Wielki Kopieniec, Nosal (Tatry Zachodnie) – wycieczka górska – 13 maja 2017 r.

W sobotę, 13 maja, członkowie i sympatycy PTT „W dobrym towarzystwie” udali się na kolejną górską wycieczkę. Wśród uczestników wyprawy znaleźliśmy się również MY – „Groniczki” z SP1 Kozy. Zebraliśmy się na placu targowym o siódmej. W naszej grupie nie było wiele osób, w porównaniu z innymi wycieczkami. Każdy wiedział, że to nasza pierwsza wyprawa w Tatry. Jak zawsze, jechali z nami też niektórzy rodzice.
Kiedy autokar przyjechał, weszliśmy do niego dołączając w ten sposób do reszty uczestników. I tak oto zaczęła się około trzygodzinna podróż, którą wiele osób zwyczajnie przespało.
Wjeżdżając do Zakopanego, mogliśmy dostrzec piękne widoki za oknami, ośnieżone wierzchołki Tatr. Nawet jeśli człowiek zdaje sobie sprawę, że tamtejszy klimat jest inny, niż nasz, tak czy siak jest to dla niego specyficzny widok. No bo śnieg w maju?…
Pan przewodnik Jan Nogaś opowiadał o tym, co śmigało obok nas, gdy powoli zbliżaliśmy się do celu. Dużo tego było i trudno zdecydować się na przytoczenie jednej choć z tych historii, więc powiem po prostu, że było ciekawie.
Co prawda mieliśmy przerwę w podróży, którą większość osób spędziła na zewnątrz, z dala od autokaru, jednak wszyscy mieli coś zdrętwiałego po tak długim bezczynnym siedzeniu w miejscu. Niektórzy cieszyli się z tego, że dotarliśmy, inni wręcz przeciwnie, ale i tak ruszyliśmy w drogę.
Grupa rozciągnęła się zaraz na początku jak zawsze. Każdy miał swoje tempo, panowała tylko jedna zasada – pan przewodnik z przodu, pani Kasia z tyłu. Chociaż w sumie to dwie zasady…
Niektórzy bardzo dogłębnie odczuwali nieobecność pani Sylwii. (Powiem od razu, że w drodze powrotnej takie osoby przekrzykiwały się z innymi, mówiąc, że „one pozdrawiają najbardziej!”, gdy pani Kasia dzwoniła do brakującej nauczycielki). Jednak nie przeszkadzało to w dobrej zabawie, która dla pewnych osób była narzekaniem na wszystko i wszystkich… Do czego każdy ze stałych uczestników wycieczek był przyzwyczajony.
Padało jedynie przez chwilę, lecz zapowiadało się na większą ulewę. Taki urok górskich klimatów – człowiek nigdy nie umie przewidzieć, jaka pogoda go przywita lub pożegna. Na szczęście szybko przeszło i przez resztę wycieczki słońce przygrzewało na odsłoniętych terenach.
Kiedy doszliśmy na szczyt Wielkiego Kopieńca (1328 m n.p.m.), usiedliśmy na skałach. Podczas tej przerwy osoby z lękiem wysokości powinny raczej zostać na dole… Naprawdę byliśmy bardzo wysoko. Na horyzoncie, zasłanianym mgłą, odcinał się przeciwny szczyt, gołym okiem wyglądający na większy niż ten, który zdobyliśmy. W dolinie pod nim zauważyć się dało parę zabudowań. Pod nami, daleko i głęboko, były drzewa, wzniesienia i zagłębienia terenu, od których mogło się kręcić w głowie.
Jednak nie był to koniec. Po kolejnej dawce spaceru znaleźliśmy się na Polanie Olczyskiej, gdzie znajdowało się parę ławek i stołów. Znów mieliśmy chwilę na odpoczynek. Mieliśmy tam okazję podziwiać Wywierzysko Olczyskie, z którego brał początek niezwykle czysty, pieniący się Olczyski Potok. Parę osób przeskakiwało nad nim lub wyławiało kamienie, ale większość zajęta była pałaszowaniem słodkości i innych skarbów z plecaków.
Gdy udało nam się zdobyć ostatni szczyt, Nosal (1206 m n.p.m.), wiele osób uznało, że to koniec. Byli w wielkim błędzie, teraz czekało nas jeszcze zejście. Całe szczęście, nikt nie zrobił sobie nic poważnego, a my wszyscy bezpiecznie zeszliśmy na „niziny”.
Przewodnik poprowadził nas do końca. I gdy już wszyscy widzieli autokar, a uczniom oczy rozszerzyły się na myśl, że już koniec i mają czas dla siebie, pan przewodnik się zatrzymał i zaczął opowiadać o ośrodku rekreacyjnym koło nas, parę metrów od autokaru! Większość osób nie mogła się skupić na tym, co mówi, gdyż w głowie było im tylko dojście do końca.
Kiedy wreszcie zajęliśmy swoje miejsca, okazało się, że mamy pół godziny do odjazdu. Pani Kasia zaproponowała spacer i chyba nietrudno wyobrazić sobie naszą reakcję. Podobnie jak podczas jazdy porannej, dużo osób spało lub odpoczywało przynajmniej na chwilę. Wtedy właśnie miała miejsce rozmowa z panią Sylwią.
Szczęśliwie dotarliśmy do celu około godz. 20:00 zmęczeni i obolali, ale jednak usatysfakcjonowani 🙂

Marta Jurczak (SP1 Kozy)
.

nasza grupa na początku wycieczki

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.