okazał się też niezbyt miły. Posiedzieliśmy przy herbacie i piwie, pogadaliśmy.
Przed dalszą drogą, założyliśmy raczki i zielonym szlakiem, w śniegu, ruszyliśmy w kierunku Ustronia Poniwiec, mijając górną stację wyciągu narciarskiego. Przy dolnej stacji na parkingu stał bus, początkowo myśleliśmy, że to był nasz, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że jednak nie nasz. Witek przedzwonił do naszego pana kierowcy, żeby podjechał z dołu pod wyciąg i wtedy okazało się, że stoimy przy busie, który okazał się jednak naszym.
Jeszcze posiedzieliśmy chwilę w barze i ruszyliśmy w drogę powrotną. W Bielsku-Białej byliśmy o godz. 15:00. Dziękujemy Witku za fajną wycieczkę i za wiedzę o tamtych terenach, którą nam przekazałeś.
A.G.