Wielki Chocz (Góry Choczańskie, Słowacja) – wycieczka górska – 15 lipca 2017 r.

Była godzina 6:00 i połowa lipca. Lato w pełni i było ciepło. Prognoza pogody dla nas, członków i sympatyków Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego Oddział w Bielsku-Białej, była raczej dobra, z tym, że około godziny 14-tej zapowiadano burzę. Tym razem wyruszyliśmy na Wielki Chocz (1608 m n.p.m. według słowackiej mapy, albo 1611 m n.p.m. według tabliczki na szczycie tej góry). Jest to góra, którą jakże chętnie odwiedzaliśmy o różnych porach roku, a świadczą o tym choćby nasze zdjęcia i zapiski w tej Kronice.
Przewodnik beskidzki Witold Kubik wspomagany przez przewodnika Łukasza Kudelskiego i ratownika GOPR Andrzeja, poprowadził liczną turystyczną gromadę szlakiem czerwonym z Jasenovej na szczyt Wielkiego Chocza. Zejście było inną trasą, najpierw zielonym, a potem niebieskim szlakiem do miejscowości Valaska Dubova.
Wielki Chocz słynie nie tylko z fantastycznych panoram na wszystkie strony świata, ale też i z tego, że zawsze (naturalnie oprócz zimy!) tonie w kwiatach, zwłaszcza jej górna część, która od 1982 roku jest rezerwatem przyrody. Teraz, w połowie lipca, wśród dziesiątek różnych gatunków kwiatów, dominowały polne, różowe goździki. Niżej, na polanach aż gęsto było od grubych ostów. Zachwytom nad tym prawdziwym skalnym ogrodem nie było końca.
Na szczyt Wielkiego Chocza doszliśmy około godziny 11:30 pokonując 1050 metrów przewyższenia. Prawda, że dużo jak na jeden dzień? Gdyby jeszcze widoczność była troszkę lepsza, to byłaby dla nas tym większa nagroda za trud podejścia. Z pewnością zatrzymalibyśmy się na szczycie tej góry na dłużej… jednak dzisiaj Chocz jak to Chocz, niestety postraszył nas wcześniejszą o dwie godziny burzą i wręcz „wygonił” ze szczytu. Gołym okiem widzieliśmy, jak fala burzowa waliła prosto w naszą stronę. Szkoda, że musieliśmy uciekać ze szczytu, bo burza na tej górze to nie są żarty. Przewodnik Witek Kubik szybko zmobilizował nas do zejścia w dół, byle być niżej, byle było bezpieczniej. Do Strednej Polany schodziliśmy wąską ścieżką turystyczną gęsiego, jeden za drugim, jak kolorowa długa stonoga. Później, gdy zaczęło padać i niedaleko obok przewalały się grzmoty, to szliśmy już w pelerynach swoim tempem, jedni szybciej, bo karczma u Janosika czekała, inni wolniej, bo okoliczne skałki i piargi też były interesujące. Na nasze szczęście burza nie trwała długo.
W karczmie u Janosika w Valaskiej Dubovej posmakowaliśmy miejscowych specjałów. Po trudach zejścia odpoczywaliśmy dokładnie w miejscu słynącym z tego, że właśnie tu, w tej karczmie w roku 1713 pojmano Janosika. Co ciekawe, ta karczma stoi dokładnie w środku pomiędzy miejscowym kościołem a cmentarzem…
O godzinie 15:30 pojechaliśmy do miejscowości Leštiny, zaledwie 7 km od Dolnego Kubina. Tu, w tej maleńkiej wiosce liczącej 230 mieszkańców zwiedziliśmy drewniany artykularny ewangelicki kościół z roku 1688-9. Do dzisiaj zachowało się na Słowacji tylko pięć takich artykularnych kościołów. Miła pani, opiekująca się tym zabytkiem wpisanym (wraz z innymi siedmioma kościółkami) na listę UNESCO w 2008 r. przywitała nas serdecznie i zaprosiła do wnętrza, w którym po uiszczeniu opłaty za wstęp usiedliśmy w oryginalnych starych ławkach, liczących pewnie tyle samo lat co ten kościół. Tutaj, w Leštinie dowiedzieliśmy się, co oznacza słowo: artykularny (budowa była ograniczona pewnymi obostrzeniami zgodnie z artykułami kodeksu zatwierdzonego przez sejm w 1681 r.). Posłuchaliśmy o historii kościoła, zobaczyliśmy cenne i unikatowe wyposażenie i wykończenie. Zachwyciły nas, nigdzie niespotykane w świecie, deski na suficie i na bocznych ścianach pomalowane jak prawdziwe marmury. O tym kościółku można by wiele napisać i można też o nim przeczytać w Internecie.
Ale żeby nie przedłużać opisu dopiszę szczerze, że warto było go odwiedzić, warto było posłuchać ciekawych opowieści o tej prawdziwej narodowej słowackiej perełce. Witek! Należą Ci się za to serdeczne dzięki, tym bardziej, że w planie oficjalnym nie było zwiedzania tego zabytku.
Pełni nie tylko górskich wrażeń powróciliśmy do Bielska-Białej około godz. 19:00. Myślę, że jeszcze nieraz wybierzemy się w te strony i na tę piękną górę.

CS
.

nasza grupa na starcie wycieczki w Jasenovej

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.